36. (Ostatni)
-Harry, chodź tutaj! - westchnął Louis stojąc naprzeciwko ściany, którą ich syn przed chwilą pomazał mazakami.
-Co sie dzieje?- wszedł do salonu zmartwiony po czym zaśmiał się widząc rysunek. - Timmy nie wolno tak robić. - podszedł do synka i wziął go na ręce.
-Nie? - spojrzał na niego.
-Nie. - pokręcił głową. - Widzisz, tatuś teraz jest zły. - pokazał na omegę, który próbował umyć ścianę. Chłopiec zaczął się wiercić w jego ramionach niemo prosząc aby go puścił. Gdy tylko znalazł się na ziemi pobiegł do szatyna i przytulił go.
-Przepraszam tatusiu.
-Musisz mi obiecać że nie będziesz tak robić. Mazakami można malować tylko po kartce, dobrze? - spojrzał na niego. Dziecko pokiwało głową po czym od razu pobiegł do innego pokoju szukając psa.
-Jutro się tym zajmę, zostaw to. - Harry podszedł do męża i podniósł go z kolan.
-Zaprowadzisz go jutro do przedszkola? Musze iść jutro trochę wcześniej do pracy i nie wiem czy zdążę. - westchnął i poszedł do kuchni przygotować obiad.
-Zaprowadze. - poszedł za nim i zaczął mu pomagać. - Ale niestety ty będziesz musiał go odebrać, obiecałem Liamowi, że przyjdę mu pomóc w dokończeniu pokoiku dla dziecka. Odkąd Zayn pojechał do rodziny nie może sobie sam z tym wszystkim poradzić.
-Okej, z odebraniem nie będe miał problemu. I tak miałem iść z Niallem i Annabelle na spacer to zabiorę go po drodze. - uśmiechnął się.
-Tato jeść. - Timothy wszedł do kuchni podwijając bluzkę i pokazując brzuch.
-Za chwilę będzie. - Harry wziął go na ręce i posadził w odpowiednim krzesełku. Szatyn szybko skończył robić zupę. Nalał dziecku do plastikowej miseczki i postawił przed nim. Ten wziął go ręki łyżkę i uderzał w zupę sprawiając że ta wylewała się.
-Timmy! - powiedział zdenerwowany Styles.
-Ja chce papu.
-Wystarczy powiedzieć. - zabrał mu wszystko i wlał do blendera. Zmiksował wszystko i podał chłopcu, który teraz jadł obiad ze smakiem. Usiadł przy stole obok swojego męża delektując się obiadem. - Może poświęci u sobie trochę czasu gdy Timmy pójdzie spać? - alfa uśmiechnął się do szatyna.
-Tak, zdecydowanie potrzebuje teraz odpoczynku. - westchnął. Kochał swoje dziecko jednak rodzicielstwo trochę go męczyło.
-Oh Lou, stajesz się już staruszkiem. Nie o takie poświęcenie czasu mi chodziło. - zaśmiał się i wytarl dziecku buzię.
-Ale takie będzie lepsze. - zaśmiał się. - Z resztą nie będę tego robił z dzieckiem za ścianą. Później ty będziesz mu tłumaczyć co robiliśmy gdy wszedł do sypialni. Zayn już miał taką rozmowę z Ann, będziesz mógł wziąć lekcje.
-Okej, masz rację. To nie był zbyt dobry pomysł. - pokręcił głową.
Skończyli jeść obiad po czym Louis poszedł położyć swojego syna do łóżka a Harry zajął się sprzątaniem po posiłku. Omega zszedł na dół i rzucił się na kanapę stękając przy tym cicho.
-Dzwonili dzisiaj do mnie kupcy na nasz stary dom. Chcieliby iść go zobaczyć jeszcze w tym tygodniu, myślisz że znajdziemy na to obydwoje czas? - usiadł na kanapie biorąc jego łydki na swoje nogi.
-Myślę że tak. Tylko po południu, bo rano idę do kawiarni. - włączył telewizor.
-Dobrze, po jutrze obydwoje mamy radę, twoja obecność jest obowiązkowa, więc lepiej od razu weź sobie wolne.
-Zdecydowanie bardziej wolę tą część pracy luny, w której omegi przychodzą do mnie po rady. Nie lubię być na radach, nie mogę się wtedy odzywać. - wywrócił oczami.
-Bo musisz być wtedy podporządkowany swojej alfie. Ja i tak nie stosuje się do połowy zasad. - poklepał go po łydce.
-No i dobrze. - uśmiechnął się. Usiadł na kanapie po czym przeniósł się na jego kolana.
-Uwielbiam gdy siedzisz mi na kolanach. - mruknął calujsc go w kark.
-Wiem, dlatego to robię. - zaśmiał się. - Ostatnio tak sobie myślałem, że może jak Timothy skończy sześć lat, zaadaptujemy kolejne dziecko?
-Myślisz że to będzie odpowiedni czas? To będzie za dwa lata, będziemy gotowi na dwójkę dzieci?
-Oczywiście, że tak Hazz. Z Timmy'm daliśmy sobie radę to z kolejnym też. Z resztą zawsze obok jest moja mama, ona nam pomoże. My nie robimy się coraz młodsi. - wywrócił oczami.
-Nie mogę uwierzyć że odkąd wzięliśmy Timothy minęły trzy lata. Miał roczek a był taki malutki. - alfa uśmiechnął się czule do niego.
-Jak tylko go zobaczyłem wiedziałem że nie będę chciał żadnego innego. Ma tak samo zielone oczy jak ty. - położył głowę na jego klatce piersiowej.
-Nie, jego oczy są bardziej zielone, takie niesamowite. - zaczął jeździć dłonią po jego udzie.
-On cały jest niesamowity. - szepnął. Chwilę później po domu rozległ się dźwięk dzwonka. Louis szybko podbiegł i otworzył drzwi wpuszczając Nialla i Liama. - Cześć, nie spodziewałem się was dzisiaj.
-Byliśmy przed chwilą na wizycie u ginekologa. - westchnął Liam wchodząc do salonu i witając się z Harrym.
-I co? - spytał podekscytowany szatyn.
-Tym razem tak zaszaleli, że zrobili bliźniaki, rozumiecie? Annabelle ma dopiero pięć lat a my już spodziewamy się dwójki. - zaśmiał się.
-Ale to świetnie. Zawsze chciałeś mieć dużą rodzinę. - uśmiechnął się szatyn.
-Tak, ja cholernie się z tego cieszę ale nie sądziłem że to wszystko pójdzie tak szybko. - pokręcił głową.
-Zayn już wie? - spytał brunet.
-Nie, jeszcze nie. Za trzy dni wraca razem z Annabelle i postanowiliśmy mu wtedy powiedzieć. Jestem pewny że się ucieszy, ale nie wiem jak zareaguje Ann. - zaśmiał się.
-Pewnie się ucieszy. Jestem pewny, że będzie im jeszcze dziękować. Kto by wytrzymał z trzema ojcami. - wywrocił oczami.
-Nie przeszkadza jej to. - blondyn zaśmiał się. - A co zrobiliście z Timmym?
-Śpi na górze. Pora obiadowa to zawsze jego pora na drzemkę. Tęskni za Ann, ostatnio cały dzień chodził i pytał się czy go do niej zawieziemy. Będzie w niebie jak tylko wróci.
-Uroczy urwis. W ten sam dzień ją tutaj jeszcze przywieziemy. - zaśmiał się.
Resztę spotkania spędzili rozmawiając ze sobą i jedząc przekąski, które przyniósł szatyn. Około godziny osiemnastej gdy w salonie został tylko Louis i Harry nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu alfy. Ten odebrał zaczynając rozmawiać bardziej profesjonalnie przez co szatyn domyślił się że ktoś miał jakąś sprawę do alfy stada.
-Kto to?- spytał gdy ten rozłączył się.
-Omega, chce przerwać połączenie. Umówiłem się na jutro.
-Tylko podczas tego przerywania ty się z nią nie połącz. - zaśmiał się nawiązując do ich sytuacji.
-Nigdy, ty byłeś mi przeznaczony. - złożył na jego ustach pocałunek.
🏳️🌈🏳️🌈🏳️🌈
I tak dobrneliśmy do końca!
Bardzo wam wszystkim dziękuję za wyświetlenia, komentarze, gwiazdki ❤️
Przywiązałam się do tej książki, ale co dobre szybko się kończy.
Jeśli czekacie na moje kolejne ff to nie usuwajcie tej książki z biblioteki bo być może za jakiś czas pojawi się tutaj informacja o nowej książce! ❤️
Miłego dnia! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top