Rozdział 46
Denerwujące pikanie odprowadziło mnie do mojej świadomości.
Słyszałem ciche i stłumione rozmowy, oraz delikatne pojękiwanie, jakby dziecka...
I nagle wszystko wróciło.
Porwanie, Eleonour, Harry, pościg, Darcy, wodospad, postrzał i upadek z wysokości.
-Lou, słyszysz mnie kochanie..?- mama?
-Wróć do nas... Tęsknimy synku.- słyszałem jej głos.
Drgnąłem lekko, starając się otworzyć oczy.
-Lou?- usłyszałem znajomy głos.
Harry?
Zacząłem walczyć z ciemnśscią która mnie ciągnęła do siebie, ale niestety poległem.
/Harry/
-Walczy, on da radę Harry.- matka Louis'a siedziała obok mnie, przy jego łóżku.
Doszło do piątego zatrzymania akcji serca.
-Jest silny, da radę, prawda?- zapłakała Lottie.
-Oczywiście że da! Ma dla kogo walczyć.- odezwała się Kitty.
-Nie chcę żyć w takiej nieświadomości.- bujałem delikatnie w ramionach swoją córkę.
-Spokojnie, on da radę, przeszedł dużo ale wie że teraz będzie tylko lepiej i lepiej.- Poklepał mnie po plecach Niall.
-Oby...- otarłem oczy z niepotrzebnych łez.
-Pani Tomlinson... Jeśli on przeżyje... Chcę go wziąć za mąż... Nie ma pani nic przeciwko?- zapytałem niepewnie.
Kobieta zamarła na chwilę.
Po chwili jednak się uśmiechnęła szeroko.
-Oczywiście że możesz za niego wyjść Harry, nie mam nic przeciwko.- uśmiechnęła się Jay.
Dotknąłem ręki mojego ukochanego.
-Wracaj Lou...- westchnąłem.
I wtedy poczułem delikatny ruch jego zimnej dłoni.
Uchylił powoli powieki, a ja aż podskoczyłem.
-Louis!!!- zapiszczałem.
-Słyszysz nas?- zapytała Jay.
On ścisnął moją dłoń.
-Słyszy. Idę po lekarza. Trzymaj ją Niall.- podałem mu córkę i pobiegłem po lekarza.
On sprawdził szybko stan Louis'a i powiedział że się polepszyło.
-Co... Co się stało...- wychrypiał. -Chwila, jednak wiem co się stało... Co z Darcy?- spojrzał mi w oczy.
-Nic jej nie jest. Jest tutaj.- zabrałem od Niall'a córkę i usiadłem przy nim, by mógł zobaczyć się z małą.
-Moje kochanie...- jego oczy załzawiły.
Wyciągnął drżącą dłoń do córeczki i pogłaskał palcem jej policzek.
-Tęskniliśmy Lou...- załkałem cicho z powodu nagromadzonych emocji.
Mam ich oboje, w końcu tylko dla siebie.
-Pocałuj mnie głąbie.- odchrząknął, a ja od razu wykonałem jego polecenie, a wszyscy zrobili głośne 'aww'.
-Boli mnie ta klatka piersiowa.- jęknął gdy się odsunąłem.
-Przestrzelili ci ją, dziwisz się kochanie?- zaśmiała się jego mama.
-W jakim mieście jesteśmy?- skakał wzrokiem po osobach znajdujących się w pokoju.
-Londyn Lou.- odpowiedziałem mu.
-Dooom.- jęknął, a ja się zaśmiałem.
-Harry... Co z... No wiesz?- zapytał.
-Połamała się. Spadłeś w takie miejsce gdzie była sama woda. Ktoś cię ma chyba w opiece.- zaśmiałem się szczęśliwy i przytuliłem się do niego.
-Tata Lou!- usłyszeliśmy i zaskoczony spojrzałem na Darcy.
-Och, mój aniołek...- wyciągnął po nią ręce i przytulił delikatnie do swojego ciała, a ja odetchnąłem z ulgą.
Teraz w końcu jest przy mnie...
*************************************
Cóż, to ostatni na tą chwilę, muszę trochę odpocząć i zacząć się pakować powoli, ale może coś jeszcze się dzisiaj pojawi.
Mam nadzieję że się wam podobało kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top