prologue
"nie każda noc jest dobra."
Został pochłonięty przez świat, ludzi i niewyjaśnione sytuacje. Każdy jego czyn niósł za sobą katastrofalne skutki. Stał się bałaganem uczuć. Chciał być dobry, lecz zło w jego życiu przejęło kontrolę nad wszystkim co prawidłowe. Demony wtopiły się w jego duszę, bez zamiaru opuszczenia jej. Postrzegano go, jako chorego nastolatka, niedoceniającego życia. Ale oni go nie znali. Nie zasługiwali na to by ingerować w jego człowieczeństwo. Choć przykryli go lękiem i wstydem, owinęli mrokiem, Ryan Ross wiedział, że nawet na zachmurzonym niebie dostrzeże Słońce. Wychował go martwy świat, w którym nawet poezja brzmi fałszywie. Gdzie wszystko się rozpada, podlega destrukcji, a nieodłącznym elementem życia jest śmierć. To ona zwalnia od wszelkich zobowiązań, to przez nią chłopak siedział przy kuchennym blacie i na poduszonej kartce papieru pisał trzy słowa: Bóg jest martwy.
x!!!!x
Brendon zaczął dostrzegać Księżyc, wtedy gdy stracił sens czegokolwiek. Widział Go nocą, skrywającego prawdę i bezczelnie pięknego. Niekiedy wątpił w to, czy jest prawdziwy, ponieważ Jego blask przyćmiewał wszystko. Mówiono mu, że nie istnieje cień, który byłby bardziej cieniem od innych. Lecz dla niego, Księżyc był "bardziej" we wszystkim.
a: prolog, krótki. dziękuję i pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top