Rozdział 51

Siedziałem niespokojnie na tylnym siedzeniu.

We wnętrzu samochodu czuć było dym z drogich cygar.

Z pewnością droższych niż moje całe życie.

Des Styles siedział na przednim siedzeniu, zaraz obok prowadzącego Harry'ego.

Do tej pory wymienił tylko swoje grzeczności ze mną i przywitał się z synem.

Sprawia wrażenie pieruńsko tajemniczego.

Darcy na szczęście spokojnie śpi, a ja staram się ją wachlować by się nie zatruła dymem.

-Jesteśmy.- mruknął Harry.

Wyskoczyłem jako pierwszy z samochodu, z córką na rękach, opatuloną kocykiem i podbiegłem do drzwi, by je otworzyć.

Na szczęście Kitty o wszystko zadbała i stół w jadalni był nakryty a jedzenie parowało.

-Kocham tą kobietę.- jęknąłem lecąc z Darcy na górę i odłożyłem ją do łóżeczka, zdejmując z niej płaszczyk i butki. 

-Błagam, śpij spokojnie aniołku.- szepnąłem, po czym sam pozbyłem się płaszcza i popędziłem na dół.

Des i Harry dopiero wchodzili do środka.

Starszy Styles zdjął płaszcz i odwiesił go, po czym wszedł do salonu, świecąc na lewo i prawo aurą wydanych na drogi garnitur pieniędzy.

-Dlaczego mnie tu ściągneliście?- zapytał przeskakując wzrokiem ode mnie i od Hazzy.

-Cóż, chcieliśmy byś był zaproszony na nasz ślub, tato.- zaczął spokojnie Harry.

-Ślub? Z kim?- otworzył zaskoczony oczy.

-Mój i Louis'a. I nie mów mi że masz coś przeciwko, bo nie masz nic do gadania w tej sprawie, chcę byś poprostu tam był i tyle.- warknął Harry, opiekuńczo przyciągnął mnie do siebie ramieniem.

-Ale... On ma córkę!- nasz gość był zaskoczony i to bardzo.

-My mamy córkę, Darcy jest nasza, jestem jej biologicznym ojcem a Louis biologiczną... Matką? Biologicznym ojcem?- zaśmiał się Harry.

-Coś za znajome były te loki.- Mężczyzna usiadł na kanapie.

-Może coś do picia? Jedzenie czeka w jadalni..?- niepewnie się odezwałem.

-Nie zachowuj się tak jakbym miał cię zaraz uderzyć, mam być twoim teściem.- Prychnął mężczyzna i wstał, po czym przyciągnął mnie i Harry'ego do uścisku.

A moje oczy właśnie chyba wypadły na podłogę.

-A bierzcie ten ślub! Zrobię na złość tej piździe!- prychnął.

-Piździe?- mruknął Harry, oddając uścisk.

-Grimshaw, chciał mnie przekonać bym nie godził się na nic co związane jest z tym chłopcem. Na początku nie chciałem się zgodzić, ale wtedy się odezwał. Dobrze że jest na tyle śmiały. Niech wam się dobrze żyje synu, obyście byli małżeństwem dłużej niż ja i Anne. Przyjdę na wasz ślub, nawet mogę opłacić wam koszty czy coś. I tak mam za dużo kasy.- wzruszył ramionami mężczyzna, a ja chyba właśnie postradałem zmysły.

-Louis, pokaż no mi się tu bliżej.- złapał moje policzki.

-Śliczny chłopiec, szkoda że to nie kobieta, ale no cóż, ważne żeby tobie się podobał, Harry.- zaśmiał się Des i potem wszyscy poszliśmy jeść kolację.

Des został u nas do następnego wieczoru i przez ten czas nawet zajął się Darcy, która go od razu zaakceptowała.

Mieliśmy dzięki temu chwilę wytchnienia i czas na celebrację tego że rodzina Harry'ego nie ma nic przeciwko naszemu ślubowi.

**********************

Scykały się dupska przez Des'a? XD

Spokojnie, na razie jest spokojnie :3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top