Rozdział 21

Słyszałem ciche rozmowy, na które delikatnie uchyliłem oczy.

-Obudził się!!!- usłyszałem raniąxe moje uszy krzyki dziewczynek.

-Och, Bogu dzięki! Louis, kochanie!- nade mną pojawiła się moja mama.

-Co się stało?- jęknąłem.

-Pobili cię w szkole o zemdlałeś. Karetka cię przywiozła do szpitala, prawie umarłam jak cię przejęłam do sali, wiesz?!- mama mnke przytuliła delikatnie
-Gdzie Kitty? Gdzie reszta? Gdzie Harry?- wyszeptałem, czując jak bardzo boli mnie gardło.

-Harry zasnął na korytarzu. Jest trzecia w nocy. Kitty pojechała do domu, postanowiłam zostać dzisiaj dłużej w pracy, byłam tylko po stonki.- wskazała na moje siostry.

-Hej Lottie, Fizzy, Phoebe i Daisy. Ślicznie wyglądacie.- uśmiechnąłem się do dziewczynek i co z tego że wyglądały jak trupy, skulone w fotelach przy moim łóżku.

-Panna Swift odpowie za nękanie ciebie i jej wspólnicy również. Nie wyglądała za pięknie jak tu przyjechała. Podobno jakaś dziewczyna jej wtryniła. Wiem że to Kitty i jakaś starsza dziewczyna, chyba Gemma Styles o ile się nie mylę.
Musiałam też opatrywać ręce Harry'ego i twarze tamtych chłopców. Mieli ślady sygnetów twojego chłopaka, Louis. Jestem dumna z twoich przyjaciół. Ten blondyn który też jest hybrydą jest uroczy! Ale i tak moim faworytem jest twój bokser.- zaśmiała się ściskając delikatnie moją dłoń.

-Och... Głupek.- jęknąłem.

-Lou, chcesz chlupka?- spytała Phoebe.

-Nie, Pho, chcę ChRupka.- poprawiłem dziewczynkę.

-Jezu, dopielo się obudził i już zzędzi.- jęknęła.

-O ty mała złośnico.- pociągnąłem ją za warkoczyki.

-Masz, ochrypłeś.- Fizzy podała mi swoje picie.

-Jezu, ty żyjesz.- do sali wszedł zmarnowany Styles.

-Dlaczego tu jesteś? Powinieneś jechać do domu. Przecież nie musisz tu być. To nie jest twój obowiązek...- mruknąłem.

-Uch... Pani Tomlinson?- odwrócił się do mojej mamy.

-Chodźcie dziewczynki.- zawołała moje siostry a ja upiłem trochę herbaty z butelki.

-Lou... To że nas łączy taki układ nie znaczy że on obowiązuje całkiem tak jak mówiłem.- westchnął.

-Nie łączy cię ze mną nic po za seksem i korzyścią. Nie musiałeś spać w poczekalni.- mruknąłem.

On spojrzał w dół.

-Cóż... Jak czekałem aż się obudzisz nudziło mi się. Jak chcesz to to przeczytaj... Ja idę coś zjeść...- szepnął lekko zgaszony, podając mi zmiętą kartkę i wyszedł z mojej sali.

Och Harry...

Co ja zrobiłem...

************

Głupiutki Lou.

A macie maraton, Wafle!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top