Chapter three

***

- Abby..... odezwij się do mnie. Wiesz, że musiałem.....- zaczął kolejną próbę tłumaczeń Pimentel.

Siedzieli właśnie u niego w salonie wraz z Richardem I Chrisem, bo poszkodowany po krótkim spięciu z szarymi wilkami Erick, odpoczywał na górze.
Szare wilki najwidcozniej zrozumiały, że nie mają zbyt wielkich szans w starciu z synem Alfy Stada I wściekłym Christopherem.

Abby jednak wciąż miała w głowie słowa, które usłyszała jeszcze nie tak dawno temu.
Miała połączyć się z Joelem? W swoją gorączke? To właśnie była jej bratnia dusza? Taki był jej los? Miała zostać luną stada?
To wszystko przytłoczyło ją na tyle, że nie miała nawet ochoty słuchać tego, co ma do powiedzenia Joel.

- Myślę, że musicie zostać sami.- westchnął Richard, po czym spojrzał na Abby ze współczuciem I skierował się ku drzwiom, bez zbędnego gadania.

- Tak..... ja.....- odchrząknął Chris.- Sprawdzę co u Ericka.

Pomknął w kierunki schodów.

- Posłuchaj. Przyjechaliście tutaj, gdy byłaś mała, zostawiając waszą poprzednią watahe.
Z jakichś powodów nie byłaś im obojętna. Żeby odpuścili, musiałem im skłamać, że jesteś moją bratnią duszą. Nie mogłem wiedzieć, że to nie tylko kłamstwo. Poczułem więź między nami dopiero, gdy byłaś kiedyś u Ericka, a ja tam wpadłem po klucze do cioci. Potem pojawiłaś się w szkole. Rozumiesz? Nie chciałem cie wystraszyć. Nie mogłem ci tego za szybko powiedzieć.- Joel spojrzał na nią błagalnie.

- I ile jeszcze chciałeś to przede mną ukrywać?- odezwała się w końcu Abby, ale bardzo cicho.

- Nie wiem, pewnie.....- zaczął, ale mu przerwała z pretensjami:

- Pewnie gdyby nie ta sytuacja, to dowiedziałabym się przy mojej gorączce, tak?!

- Być może, ale to miało być dla twojego dobra.

- Dla mojego dobra, tak?! Dla mojego dobra to ty zniknij z mojego życia!!- oburzyła się.

- Nie mówisz tego serio.....

- Nie?! Do widzenia.- wstała I ruszyła ku drzwiom wyjściowym, ale on był szybszy I zagrodził jej je.

- Abby, proszę cię. Dajmy sobie szanse na poznanie się jeszcze raz. Od nowa. Poczekam na ciebie ile będziesz chciała, ale prosze, nie skreślaj mnie.- w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.

Wyraz twarzy Abby trochę złagodniał.

- Możemy trochę lepiej się poznać, ale nic ci nie obiecuje.- westchnęła.- A teraz naprawdę muszę już iść.

- Niech będzie, ale spotkamy się jutro po szkole?- zrobił szczenięce oczka.

- Może znajde dla ciebie czas.- uśmiechnęła się pod nosem.

- Odwieźć cię?- zaproponował.

- W sumie przyda mi się podwózka, ale musimy zajechać jeszcze po coś do centrum, czy to ci pasuje?- upewniła się.

- Jasne.

***

W tym samym czasie Chris leżał na łóżku obok śpiącego Ericka I głaskał go delikatnie po włosach. Dziś naprawdę pierwszy raz od dawna się tak o kogoś martwił. Chciał rozszarpać tego, kto skrzywdził czarną omege I naprawdę ledwo się przed tym wychamował. I tak połamał przeciwnikowi napewno choć jedno żebro I uszkodził łape, ale jego zdaniem to było I tak mało.

Po około godzinie Erick uchylił leniwie oczy. Rozglądnął się, a gdy zobaczył obok leżącego I wpatrującego się w niego Chrisa, zdziwił się. Gdy zasypiał w sypialni gościnnej Joela, był sam.

- Co ty tu robisz?- ziewnął.

- Musiałem przyjść sprawdzić co z moją omegą. Jak się czujesz?

W głowie Ericka zaszumiało. Czy on dalej śpi, czy Christopher naprawdę nazwał go swoją omegą? Był jednak zbyt nieśmiały, by o to spytać.

- Czuję się całkiem dobrze, a gdy jesteś obok to jeszcze lepiej.- udało mu się jednak odpowiedzieć Chrisowi w tali sposób, żeby pociągnąć dalej tą nieco słodką konwersacje.

- Cieszę się, mały. Chcesz coś zjeść?- zaproponował mu starszy.

- Przecież nie umiesz gotować. Może ja coś ugotuje I po prostu razem zjemy.- zaśmiał się czarnowłosy.

- A napewno masz tyle sił?

- No jasne, że tak, głuptasie, przecież się nie połamałem.

Po chwili obaj zeszli do kuchni w celu zrobienia naleśników.

***

- Nie możecie tak po prostu wpadać na nasz teren I atakować. To było lekkomyślne. Gdy przyjdzie odpowiedni czas, sam was poprowadzę do zwycięstwa I zapanowania nad watahą Pimentelów I Abby znów będzie wasza. Na razie jednak muszę tylko stać się jeszcze bliższy Joelowi.

- Jesteś pewien, że dasz rade?

- Tak. Młody Pimentel już uważa mnie za najlepszego przyjaciela. Szczególnie, że odebrałem z wami w tym lesie naprawdę godną Oscara scene.

- Tylko nie próbuj nas oszukać, bo zniszczymy życie twoje, twojej omegi, twojej rodziny.

- Uwierzcie mi. Jestem po waszej stronie.

- Ahh zapomnieliśmy dodać o najważniejszym. Zdradź nas, a twoja córka nie dożyje wieku pięciu lat.

- Skąd..... skąd wy o niej wiecie?!

- My wiemy wszystko, Camacho. Na przyszłość nie próbuj przed nami nic ukrywać.- Liam I Isaac odwrócili się I wsiedli do samochodu, zostawiając zszokowanego I przestraszonego Richarda samego ze swoim sumieniem.

******************************
It was a really bad day.
Ale starałam się napisać coś w miarę dobrego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top