Rozdział 1 [2]

-Louis!- usłyszałem wołanie z korytarza.

Poderwałem się z miejsca i zbiegłem po schodach by wpaść prosto w ramiona Harry'ego.

-Zrobiłem kolację!- zacząłem skakać podekscytowany.

Minęły trzy lata od naszego ślubu i właśnie mamy kolejną rocznicę.

-Och, nie musiałeś Lou... Z każdym rokiem kocham cię chyba co raz mocniej Kotku.- pocałował mnie krótko w usta i przytulił mnie mocno do siebie.

-Tato!- usłyszeliśmy Darcy.

Czterolatka wbiegła na korytarz z rysunkiem w dłoni.

Harry przykucnął przy niej i obejrzał.

-Pokolorowałam tylko, tatuś rysował!- zaklaskała.

-Och..?- Harry uniósł brwi a ja się cały zestresowałem.

Cóż, byłem na tym rysunku ja z brzuchem i przytulona do mnie Darcy, która spała z ogonem położonym na krągłości.

Wyszło tak jak zamierzałem ale nie wiedziałem jak zareaguje Harry.

-Jak?- spojrzał mi prosto w oczy.

Rozłożyłem bezradnie ramiona.

-Trzeba robić kolejny pokój, Styles. Dobrze wiesz że mała sama chciała a ja popieram naszą córeczkę jak nikt inny.- uśmiechnąłem się.

-Przedziurawiłeś je!- pisnął ze śmiechem po czym mnie podniósł i całował moją twarz, zostawiając Darcy w zmieszaniu.

Nie wiedziała co się dzieje.

-Cholera, tak się cieszę!- zaśmiał się radośnie, a ja odetchnąłem z ulgą.

Bogu dzięki że się cieszy.

-Darcy, idź po plecaczek, ciocia Kitty ma po ciebie przyjechać za kilka minut. I słuchaj skarbie. Pamiętasz jak mówiłaś że chcesz mieć rodzeństwo? Będziesz je miała za kilka miesięcy, dobrze?- pocałowałem dziewczynkę w czubek główki i pociągnąłem za jeden z warkoczyków.

-TAAAAAK!- zapiszczała i zaczęła biegać po całym domu.

-Ty też taki byłeś jak miałeś cztery lata?- spytał Harry.

-Niestety tak.- zachichotałem, wtulając się w ciało mojego męża.

-Moje skarby.- objął mnie, kładąc dłoń na moim brzuchu.

-Tym razem będziesz mógł się nami zaopiekować i nie będę musiał denerwować Maddie.- zachichotałem.

-Cóż. Nadal jestem w szoku. Jesteśmy niezwykli, każde z naszych przyjaciół jeszcze nawet ślubów nie wzięło, nie licząc Zitty, a my już czekamy na drugie dziecko. Muszę to opić z chłopakami, ale teraz chodźmy jeść. Jestem zmęczony po pracy w studio.- uśmiechnął się Harry.

-Pokażesz mi potem piosenki, prawda?- zapytałem.

-Oczywiście, chodź Lou.- złapał moją dłoń i siedliśmy przy stole, a chłopak chyba był spragniony mojej bliskości, bo zmusił mnie do spożywania mojego posiłku na jego kolanach i jeszcze mnie karmił, na co oboje się śmialiśmy.

********************************

MÓJ BOŻE, DZIĘKUJĘ ZA 45 MIEJSCE W FANFICTION!!!

CZY WY SŁYSZYCIE MÓJ KRZYK?!

KOCHAM WAS DO JASNEJ CHOLERY!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top