Part 3 - 9

- Zayn? – krzyknęłam pytająco, gdy następnego dnia po powrocie do domu z kolejnych przymiarek sukni, nie zastałam go ani w salonie, ani w kuchni.

- Pana Malika nie ma – znikąd wyłonił się Leo. – Jest na spotkaniu biznesowym, wyjechał może z pół godziny temu.

- Mówił kiedy wróci?

- Koło czwartej – powiedział.

- Ehm... w porządku, dziękuję Ci, Leo – uśmiechnęłam się do niego życzliwie.

- Gdyby Panienka coś chciała, jestem tam gdzie zawsze – Leo ukłonił się szarmancko i poszedł w głąb willi. Kładąc torebkę na wyspie kuchennej poszłam do salonu, aby paść na kanapę. – Clarisso? – odwróciłam głowę w kierunku Leo, który szedł w moją stronę z teczką w dłoni. – Pan Malik kazał mi to Pani dać. Są to informacje na temat Jackson'a McTyler'a.

- Dzięki – odparłam ciesząc się w duchu, że miałam zajęcie na następną godzinę.

- Już Pani nie przeszkadzam – Leo poprawiając swoją marynarkę ponownie zostawił mnie samą. Rozwiązałam biały sznureczek, który otaczał brązowawą teczkę. Nie należała ona to najcieńszych. Jackson musiał już nie raz napytać sobie biedy w prasie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, obładowana papierami.

Wiele z nich mówiła o Jackson'ie jako złym człowieku : problemu z alkoholem w młodości, niejednokrotne bójki, był również posądzony o posiadanie narkotyków, ale ten wniosek po jakimś czasie oddalono. Nie zabrakło również wiele sensacji z jego życia miłosnego. Co rusz pokazywał się z nową kobietą na galach, przyjęciach dobroczynnych lub brunch'ach. Najbardziej opisywany był związek jego i Emily Lopez. Po wyszukaniu jej zdjęć w necie stwierdziłam, że była najpiękniejsza ze wszystkich jego kobiet. No i wytrzymała z Jacksonem najdłużej z jego partnerek. Byli ze sobą ponad rok. Zaręczyli się w 2014 roku, a zaledwie dwa miesiące później znaleziono Emily martwą w domu McTyler'a w Nowym Jorku. Z policyjnych papierów dało się wyczytać, że Jackson był pierwszym i jedynym podejrzanym w tej sprawie, gdyż na miejscu zbrodni zostały tylko znalezione jego odciski palców. Jednak sprawę raptem umorzono i zakwalifikowany do „nierozwiązanych".

Odłożyłam papiery na stolik, kompletnie nie wiedząc co o tym myśleć. Co jeśli była to prawda? Pracowałam z mordercą i jakimś psychopatą? Lecz jednak coś mówiło mi, że to kłamstwo. Przecież ktoś mógł go wrobić, zemścić się... Cokolwiek! W co miałam wierzyć?

- Jasna cholera! – pisnęłam, gdy niespodziewanie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz i wywróciłam zirytowana oczami. – David, czy ty chcesz abym ja dostała zawału?!

- Mam w dupie Twój zawał, lepiej wejdź na główną The Sun – odparł poważnym tonem.

- Coś się stało? – spytałam, wolną ręką otwierając klapę laptopa i po kilku kliknięciach czekałam, aż wyświetli mi się strona tego szmatławca.

- Sama zobaczysz – prychnął. – Na Twoim miejscu szykowałbym giwerę.

- Boże, przerażasz mnie, David – parsknęłam śmiechem, ale po tym co zobaczyłam chwilę później, już nie było mi do śmiechu.

Główna strona The Sun była niemalże obsypana zdjęciami Zayn'a i Chachi sprzed kilku minut. Szli razem do jakiejś restauracji wraz z dwójką innych mężczyzn. Poczułam nieprzyjemne ukłucia w serce i złość.

- Clairy?

- On mnie znowu okłamał David... - wyszeptałam drżącym głosem, patrząc jak Chachi lampi się na Zayn'a, gdy on próbuje uniknąć fleszy aparatów. – Ja...

- Clarisso, weź Scarleth i przyjedź do mnie – odparł. – Podejrzewam, że paparazzi już gdzieś czatują więc lepiej się streszczaj.

- Niedługo będę – rozłączyłam się i przez chwilę patrzyłam na fotografie. – I jak mamy być małżeństwem, jeśli nie jesteś wobec mnie szczery?

***

- Wina? – zapytał mnie David, a ja pokręciłam głową obserwując jak Scarleth bawi się zabawkami, które dał jej mój przyjaciel. David mieszkał na obrzeżach miasta, w sporawym domu jednorodzinnym. Urządzony był w jego stylu : dużo kolorów i błysku.

- Nie wierzę, że zrobił to drugi raz – szepnęłam. – Najpierw Carmen, teraz Chachi? Nie rozumiem go.

- Malik ewidentnie chce sobie zrujnować życie – stwierdził z westchnięciem David. – Ale wydaje mi się, że tutaj sporo namieszała Chachi.

- Czemu tak myślisz?

- Przecież dostałaś karteczkę z groźbą, tak?

- No... tak – powiedziałam niepewnie.

- No właśnie! I ten tajemniczy ktoś podpisał się literą C. Carmen nie mogła Ci tego wysłać, bo zamknięci w wariatkowie nic nie mogą robić, tylko siedzą w izolatce. Masz rozwiązanie całej zagadki.

- Że niby Chachi podrzuciła mi ten liścik? Jaki miało by to sens?

- Taki, że po tym, co dzisiaj zobaczyłaś na The Sun, odejdziesz od Zayn'a, a on będzie tylko dla niej – odparł. Jego słowa... wydawały się takie sensowne. I wszystko pasowało do reszty.

- Co za suka – prychnęłam. – Ale to również nie oczyszcza Zayn'a z tego, że się z nią spotkał. Wiedział doskonale co będzie, jak się o tym dowiem. Tego nie mogę zrozumieć.

- Zayn Malik zawsze był pogmatwany, misiaczku i to Cię w nim urzekło – stwierdził, siadając obok mnie.

- Teraz nie jestem pewna, czy on potrafi być wobec mnie... szczery – mruknęłam, patrząc na David'a smutno. – Nie wiem czy dobrze zrobiłam zgadzając się na ten ślub tak szybko...

- Miłość nie wybiera, Clairy, nic innego Ci nie powiem, bo nie wiem co mam mówić – odparł szczerze. – Powinnaś postawić mu ultimatum, albo zagroź, że odejdziesz. To może go ocuci.

- A było już tak dobrze – westchnęłam, a w moim gardle pojawiła się duża gula, której nie mogłam przełknąć. – Czemu on zawsze musi wszystko zepsuć? – spytałam David'a, łamiącym się głosem.

- Och, nie płacz Clairy – jęknął David, przyciągając mnie do siebie. Wtuliłam się w jego klatkę. – Gdy tylko go spotkam, to skurwielowi odetnę tego zajebanego pytona pomiędzy jego nogami i może wtedy nauczy się szacunku do Ciebie.

- Spokojnie, David – mruknęłam słabo. – Odpłacę się mu pięknym za nadobne – powiedziałam, raptownie wpadając na pomysł.

- Co masz na myśli? – zmarszczył brwi. Oderwałam się od niego i wzięłam swój telefon do ręki, po czym wybrałam numer Jackson'a McTyler'a. – O nie nie, koleżanko! Nie zrobisz tego!

- A właśnie, że zrobię – wstałam z kanapy i zadzwoniłam. Słuchawka została podniesiona zaledwie po półtorej sygnału.

- Clairy? – spytał zdziwiony.

- Hej Jackson... Twoja propozycja z obiadem nadal jest aktualna? – spojrzałam na David'a, któremu oczu groźnie pociemniały. Pokazałam mu środkowy palec. – Bo chętnie skorzystałabym z tej propozycji.

- Gdzie i kiedy Clarisso? – wyczułam, że się uśmiecha.

- Nawet zaraz.

***

- Źle robisz misiaczku, naprawdę źle! – krzyczał David, gdy byłam w drodze do centrum Londynu. Miałam włączonego go na głośniku i co raz bardziej denerwował mnie jego głos.

- Opiekuj się Scarleth, okay? Później po nią przyjadę – odparłam, ignorując jego wcześniejsze zdanie.

- Unikasz tematu!

- Och David, to tylko obiad, nic groźnego – westchnęłam.

- Robisz to, bo jesteś zła na Zayn'a – burknął. – Zachowujesz się jak dziecko!

- Ja? To on się z nią spotkał i zachowuje tak, jakby niczego nie zrobił!

- Oboje jesteście popieprzeni! A ty popełniasz błąd! Jackson to niebezpieczny człowiek!

- Skończ już David – warknęłam zirytowana, kończąc naszą rozmowę.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że David mówił prawdę.

***

- Pięknie wyglądasz – odparł Jackson, gdy zaparkowałam na parkingu obok restauracji The Five Fields, w której razem z Jacksonem się umówiliśmy.

- Normalnie – parsknęłam śmiechem, zamykając swoje auto. – Dziękuję, że zgodziłeś się na spotkanie.

- Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnął się szelmowsko i nadstawił dla mnie rękę. Ujęłam ją z lekkim uśmiechem i poszliśmy do lokalu.

- Nie potrzeba tutaj rezerwacji? – spytałam go, rozglądając się po budynku. Był on przytulny i jego ciepłe kolory powodowały, że czułam się całkiem komfortowo.

- Nie, to jest zaleta tej restauracji – rzekł i odsunął dla mnie krzesło, gdy wybraliśmy stolik, w głębi lokalu.

- Dzięki – ponownie się uśmiechnęłam i obserwuję go, dopóki nie siada naprzeciwko mnie.

- Więc, Twój projekt...

- Nie mówmy o tym – przerwałam mu w połowie zdania.

- To w jakim celu się tutaj spotkaliśmy? – zdziwił się, przeglądając menu kątem oka.

- Tak... po prostu – westchnęłam. – Miałam ciężki dzień, chciałam się odstresować – odparłam.

- Czyżby powodem Twojego stresu był Malik?

- Może – mruknęłam niechętnie.

- Pokłóciliście się? – dopytywał się dalej.

- Tak... jakby. On jest bezmyślny w tym, co robi – burknęłam.

- Dzień dobry – naszą rozmowę przerwała nam kelnerka. – Co podać?

~ Zayn's P.O.V ~

- Nie wiem po co nalegałaś na to spotkanie – warknąłem, spoglądając na Rosalie chłodno. Dziewczyna jakby nic sobie z tego nie robiąc, uśmiechnęła się.

- Po prostu lubię się z Tobą droczyć – zachichotała, a ja westchnąłem wkurzony, patrząc na swoich ochroniarzy z politowaniem. – I chcę Cię ostrzec.

- Tak? – parsknąłem ironicznie. – Przed czym Chachi?

- Nie nazywaj mnie tak, wystarczy, że robi to Twoja nadęta narzeczona – syknęła. – Lepiej jej pilnuj, nim McTyler się do niej dobierze. Ma specyficzny urok i każda do niego lgnie.

- Clairy nie jest łatwa, tak jak ty, Rose – powiedziałem. – Po co tak naprawdę chciałaś ze mną rozmawiać?

- Że Jackson ma wobec Twojej Clairy bardzo duże plany na przyszłość – zaśmiała się nisko. – On sobie jej nie odpuści, dopóki... nie pozbędzie się Ciebie.

- Co masz na myśli? – zapytałem ją.

- Nie udawaj głupiego, Zayni – wywróciła teatralnie oczami. – Doskonale wiesz, że projekt Jackson'a i Watson...

- Skąd o nim wiesz? – przerwałem jej ostro, a jej oczy zrobiły się wielkie.

- Cholera – syknęła i gdy chciała wstać, stanowczo jej to uniemożliwiłem.

- Coś przede mną ukrywasz, May i to mi się nie podoba – splunąłem.

- Nie jesteś już moim Panem i nie będę Ci nic mówiła – prychnęła.

- To wtedy porozmawiamy zupełnie inaczej – zagroziłem. – Najpierw przychodzisz do biura i mówisz mojej narzeczonej, że poroniłaś przeze mnie, a nawet nie byłaś ze mną w ciąży, potem wysyłasz głupie liściki z groźbami...

- To nie byłam ja – tym razem to ona weszła mi w słowo. – To Jackson, nie ja.

- Jesteście razem w zmowie? – zapytałem, lecz mi nie odpowiedziała. – Pytam Cię o coś! – krzyknąłem, waląc pięścią w stół.

- Spokojnie, szefie – upomniał mnie Kab.

- Albo powiesz mi prawdę, mała suko, albo wylądujesz razem z McTyler'em w pace, w jednej pierdolonej celi – wycharczałem.

- Okay, okay! Powiem Ci! – uniosła ręce w poddańczym geście.

- Ale? – zaśmiałem się gorzko.

- Rzuć Clairy i wróć do mnie.

************

Co wy na to? :3 Wszystko zmieniło swój obieg spraw, prawda? :d Zayn przystanie na propozycje Chachi? 

Do zobaczenia! xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top