30.
Dwa dni później Louis dostał wypis ze szpitala, przez co był bardzo wdzięczny lekarzowi, że pozwolił mu wyjść z niego trochę wcześniej. Aktualnie siedział na łóżku i czekał na Harry'ego, który poszedł do pobliskiego bufetu, aby kupić szatynowi jakieś jedzenie. Nie miał możliwości zrobienia czegoś w domu, ponieważ przez większość czasu siedział w sali ze swoją omegą.
Louisa bardzo zastanawiało to, czemu nie mogą się po prostu zatrzymać w jakimś małym pubie i zjeść coś, ale nie chciał się kłócić z brunetem. Owszem był głodny, ale wytrzymały dopóki alfa nie przyrządziłaby czegoś.
-Już jestem. - podał mu pudełeczko z jedzeniem, a sam zarzucił na ramię torbę z ubraniami. - Była mała kolejka. - wytłumaczył i zaczął wychodzić za szatynem z sali.
-Nie wiem po co się tak spieszyłeś, przecież nie jestem dzieckiem, które zacznie płakać jeśli nie dostanie jedzenia przez 30minut. - zaśmiał się.
-Ale musisz jeść dużo i jeśli zjesz teraz i za 30 minut to też nic ci się nie stanie. - wzruszył ramionami.
-Tylko będę wyglądał jak beczka. - wywrócił oczami. - Tyle to nawet ty nie jesz. - wyszli z budynku i zaczęli kierować się w stronę auta.
-Bo ja jem więcej, dlatego jestem taki silny. - otworzył mu drzwi po czym wrzucił torbę na tylnie siedzenia i usiadł za kierownicą.
-Jesteś silny tylko dlatego, bo jesteś alfą. W innym przypadku nie miałbyś w ogóle siły. - zapiął pasy po czym otworzył pudełeczko i zaczął jeść.
-Wmawiaj sobie. - pokręcił głową i wyjechał z parkingu. - Remmy zostanie do końca tygodnia jeszcze u Zayna. Przez to że cały czas byłem z tobą nie mogłem się nim odpowiednio zająć a podobno bardzo polubili się z Niallem.
-Remmy lubi każdego. - uśmiechnął się lekko z pełną buzią. - Idealnym przykładem jest to, że lubi ciebie. - zaśmiał się przez co kawałek mięsa wypadł mu z ust.
-Mnie lubią wszyscy.
-Teraz tak, ale tylko przez to że masz wspaniałą omegę.
-No nie mogę zaprzeczyć, jest wspaniała. - uśmiechnął się przez co na policzkach szatyna pojawił się czerwony odcień.
Chwilę później dojechali do domu, szatyn wysiadł z auta i wszedł do domu od razu wyrzucając puste pudełko do kosza w kuchni. Usiadł przy stole i spojrzał z uśmiechem na bruneta, który akurat wszedł do pomieszczenia.
-To co, czas na przyrządzenie drugiego dania? - otworzył lodówkę.
-Hazz, czy ty chcesz żebym jadł tak dużo aż będę wyglądał jakbym był w ciąży? - spojrzał na niego podejrzliwie.
-Oczywiście, że nie. Chcę żebyś miał dużo siły i szybciej wyzdrowiał. - wyciągnął jajka i warzywa z lodówki.
-Mam nadzieję, bo nie chce mieć nadwagi. - zaśmiał się.
-Do nadwagi brakuje ci naprawdę dużo, jesteś chudziutki. - podszedł do niego i pocałował go lekko.
Odszedł od niego i zaczął robić omlet z warzywami. Chwilę później położył przed omegą talerz z jedzeniem. - Nie pasuje za bardzo jako obiad, ale to jest szybkie i dobre. - usiadł obok niego i zaczął powoli jeść swoje danie.
Gdy tylko je skończył spojrzał na swojego partnera i zdziwiony uniósł brwi.
-Dlaczego jeszcze nie zjadłeś?
-Jem po prostu wolniej. - wzruszył ramionami.
-Jeśli nie jesz tylko dlatego, że nie chcesz przytyć to cię uderze. - powiedział lekko zdenerwowany.
-Nie uderzysz mnie. Nie jesteś agresywny. - zaśmiał się.
-Uderze, chcesz się przekonać jak daje klapsy?
-Hazz! Nie gadaj takich rzeczy! - zarumienił się.
-Tylko ty widzisz w tym podtekst. - wzruszył ramionami uśmiechnięty.
Chwilę później szatyn zjadł wszystko po czym odłożył talerz na szafkę.
-Idziemy do sypialni? - stanął w drzwiach.
-A co, przekonałeś się co do mojej propozycji? - wstał i złapał go za rękę.
-Nie, po prostu chce się z tobą położyć w łóżku. Wygodniejszym niż to w szpitalu. - wszedł do sypialni i położył się na łóżku. Brunet, który szedł za nim zawisł nad nim i położył ręce po dwóch stronach jego głowy. Schylił się i pocałował go lekko. - Co, ruja daje się we znaki? - szatyn zaśmiał się gdy przerwał pocałunek.
-Trochę, jeszcze na tym łóżku tak prowokujesz.. - szepnął mu na ucho.
-Harreh, coś ci się w głowę stało, bo aktualnie leżę rozwalony na łóżku i nie ma w tym nic prowokującego. - zaśmiał się.
-A co powiesz na mały seks uzdrawiający?
-Tak, z twoim penisem na pewno będzie uzdrawiający, jeśli nie będę mógł chodzić następnego dnia. - wywrócił oczami odpychając go przez co alfa położyła się na plecach na łóżku. - Zaczynasz myśleć kutasem. - położył głowę na jego piersi.
-Po prostu stęskniłem się za widokiem twojego nagiego ciała. - wsunął palce w jego włosy i zaczął ciągnąć lekko za końcówki.
-Nie wiem jak ja z tobą wytrzymam. - pokręcił głową. - Wolałem jak nie byłeś pewny czy w ogóle mnie dotknąć. - zaśmiał się.
-Nie kłam. Nie lubiłeś tego, bo teraz przynajmniej możemy się przytulać cały czas, całować. - mruknął cicho.
-Brzmisz jak nastolatek dla którego związek to tylko seks.
-Ale jestem starym alfą, który nie miał jeszcze rui, to gorsze niż napalony nastolatek.
-Akurat u ciebie zdecydowanie gorsze. - zaczął jeździć palcem po jego klatce piersiowej. - Ale spróbuj się powstrzymać chociaż do jutra, bo w szpitalu nie spałem zbyt dobrze i mógłbym zasnąć w trakcie a to byłoby żenujące.
-Oczywiście, poczekam. - pocałował go w głowę. - To może teraz prześpij się trochę. Obudzę cię na kolacje. - odsunął sie od niego i przykrył go pierzyną.
-A dlaczego nie zostaniesz ze mną?
-Muszę iść uzupełnić kilka papierów. Pomimo, że wziąłem sobie wolne niektórych rzeczy nie mogą za mnie zrobić. - westchnął.
-No dobrze, dobranoc. - odwrócił się do niego plecami i zamknął oczy.
Późnym wieczorem Styles wszedł do sypialni gdzie wciąż spał szatyn. Usiadł na łóżku tuż przy nim i zaczął go smyrać po ręce okrytej bluzą.
-Lou, wstań już. - szepnął.
-Może jeszcze kilka minut. - mruknął przewracając się na plecy.
-Kolacja stygnie. - odkrył go.
-A co zrobiłeś? - otworzył oczy i przetarł je.
-Chodź na dół to się dowiesz. - zaśmiał się cicho i wstał patrząc na niego z góry.
-Dlaczego mnie tak męczysz? - jęknął i wstał z łóżka.
-Nie męczę cię. Po prostu próbuję ściągnąć cię na kolacje. - złapał go za rękę i zszedł na dół gdzie na stole w jadalni leżały dwa talerze z zapiekanką makaronową i dwie zapalone świece po środku stołu.
-Romantyczna kolacja przy świecach? - uśmiechnął się lekko.
-Muszę dbać o swoją omege. - odsunął mu krzesło po czym usiadł naprzeciwko niego. Szatyn zaczął wolno jeść rozkoszując się dobrym smakiem, a brunet nalał im po kieliszku wina.
-Hazz, nie mogę jeszcze dzisiaj pić alkoholu, brałem leki. - odsunął od siebie kieliszek.
-Cholera, no tak. - westchnął lekko zażenowany. - Zapomnijmy o tym winie. - wyniósł wszystko do kuchni po czym wrócił na swoje miejsce.
-Dlaczego jesteś tak zdenerwowany? To zwykła kolacja. - spojrzał na niego zdziwiony.
-Tak po prostu, chciałem żeby wszystko wypadło dobrze. - zaczął jeść.
-Oh Harry, nie ważne co się stanie dla mnie i tak będzie dobrze. - uśmiechnął się do niego.
Przez reszte posiłku cały czas ze sobą rozmawiali. Szatyn bardzo zdziwił się gdy alfa zaczął wycierać spocone dłonie w spodnie i wstał od stołu. Uniósł brwi widząc, że ten do niego podchodzi. Nic z tego nie rozumiał, ten wieczór był naprawdę dziwny.
-Lou, wiem że nie znamy się długo i nasz związek zaczął się od drugiej strony. Nie poznaliśmy się tak jak chcieliśmy, nasze połączenie nie było wynikiem naszych uczuć, a jedynie naszej głupoty. Jednak poznałem cię wystarczająco i wiem, że jesteś idealną omegą dla mnie. Nie chce szukać nikogo innego mając kogoś takiego jak ty przy sobie, dlatego.. - klęknął na jedno kolano i wyciągnął granatowe pudełeczko z kieszeni otwierając je po chwili. - Uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - spojrzał na niego z nadzieją. Przygotowywał się do tej chwili od tygodnia, był pewny swoich uczuć i nie chciał nikogo innego.
-Harreh.. - spojrzał na niego ze łzami w oczach. - Nie spodziewałem się tego tak szybko, ale tak.. wyjdę za ciebie. - rzucił mu się w ramiona. - Nasze życie jest cholernie pokręcone, ale kocham to. - złożył na jego ustach długi pocałunek. Brunet założył na jego palca pierścionek i wziął szatyna na ręce. Zgasił szybko świeczki i poszedł z nim do sypialni.
-Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo się cieszę, że ciebie mam. - szepnął mu do ucha i pocałował w szczękę. Położył go na łóżku i spojrzał na niego uśmiechnięty. - To teraz tylko sprawić abyś miał na nazwisko Styles i dorobić się gromadki dzieci. - położył się między jego nogami.
-Nie chce gromadki, maksymalnie dwa.
-Nie ma takiej możliwości, będziemy mieć więcej dzieci niż twoja mama. - pocałował go lekko.
-Akurat ta kwestia jest do przedyskutowania. - zaśmiał się i oddał pocałunek. Alfa mruknął coś cicho i zaczął ściągać z niego bluzę.
-Czy te zaręczyny były po prostu pretekstem do seksu?
-Nie, ale dobrze byłoby zapieczętować te zaręczyny jakimś namiętnym seksem. - mruknął mu do ucha.
-Masz rację, atmosfera jest idealna na seks. - uśmiechnął się i zaczął rozbierać bruneta.
🏳️🌈🏳️🌈🏳️🌈
Chciałam dodawać teraz rozdziały częściej, ale moja siostra złamała ręke i większość obowiązków spadło na mnie, ale obiecuję, że będę się starać dodawać tak często jak to możliwe! ❤️
Miłego dnia! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top