28.
Im więcej komentarzy i gwiazdek tym szybciej next 😎😎
Kilka dni później Louis z Harrym postanowili odwiedzić w końcu rodziców szatyna. Wiedzieli, że nie mogą tego przedłużać, bo muszą wiedzieć o ich związku i zbliżającym się porodzie ich dziecka. Brunet od rana szykowali się chcąc wyglądać jak najlepiej przy swoich teściach, pomimo że był alfą stada i miał zapewniony szacunek z ich strony to i tak chciał żeby mieli o nim dobre zdanie.
-Harry! Nie zakładaj teraz tej koszuli, do wyjścia zostały nam jeszcze dwie godziny. - westchnął omega zabierając mu koszulę. - To tylko moi rodzice, nie wiem czym się tak stresujesz.
-A ty się przy moich niby nie stresowałeś?
-Ale to była inna sytuacja, wtedy cały nasz związek był wymyślony, a teraz jak już mamy dziecko w planach to wszystko jest na poważnie. Z resztą moja mama ciebie bardzo lubi więc nie ma nawet możliwości żeby ciebie nie polubiła.
-A co z dziewczynkami? Jeśli one mnie nie polubią? - złapał się za włosy.
-Dzisiaj dziewczynek nie będzie, poszły z Lottie do jej alfy. Mama stwierdziła, że za bardzo by przeszkadzały, a na pewno jeszcze nie raz do nich przyjdziemy. - westchnął i z uśmiechem na ustach podszedł do niego i pocałował go lekko. Alfa skorzystał z sytuacji i od razu położył dłonie na jego pośladkach. Louis zdążył zauważyć, że im bliżej jego rui tym bardziej napalony się staje.
-Ślicznie pachniesz. - mruknął mu do ucha.
-Mówiłeś mi to już dzisiaj ale weź się lepiej odsuń, bo to jest trochę niebezpieczne przez rują. - odepchnął go od siebie po czym poszedł do kuchni i wyciągnął całą tabliczkę czekolady.
-Zachcianki? - zaśmiał się alfa.
-Małe. - wzruszył ramionami uśmiechnięty. Brunet zrobił sobie herbatę i usiadł przy stole.
Ponad godzinę później obydwoje byli gotowi do wyjścia. Louis zakładał kurtkę, a brunet pospieszał go mówiąc że się spóźnią.
-Możemy iść panie niecierpliwy. - złapał go za rękę i wyszedł z domu.
-Ale idźmy na nogach, z powrotem w razie czego zamówimy taksówkę.
-Ale jest zimno.
-Harry, akurat dzisiaj pogoda jest ładna i potrzebuje trochę świeżego powietrza, nie mogę cały czas być zamknięty. - warknął.
-No dobrze, nie denerwuj się. - pocałował go w czoło. - Masz szczęście że jest niedaleko w przeciwnym razie nigdy bym się nie zgodził.
Szatyn pokiwał głową i wyszedł na chodnik. Szli wolnym tempem rozmawiając na różne tematy. Przez to, że byli ze sobą już długo nie było u nich tematów tabu i czuli się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze.
-Hazz, chodź po ciastka. - wskazał na mały market.
-U twojej mamy na pewno znajdą się jakieś ciastka. Tam to zjesz. - westchnął.
-Ale tam nie będzie takich jakie ja chce, mama nigdy ich nie kupowała. - niemal tupnął nogą ze złości.
-Co ja z tobą mam. - wywrócił oczami po czym przeszedł na pasach na drugą stronę ulicy.
Kilka minut później zadowolony szatyn razem z alfą wyszli ze sklepu. Omega otworzył swoje ciastka, które zaczął jeść łapczywie.
-To już wszystko czego potrzebujesz? - upewnił się brunet.
-Tak, teraz już nic nie chce. - ruszył na pasy i nim zdążył się zorientować auto, które na jego szczęście nje było rozpędzone uderzyło w niego.
-Louis! - wystraszony brunet od razu do niego pobiegł. - Dlaczego na mnie nie poczekałeś do cholery. - klęknał przy nim i zaczął sprawdzać mu puls. Wystraszył się jeszcze bardziej gdy zobaczył krew na dłoni, która podtrzymywał głowę szatyna. Krzyknął do kierowcy, który przerażony wyszedł z auta, żeby zadzwonił po pogotowie a sam zaczął udzielać mu pierwszej pomocy, co było ciężkie przez to, że jego ciało cały czas się trzęsło. Kilka minut później, które bardzo mu się dłużyły przyjechali ratownicy medyczni, którzy od razu zaczęli zajmować się omegą.
Roztrzęsiony alfa pojechał z nimi karetką na pogotowie nie chcąc zostawić swojego partnera na choćby chwilę samego. Harry dowiedział się od jednego z lekarzy że stan omegi nie jest najgorszy, ale miał wstrząs mózgu. Jednak nie dowiedział się niczego o swoim dziecku, nie wiedział czy wszystko z nim w porządku. Cały zapłakany chodził po korytarzu. Chciał jak najszybciej zobaczyć się z omegą, ale wiedział że narazie to niemożliwe, lekarze cały czas byli w jego sali aby kontrolować stan zdrowia Louisa. W pewnym momencie jego dłonie zaczęły się trzęść a on zjechał po ścianie płacząc. Pomimo że on sam się martwił to jeszcze jego alfa nie dawała mu spokoju. Nie wiedział jak długo spędził siedząc pod ścianą, ale gdy tylko zobaczył lekarza wychodzącego z sali wstał ignorując zawroty głowy i podszedł do niego.
-Co z nim? - spojrzał na starszego mężczyznę, który ściągnął okulary z nosa.
-Jego stan jest stabilny, cały czas musimy go kontrolować. Ma szczęście, wyjdzie z tego. Może pan do niego iść, jednak jest nieprzytomny. Teraz muszę pana przeprosić, ale muszę iść do innych pacjentów. W razie czego, proszę szukać mnie w moim gabinecie. - poklepał go lekko po ramieniu i odszedł. Styles nie zastanawiając się długo od razu wszedł do sali gdzie zobaczył bladego szatyna, któremu pielęgniarka zakładała kroplówkę.
Usiadł na krześle obok łóżka i złapał jego dłoń ściskając ją lekko. Łzy ponownie napłynęły mu do oczu i nie mógł kontrolować tego, że płakał z bezsilności.
-Loueh, musisz być teraz silny, dla mnie, dla naszego maluszka. - szepnął całując jego dłoń. - Tak bardzo cię kocham, nie zostawiaj mnie. - nie sądził, że wyzna mu miłość gdy ten będzie w śpiączce po wypadku. To nie miało tak wyglądać, był pewny swoich uczuć od jakiegoś czasu a teraz gdy szatyn leżał na łóżku szpitalnym po wypadku dopiero odważył się to powiedzieć. Siedział przy nim jeszcze ponad godzinę dopóki nie stwierdził, że musi się zapytać lekarza o swoje dziecko. Ostatni raz pocałował omege w czoło życząc dobrej nocy po czym skierował się w stronę odpowiedniego gabinetu.
-Przepraszam, że przeszkadzam. - szepnął po wejściu. - Chciałem się dowiedzieć czy ciąża Louisa jest zagrożona przez ten wypadek. - usiadł naprzeciwko mężczyzny.
-Przykro mi panie Styles, ale dziecko nie przeżyło wypadku. Uderzenie było zbyt mocne. - starał się to mu przekazać delikatnie.
-Nie przeżyło? - spojrzał na niego ze łzami w oczach. - To niemożliwe. Ono musi żyć. - szepnął. - Nie.. Ono żyje.. - wstał z krzesła i wyszedł z gabinetu podpierając się ściany. - Kłamiesz.. - zaczął mówić do siebie cały czas płacząc. Lekarz wyszedł zaraz za nim i od razu zawołał pielęgniarki, aby te dały brunetowi zastrzyki uspokajające.
🏳️🌈🏳️🌈🏳️🌈
Oops?
Miłego dnia! ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top