Rozdział 9


Następnego dnia, obudziłam się czując w pokoju czyjąś obecność.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju.
Jest on duży i elegancko urządzony.
Ma czarno-białe ściany z czerwonymi i szarymi akcentami.
Meble są białe i pięknie wypolerowane, na pewno musiały być bardzo drogie pomyślałam.
Na ścianie po lewej stronie  jest nie duże okno a naprzeciwko duża biała szafa, obok niej stoi małe biurko a na nim lampka i kilka książek ułożone w stos.
Po środku pokoju jest wielkie łóżko na, którym leże a na przeciwko obraz przedstawiający okno z widokiem na wielkie miasto.

Rozglądając się po pokoju zobaczyłam, że przy framudze drzwi stoi mój porywacz, który bezczelnie się szczerzy w moją stronę.

Oooj jeszcze ci zedrę ten uśmieszek, zobaczysz pomyślałam.

Aż korci mnie to żeby mu jakoś dogryźć, ale może jak będę siedzieć cicho to przynajmniej będę mogła coś zjeść i wsiąść prysznic.
Bo chyba głodzić mnie nie będzie, no nie?

- Coś cicho dzisiaj siedzisz kochanie- powiedział rozbawiony.
Postanowiłam zostawić to bez komentarza, a wywrócić tylko oczami.

- Jestem głodna! -powiedziałam-
Chyba nie będziesz mnie głodzić?! - zapytałam oburzona.

- Masz rację, nie będę cię głodzić. - powiedział po czym wyciągnął jakiś kluczyk, zapewne od kajdanek i podszedł do mnie, a potem rozkuł.

Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Tak po prostu mnie rozkułeś? - zapytałam zdziwiona.

- Oczywiście, że nie -powiedział po czym wyjął inne kajdanki z szuflady i skuł mi nimi ręce.
O tyle lepiej, że z tymi mogę się ruszać.

No tak, to byłoby zbyt piękne westchnęłam.

- Możesz się iść umyć- powiedział -Rzeczy masz w łazience, a ja pójdę zrobić ci coś do jedzenia- popatrzył na mnie a potem wyszedł i zamknął drzwi na klucz.

Coś mi tu nie pasuje, jest za miły... na pewno coś się święci.
Muszę być czujna pomyślałam a następnie poszłam do łazienki, żeby skorzystać z możliwości umycia się.

Kiedy weszłam do łazienki na półce zobaczyłam jakąś kłusom czarną spódniczkę i krótką białą bluzkę z dużym dekoltem oraz komplet bielizny.
Westchnęłam tylko patrząc na to, co mam zrobić muszę to ubrać.

Z lekką trudnością ściągnęłam  ubranie i weszłam pod prysznic, a następnie odkręciłam wodę.

Kiedy byłam już umyta, ubrałam się w to co było na półce i wyszłam z łazienki.

W pokoju zastałam tego zboczeńca, który pożerał mnie w tej chwili wzrokiem.

-Nie gap się! -warknęłam, a on się zaśmiał.

- Będę robił, co będę chciał kochanie -powiedział podchodząc do mnie. O cholera jest ZA BLISKO!

-Jest coś takiego jak przestrzeń osobista! - syknęłam, ale on nic sobie z tego nie zrobił i w tej chwili zaczął mnie obmacywać.

O NIE, NIE!

Walnęłam go kolanem w krocze, a potem w brzuch.

- Ty suko! Pożałujesz, obiecuje ci to! - wyszeptał wściekły ciągnąc mnie za włosy i rzucając mną na łóżko, a następnie znowu mnie zakuł i wyszedł trzaskając drzwiami.

-Przynajmniej zostawił jedzenie- powiedziałam sama do siebie, a potem jakoś zaczęłam je jeść.

Po zjedzeniu, pogapiłam się jeszcze trochę w sufit, ale szybko mi się to znudziło i usnęłam.

                 Rebekah POV

Następnego dnia, znowu siedzieliśmy u Gilbertów i szukaliśmy jakiegoś sposobu lub poszlaki gdzie może być Cass, zaczynając od przeszukania jej pokoju.

- To ten powiedziała- brunetka wskazując nam białe drzwi.
Nacisnęłam klamkę, ale drzwi nie chciały ustąpić.

-No tak- westchnęła Bennet, a my popatrzyliśmy na nią pytająco.
- Zaklęcie, które umożliwia wejście tylko jego właścicielowi. - wytłumaczyła

- Muszę poszukać zaklęcia, które odwołuje to- powiedziała-Ale to trochę potrwa- popatrzyła na nas

- Nieważne ile, poszukaj go Bonnie -powiedział łowca, a ona pokiwała głową.

Zeszliśmy więc na dół do reszty.

- I co? - zapytał Damon. - Weszliście do jej pokoju? - popatrzył na nas.

- Nie, użyła zaklęcia, które nam to uniemożliwiło. - powiedziała zirytowana Elena.

- I ja jej się nie dziwie- powiedziałam a wzrok wszystkich powędrował na mnie. - Jakbym miała taką siostrę, i była wiedźmą to też bym tak zrobiła. -powiedziałam wzruszając ramionami.

- O co ci chodzi?! - zapytała - Co ja ci zrobiłam?! - popatrzyła na mnie rozzłoszczona.

- Byłoby trochę do wymieniania- stwierdziłam-
Dlatego wymienię tylko trzy rzeczy- powiedziałam-
Po pierwsze, ukradłaś mi miłość.
Po drugie, chcesz zabić mi brata, tak wiemy o tym.
A po trzecie poprostu cię nie lubię, a po za tym wyrządziłaś dużo krzywd Cass. - popatrzyłam na nią z pogardą, a ona się na mnie rzuciła, ale zamiast ona dusić mnie jest na odwrót, bo to ja duszę ją.
- I po co ci to? -zapytałam zirytowana- I tak nie masz ze mną żadnych szans- wywróciłam oczami i puściłam ją, a potem otrzepałam ubranie,
i usiadłam obok braci.

Siedzimy już jakąś godzinę i czekany aż mulatka znajdzie zaklęcie na zdjęcie tamtego, a czas dłuży się w nieskończoność.

- Mam! - krzyknęła zadowolona.

- Nareszcie- westchnęłam.

-Chodź- powiedziała entuzjastycznie brunetka ciągnąc Bennet za rękę.
A ja poszłam za nimi.

Gdy byłyśmy na górze mulatka szybko rzuciła zaklęcie, a następnie pociągła za klamkę i ta ustąpiła, a my mogłyśmy wreszcie wejść, ale oczywiście tamte nagle skamieniały i zastanawiały się czy wejść czy też nie.

- Eh, ja wejdę pierwsza - wywróciłam oczami, i weszłam do środka.

Bez wątpienia Cass ma dobry gust.
Cały pokój był utrzymany w czerwono-czarnych barwach z dodatkami szarego.
Było w nim pełno półek z książkami, tymi magicznymi jak i zwykłymi, oraz innymi dodatkami i pamiątkami czy też zdjęciami.
Miała też wielkiego czarnego miśka z czerwoną kokardką, który zajmował całe łóżko.
A na podłodze szary puszysty dywan.

Przeszukałyśmy cały pokój tak by nie narobić bałaganu i nie naruszyć jej prywatności, ale mimo to i tak nic nie znalazłyśmy.
No może oprócz mnóstwa świetnych moim zdaniem rysunków czy też szkicowników z nimi.
Ale nic co by nam pomogło, więc zeszłyśmy na dół.

-I jak?- zapytał tym razem Jeremy.

- Nic, co by pomogło- odpowiedziała mu Bonnie.

- To co teraz? -zapytał, patrząc na nas.

- Trzeba będzie poszukać jakiegoś zaklęcia, które może nam jakoś pomóc ją zlokalizować. - powiedziała mulatka.

- Jest takie jedno- powiedziałam

- Ale jest potrzebna krew kogoś kto jest z nią spokrewniony, a tu nie ma nikogo takiego- dokończył za mnie Elijah.

- Ale przecież- zaczął Kol- Skoro ktoś ją porwał, to musi ją gdzieś przetrzymywać, to chyba oczywiste, więc trzeba się zorientować czy są jakieś domki albo magazyny w okolicach lasu. - powiedział pewnie.

- Wooow braciszku, w końcu mówisz coś mądrego. Szkoda, że tego nie nagrałam kolejna taka okazja może się nie powtórzyć- powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem a on wywrócił oczami.

I właśnie przez dwa następne dni szukaliśmy i przeszukiwaliśmy takie miejsca. I tak na zmianę.

I mamy koniec dziewiątego rozdziału.

Czekajcie na kolejny, bo uwierzcie, mam niezły plan, więc warto😈😏😏😏

Do Zoba

I

Buziaczki x_Cassidy_x 😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top