Brother from another mother pt II
Zbliżały się moje piętnaste urodziny. Od niedawna towarzyszy mi czworonożny przyjaciel imieniem Brutus. Ana i Pan Jarvis pomagają mi w uczeniu czworonoga wszelkich komend a z ojcem praktycznie nie rozmawiam. Czasem odwiedzała nas Peggy, która jak się okazało była tylko przyjaciółką i z czasem się polubiłyśmy. Jednak z Brutusem wychodził na spacery Pan Jarvis a nie ja co mi się nie podobało.
- Rose, możemy porozmawiać?-
- Chcę zabierać Brutusa na spacery-
- Nie ma mowy. Nie panujesz nad tym-
- To będzie ktoś ze mną, ale mam dość siedzenia tutaj! Chcę mieć trochę normalnego życia!-
- Dobrze, już dobrze. Możesz wychodzić, ale ktoś ma Ci towarzyszyć-
- Świetnie. W takim razie biorę Brutusa na spacer-
- Ale...-
Nie dając mu dokończyć wyszłam z jego gabinetu i poszłam do swojego pokoju. Brutus na mój widok od razu przyszedł do mnie i domagał się by go głaskać.
- Idziemy na spacer kolego?-
Zaszczekał tylko.
- Uznaję to za tak. Chodź poszukamy Pana Jarvisa-
Przeszukałam większość domu, ale nie znalazłam go. Dopiero gdy szłam do ogródka usłyszałam jak z kimś rozmawia i poszłam za głosami.
- Panie Jarvis?-
- Tak Panno Rose?-
- Chciałabym wyjść na spacer z Brutusem-
- Czy to znaczy, że panienki ojciec się zgodził?-
- Tylko pod warunkiem, że ktoś mi będzie towarzyszyć-
- Chętnie z Tobą pójdę. Oczywiście jeśli chcesz-
Zza pleców Pana Jarvisa wychyliła się Peggy.
- Bardzo chętnie-
- Tylko proszę nie wracać za późno-
- Będziemy na kolację-
- W takim razie miłego spaceru-
- Dziękuję-
Przypiął smycz Brutusowi a następnie mi ją podał. Opuściłyśmy teren posesji.
- Dokąd chcesz iść?-
- Nie mam pojęcia. Może tak po prostu przed siebie?-
Szłyśmy przed siebie rozmawiając a Brutus był szczęśliwy, że wyszedł na spacer. Z początku miałam nawet obawy, że będzie mnie ciągnął albo szalał, ale był bardzo spokojny. W pewnym momencie czworonóg musiał coś wyłapać, bo zaczął mnie gdzieś za sobą ciągnąć.
- Co tam znalazłeś przyjacielu?-
Szedł tak aż do jakiejś alejki. Zatrzymał się na chwilę i zaczął warczeć. Kucnęłam obok niego i zaczęłam go głaskać by się uspokoił. Nie przestając go głaskać spojrzałam na co tak warczy. Zobaczyłam jakiegoś faceta znęcającego się nad kimś i w tym samym momencie Brutus rzucił się w jego stronę. Pobiegłam za nim. Pies chwycił go za nogawkę, ale ten go kopnął.
- Ej!-
Odwrócił się.
- Co z Ciebie za człowiek, skoro kopiesz nawet zwierzęta?!-
- Nie wtrącaj się dziewczynko-
Ja Ci pokaże dziewczynkę. Wyjęłam z torebki zepsutą zapalniczkę. Zbliżyłam się do niego, „odpaliłam" zapalniczkę i zaczęłam ją do niego przybliżać. Na jego twarzy zaczęło się malować przerażenie.
- A teraz przeproś-
- Za?-
- Kopnąłeś mojego psa i znęcałeś się nad słabszym-
- Nie-
Poruszyłam ręką.
- Dobra! Przepraszam! Tylko mnie nie podpalaj!-
Zza jego pleców wychylił się drobny chłopak.
- Wszystko w porządku?-
Pokiwał głową a ja wróciłam do oprawcy.
- W takim razie akceptuję przeprosiny-
Odsunęłam zapalniczkę, facet uciekł a mój pies do mnie podbiegł.
- Nic Ci nie jest?-
- Poradził bym sobie-
- W to nie wątpię, ale pytałam mojego psa-
Chwyciłam smycz a następnie spojrzałam na chłopaka.
- Steve czy ty wszędzie szukasz guza?-
Odwróciłam się i ujrzałam drugiego.
- Stałeś tu cały czas?-
- I wszystko widziałem-
Spojrzałam na Brutusa.
- Jeśli go ugryziesz to udam, że nic nie widziałam-
Pies tylko spojrzał na mnie i przekrzywił łepek.
- Muszę przyznać, że odważna jesteś-
- Broniłam tylko Brutusa, który chciał uratować twojego przyjaciela-
Czworonóg podszedł do niego.
- Nie ugryzie go?-
- Nie, jego imię tylko ma wydawać się groźne. W rzeczywiści jest bardzo łagodnym towarzyszem-
Usłyszałam jak Peggy mnie woła.
- Miło było, ale muszę już iść-
- Zobaczymy się jeszcze?-
- Nie mam pojęcia. To zależy od niego-
Wskazałam na czworonoga, uśmiechnęłam się i wróciłam do Peggy. Opowiedziałam jej o całym zdarzeniu i poprosiłam by zachowała to dla siebie. Od tego dnia wychodząc na spacer z Brutusem miałam nadzieję na spotkanie, któregoś z nich. Pewnego dnia idąc z Brutusem i Aną wpadłam na nich.
- No proszę Brutus i jego waleczna właścicielka-
- Chłopiec co szuka guza i jego przyjaciel, który się tylko przygląda-
- Czy to Ci chłopcy, o których mi opowiadałaś?-
- Zgadza się-
- Może przyłączycie się do naszej trójki?-
Ana spojrzała na mnie a ja na chłopców.
- Co ty na to Steve? Potowarzyszymy pięknym Paniom?-
Blondyn tylko kiwnął głową i dalszą drogę szliśmy już razem.
- To mówiłaś, że jak masz na imię?-
- Nie mówiłam, jak mam na imię-
- Założę się, że taka piękność jak ty ma też piękne imię-
- Megan-
- Bucky a blondyn to Steve-
- A to Ana-
- Mówisz do mamy po imieniu?-
- Moja mama mnie porzuciła a to moja...-
- Przyjaciółka-
- Właśnie, moja przyjaciółka-
- Dlaczego Cię mama porzuciła?-
- Sugerując się tym co opowiadał tata to wolała życie towarzyskie niż mnie-
- Przykro mi-
- Zupełnie nie potrzebnie Steve. Pogodziłam się z tym-
Spacerowaliśmy tak aż do momentu, gdy musiałyśmy wracać, więc pożegnałyśmy się i udałyśmy się z powrotem do domu.
- Mili prawda?-
- Zgadza się-
- Czemu przedstawiłaś się jako Megan?-
- Po pierwsze tata a po drugie nie chciałam, żeby uznawali mnie za jakąś nadętą Panienkę tylko dlatego, że jestem Stark-
- Nie jesteś nadętą Panienką, tylko mądrą i poukładaną-
- Może i jestem, ale nazwisko Stark raczej nie ma zbyt ciekawej opinii-
- Racja-
W końcu nadeszły moje urodziny. Oczywiście mojego ojca jak zwykle nie było, ale była Peggy, Ana, Pan Jarvis i Brutus. Spędziłam bardzo miło dzień na rozmowach z bliskimi mi osobami. W końcu przyszła pora otworzyć prezenty. Od Peggy dostałam malutki zestaw do makijażu, od Any dostałam śliczną suknię a od Pana Jarvisa książkę kucharską.
- Książka kucharska?-
- Ostatnim razem gotowanie sprawiło Panience sporo radości, więc pomyślałem, że się przyda-
- Szkoda, tylko, że z niej nie skorzystam-
- Skorzystasz, jeśli obiecasz nie robić więcej takiego pobojowiska-
- To lepiej nie będę gotować. Coś się stało tato?-
Spojrzałam na niego.
- Przyszedłem wręczyć Ci prezent-
Podał mi ładnie zapakowane pudełeczko. Ciekawe co tym razem? Otworzyłam je i ujrzałam naszyjnik. Podniosłam go, żeby się mu przyjrzeć.
- Auto? Serio?-
- Chciałem żebyś miała coś co Ci się będzie ze mną kojarzyć-
Włożyłam naszyjnik z powrotem do pudełka i podałam je tacie.
- Nie podoba Ci się?-
- Skoro ma mi Cię przypominać to chyba powinnam założyć prawda?-
- Racja-
Uśmiechnął się i założył mi naszyjnik.
- Panno Rose a czy Panienki przyjaciele też wpadną?-
- Jacy przyjaciele?-
- Nie mam pojęcia. Moi przyjaciel tu przecież są-
Wskazałam na gości.
- Rose, chcesz mi o czymś powiedzieć?-
- Dziękuję za prezent. Chcesz tortu?-
- Wyjaśnisz?-
- No tort to takie ciasto tylko na urodziny-
- Peggy może ty mi powiesz?-
- Zgaduję, że Rose chciała spędzić z tobą czas Howardzie-
Pokiwałam głową na potwierdzenie jej słów. Wiedziałam, że ani Ana ani Peggy mnie nie wydadzą, ale nie wiedziałam czy Pan Jarvis nie zdradzi mojego sekretu.
- No dobrze, nie będę drążyć dalej-
Odetchnęłam z ulgą.
- To zostaniesz?-
- Bardzo chętnie-
W tym samym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Oczywiście Pan Jarvis poszedł sprawdzić o co chodzi.
- Masz jeszcze jakiś dla mnie prezent tato?-
- Tym razem posłuchałem twojej prośby-
- Panno Rose, mogę prosić na chwilę?-
- Oczywiście-
Wstałam i udałam się za lokajem. Szliśmy w milczeniu, a gdy byliśmy już przy drzwiach wejściowych nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Cześć piękna-
- Co wy tu robicie. Co?-
- Przyszliśmy...-
- Jakim cudem w ogóle tu trafiliście?!-
- Nie denerwuj się tak piękna-
- Bucky, mówiłem Ci, że to zły pomysł. Ona się nas wstydzi chyba-
Zagotował się we mnie.
- Gadaj Bucky. Skąd wiedzieliście-
- Usłyszałem od takiej jednej aktoreczki jak mówiła o Starku i opisywała Ciebie-
- Jak wyglądała?-
- Drobna blondynka, dość ładna i taki nieprzyjemny głosik. Znasz?-
- Tylko chwilę ją widziałam-
- Mówiła same kłamstwa o Tobie-
Spojrzałam na blondyna z uniesioną brwią.
- Ah tak? Jakie?-
- Nie chcesz wiedzieć-
On mi tego nie powie, więc spojrzałam na jego przyjaciela.
- Jesteś pewna?-
- Masz powiedzieć słowo w słowo-
- Powiedziała, że w życiu nie widziała tak rozpuszczonego dziecka i nie rozumie jakim cudem jest córką Howarda Starka-
- To tyle?-
- Nie. Mówiła jeszcze, że to twoje bydle zniszczyło jej sukienkę, nazwała Cię głupią i wspominała coś jeszcze o jakiejś Rosalie, że ogólnie jest małą, podłą niewdzięcznicą-
- I to ona Wam powiedziała, że tu mieszkam?-
- Tak-
- Czyli to takie historie się opowiada, gdy się zna malutki fragment historii-
- Jakoś nie specjalnie się tym przejęłaś-
- Rose skarbie, kim są Ci dwaj?-
Momentalnie się odwróciłam. To już nie żyję.
- Przecież ona ma na imię Megan-
Spojrzałam na blondyna i zgromiłam go.
- Jesteśmy...-
Przeniosłam wzrok na drugiego. Od razu zamilkł.
- To jak słońce? Powiesz mi?-
Chyba nie ma już co dłużej ukrywać. Wzięłam głęboki wdech.
- To Steve i Bucky. Moi koledzy-
- Twoi koledzy? Czyli to po to Ci Brutus?-
- On jest po to żebym miała z kim spędzać czas w tym wielkim domu, skoro mój własny ojciec nie ma dla mnie czasu-
- Zaczekaj. To ta aktorka mówiła prawdę?-
- Co do mojego imienia i nazwiska mówiła prawdę-
- Czyli jesteś...-
- Rosalie Stark. Megan jest od Margaret a tak mam na drugie-
- O czym oni mówią?-
- O twojej Dolores mówiącej jakie to ze mnie rozpuszczone, głupie, podłe i niewdzięczne dziecko-
- Z tym się nie mogę zgodzić, ale nie taka była umowa-
- Trzymasz mnie tu w zamknięciu tak jakbym była jakimś zagrożeniem dla całego świata-
- Dobrze wiesz, dlaczego nigdzie nie pozwalam Ci wychodzić-
- Ah tak. Jestem nieślubnym dzieckiem z przelotnego romansu z niebywale piękną szyfrantką. Coś jeszcze pominęłam?-
- Eksperymenty-
- Właśnie. Jestem eksperymentem i zwyczajnie się mnie wstydzisz. Dobrze, że moja inteligencja i poczucie humoru mnie trochę ratuje-
Nie czekając aż coś powie poszłam po Brutusa, zabrałam prezenty a następnie do swojego pokoju. Wyjęłam walizkę, spakowałam do niej trochę ubrań, prezenty, rzeczy Brutusa i zeszłam na dół.
- Rosalie? Dokąd idziesz?-
- Gdziekolwiek, gdzie nie będą się mnie wstydzić-
- Ale...-
- Nie martw się. Będę używać nazwiska matki. Nikt nie będzie o mnie wiedział-
W tym samym momencie zjawia się Ana.
- Peggy musiała już iść a ty, gdzie się wybierasz?-
- Nie wiem jeszcze-
- Panno Rose, proszę to przemyśleć-
- Nie mam czego-
Nie czekając aż ktoś coś zrobi, zapięłam smycz Brutusowi i wyszłam z domu a chłopcy za mną.
- Jesteś pewna, że chcesz opuścić taki dom?-
- A cieszyłbyś się z siedzenia w takim domu samemu? Bez swojego przyjaciela?-
- No nie-
- A tak wyglądało moje życie od 13 lat-
- A jak mamy do Ciebie mówić?-
- Jeśli chcecie możecie Margaret a możecie też Rosalie. To już wasz wybór-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top