Rozdział 9 [2]
Harry od tygodnia jest w trasie, więc zostaliśmy sami z Darcy.
Pod domem jest pełno ochroniarzy, którzy czasem zaglądają do nas do domu, za co jestem wdzięczny, bo mam kontakt z kimkolwiek.
-Tatuś... Porysujemy coś?- spytała moja dziewczynka.
-Jasne.- wyjąłem jakiś zeszyt z półki i ołówek.
Rysowałem razem z nią, przypominając sobie całe serie komiksów które stworzyłem i westchnąłem cicho gdy zadzwonił telefon.
-Słucham?- odebrałem go, ale po drugiej stronie było słychać tylko ciężki oddech.
Nieznany?
-Halo...- szepnąłem nieco przestraszony i Darcy spojrzała na mnie kładąc uszy po sobie.
-Pilnuj dzieci.- usłyszałem i sygnał się przerwał.
Przerażony odrzuciłem telefon na bok, dopadając od razu do Darcy i popędziłem z nią na górę.
Moja córeczka zaczęła płakać, czując mój strach.
Wpadłem do sypialni mojej i Harry'ego, dopadając do drzwi od garderoby, gdzie się zamknąłem wraz z córką i siedziałem skulony, tuląc ją do siebie.
Oboje drżeliśmy ze strachu, mimo że dziewczynka nawet nie wiedziała o co chodzi.
Dobrałem się do półek z ubraniami Harry'ego, przeszukując je.
-Mam.- jęknąłem.
Słyszałem wyraźne kroki gdzieś na korytarzu.
-Cichutko Darcy, dobrze? Nie odzywaj się i przestań płakać kochanie, nic nam nie będzie.- zmusiłem się by być spokojnym.
W dłoni ścisnąłem nieco zakrzywiony nóż i stanąłem przed drzwiami by bronić córki.
-Kici kici koteczki...- słyszałem śmiech.
Jak ta osoba się tu dostała?!
-Wiem że gdzieś tu jesteś Louis...- weszła do sypialni.
Cholera, cholera, cholera.
To z całą pewnością jest kobieta.
-Darcey, czy jak ci tam mały wypierdku, gdzie jesteś.- warknęła kobieta.
Drzwi od łazienki otworzyły się z impetem.
-Kici kici...- wołała.
Zaczęła grzebać w łazience.
To moja szansa.
Złapałem Darcy i wypadłem z hukiem z garderoby przebiegając przez cały pokój i trzasnąłem drzwiami od sypialni.
-Uciekaj słońce do ochroniarzy!- powiedziałem, puszczając córkę.
Zaparłem się nogami by kobieta nie mogła wyjść z pomieszczenia.
Dobijała się do drzwi, wrzeszcząc coś do mnie, ale nie słuchałem jej.
Ochrona przybiegła natychmiastowo i puściłem ich do środka.
Kobieta wyskakiwała właśnie przez okno, a mi mignęły jedynie czarne włosy i ciemne brązowe uszy i tyle ją widzieli.
Potem było słychać tylko psi jazgot, musieli ją ścigać.
-Wszystko w porządku panie Styles?- zapytali.
-JAK ONA SIĘ TU DOSTAŁA!!!- Zacząłem płakać w głos.
-Musiała przez balkon w pokoju pańskiej córki. Był otwarty.- wyjaśnili.
-Tatuś!- Darcy dopadła do moich nóg.
-Jedziemy do Harry'ego. Nie czuję się bezpiecznie bez niego.- pokręciłem głową, a mężczyźni skinęli głowami.
*********************
Jakieś podejrzenia kim jest ta kobieta?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top