5

- Żartujesz, prawda? – wydukałam z trudem, patrząc zaskoczona na ojca.

- Jestem śmiertelnie poważny – odparł.

- Nie może pojechać David? Mam kilka papierkowych rzeczy do zrobienia i umówienia się z innymi klientami – skłamałam. Chciałam uniknąć spotkania z Malikiem. Wykorzystywał to, że miękłam w jego dotyku.

- Pan Malik chciał Ciebie.

- Świetnie – parsknęłam, co zdziwiło mojego ojca.

- Coś nie tak?

- Możemy porozmawiać u Ciebie? – wskazałam skinięciem głowy na jego gabinet.

- Oczywiście – zgodził się i poszedł.

- Przygotuj moje portfolio i dokumenty, jasne? – zwróciłam się do Davida.

- Tak jest, mami! – zasalutował mi. Wywróciłam oczami i po chwili zniknęłam w gabinecie taty.

- Co się dzieje? – zapytał.

- Dlaczego dostałam od Malika Astona Martina, tato?

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że to on wczoraj przywiózł Cię do domu? – podniósł zagadkowo brwi. Moje usta zacisnęły się w wąską linię.

- Zepsuło mi się auto, a on właśnie jechał i pomógł dojechać do Bradford, nic wielkiego – wzruszyłam ramionami.

- Mogłaś mi powiedzieć.

- Nie ma o czym mówić. Bardziej oburza mnie to, że dostałam od niego auto warte prawie trzysta tysięcy dolarów! Nie mogę tego przyjąć – powiedziałam dobitnie.

- Mówiłem mu, że tak zareagujesz, ale on tak się upierał i nie znosił słowa odmowy. Jeśli do niego pojedziesz, będziesz miała okazję z nim to wszystko wyjaśnić.

- Oby, bo jego zachowanie jest szczeniackie – warknęłam, wychodząc z biura taty i poprawiłam swój płaszcz.

- Mami, ale ty masz szczęście! Wiesz ile dałbym, aby choć przez chwile popatrzyć na tę sławną i jędrną dupę Zayn’a Malik’a? – powiedział podekscytowany, wręczając mi moje rzeczy .

- Ile dałabym, aby tą Malikową dupę skopać.

***

Pod firmę Malik’a podjechałam dwadzieścia minut później, wspomagając się GPS-em. Nie wiedziałam, że ktoś prócz mojego ojca ma tak ogromną i dochodową firmę, ale po chuja byłam potrzebna Malikowi? Bo na pewno nie do projektowania i meblowania pokoju.

Prędzej do testowania mebli.

Wjechałam na strzeżony parking, oczywiście zwracając na siebie uwagę swoim pieprzonym Astonem Martinem. Szybko znalazłam wolne miejsce i zaparkowałam. Przed wyjściem wzięłam kilka szybkim głębokich wdechów i opanowałam drżenie rąk. Opuściłam auto i minutę później stanęłam przed ruchomymi drzwiami, a nad nimi widniał napis :

MALIK ENTERPRISES HOLDING INC.

- Co ja tu do cholery robię? – spytałam samą siebie i weszłam do budynku. W środku powitał mnie przyjemny waniliowy zapach. Na parterze dominowała szarość. Nawet kobieta siedząca przy ladzie miała na sobie ciemno szary komplet składający się z ołówkowej spódnicy, białej koszuli i szarej marynarki. Ładna była. Jej twarz była smukła i ładnie pomalowana, a blond włosy również pozostały bez skazy. Przy niej trochę czułam się jak bezdomna.

- W czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie, gdy podeszłam do lady.

- Jestem umówiona z Panem Malikiem.

- Nazwisko? – blondynka zaczęła coś klikać w laptopie Apple.

- Clarissa Watson – rzekłam, niezręcznie przyciskając do siebie portfolio.

- Pan Malik za chwilę Panią przyjmie – uśmiechnęła się, wstając i zaprowadziła mnie do windy. Przyjechała po chwili i wsiadłam do niej. Po tym jak drzwi zasunęły się winda sunęła w górę i po chwili byłam na ostatnim piętrze. Tam czekała na mnie blondynka numer dwa, równie urodziwa, co jej poprzedniczka. Czy w tym miejscu pracowały tylko cholerne blondynki?!

- Pan Malik już na Panią czeka – powiedziała ze szczerym uśmiechem, wskazując na największe drzwi z mahoniu.

- Dziękuję – rzekłam i pewnym krokiem ruszyłam ku jego gabinetowi. W połowie drogi odczułam lekkie wahanie. Czy dobrze robiłam? Nie wiadomo jak bycie sam na sam z Zaynem Malikiem mogło się skończyć. Z westchnięciem przeczesałam swoje włosy i cicho zapukałam w drzwi.

- Proszę – rozległ się jego męski baryton, a mi przez chwilę zabrakło języka w gębie. W miarę szybko opanowałam się i pchnęłam drzwi do przodu.

Malik stał tyłem do mnie obserwując panoramę miasta. Od tyłu wydawał się jeszcze bardziej… potężny. No i mogłam przez chwilę obserwować tyłek Zayn’a Malik’a. Wiedziałam, dlaczego David tak bardzo się nim podniecał. Jego tyłek był boski.

- Wiem, że się patrzysz – odparł i wyczułam, że się uśmiecha. Speszona odwróciłam wzrok i weszłam do pomieszczenia, które… było ogromne. Był prawie tak duży jak mój apartament w One Hyde Park! Ile ten człowiek miał pieniędzy, by móc sobie na takie ekscesy pozwalać?! – Szybko przyjechałaś.

- Dostałam informację o pilnym wezwaniu, więc jestem – powiedziałam cicho i położyłam swoje rzeczy na szklanym stoliku. Malik mi na to nie pozwolił, ale… co mnie tak to właściwie obchodziło? Malik w końcu odwrócił się do mnie twarzą. Moc jego spojrzenia mnie sparaliżowała. Zastygłam w miejscu obserwując, jak powoli zmierza w moim kierunku. – I przy okazji powinnam Ci oddać Astona Martina.

- To prezent, bez możliwości zwrotu – rzekł spokojnie, sunąc leniwie wzrokiem po moim ciele. Zarumieniłam się lekko, przystępując z nogi na nogę. Dlaczego tak bardzo mnie krępował? Co miał takiego w sobie, że na jego widok, czułam skurcze w podbrzuszu?

- Prezent, który jest zdecydowanie za drogi! – zaoponowałam, wznosząc oczy ku niebu. – Chcę żebyś wziął ode mnie to auto.

- Nie ma mowy – warknął. W jednej chwili jego mina pełna spokoju i równowagi, zmieniła się w tą, co widziałam wczoraj : pogardliwą. – Przynajmniej teraz wyglądasz na prawdziwą kobietę z bogatego domu, a nie ze slamsu.

- Slamsu? Od kiedy Jeep należy do aut z niższej półki? – poczułam jak moja duma została urażona. Kochałam Jeepy. Były wygodne i pasowały do każdego miejsca. No, ale… niestety, przy Astonie Martinie się chował.

- W tym świecie owszem – uśmiechnął się w irytujący sposób, poprawiając swoją marynarkę.

- Wiesz, w dzisiejszych czasach nie każdego stać jest na Bentley’a – również się uśmiechnęłam, ale w sposób wymuszony.

- Przestańmy rozmawiać o takich bezsensownych rzeczach i przejdźmy do konkretów – Malik wskazał dłonią na fotel z czarnej skóry. Z gracją wyminęłam go i siadłam zakładając prawą nogę na lewą. – Przyznam, że prezentuje się Pani dzisiaj… nieco inaczej, niż wczoraj – stwierdził, a gdy mnie mijał, jego dłoń specjalnie przejechała po moim odsłoniętym do połowy udzie i kolanie. Powstrzymałam się od dreszczu.

- Wezmę to za komplement – prychnęłam. – I dziękuję za kwiaty, są piękne – dodałam po chwili. Kąciki jego ust podniosły się delikatnie ku górze.

- Pani powinna być obsypywana różami codziennie.

- A co najwyżej dostaję takich klientów jak Pan – odgryzłam się. Zaśmiał się gorzko.

- Auć, to zabolało – chwycił się za pierś w teatralnym geście i zasiadł w fotelu naprzeciwko mnie. – Dlaczego dzisiaj byłaś wściekła, Clarriso?

- Jak już Panu mówiłam, to nie Pana zakichany interes – warknęłam, co się mu nie spodobało.

- Wystawiasz moją cierpliwość na próbę, Clairy – powiedział ostrzegawczo.

- Och czyżby? I co mi Pan zrobi?

- Przełożę przez kolano i zbiję, zadowoliła Panią ta odpowiedź? – zamarłam słysząc te słowa. Przełknęłam głośno ślinę, co chwilę zerkając w inne miejsce, tylko nie na chłopaka. – Patrz mi w oczy, gdy rozmawiamy – zażądał władczym tonem. Natychmiast spojrzałam na niego i zauważyłam, że badawczo mi się przygląda. – Zadowoliła Panią ta odpowiedź?

- Niezbyt – pokręciłam głową, przygryzając dolną wargę z nerwów.

- Nie gryź wargi, Clarriso, bo wtedy ja mam ochotę to zrobić – rzekł i tym razem odczułam te słowa w podbrzuszu, a mój umysł natychmiast zaczął wyobrażać sobie jak to by było gdyby Zayn Malik „przygryzł” moją wargę.

- Czego Pan ode mnie oczekuje? Nie wydaje mi się, by Pan wezwał mnie na zaprojektowanie pokoju lub zamówienia mebli.

- Niezbyt, lecz na pewno z tego skorzystam… Mam dla Pani ciekawą propozycję.

- Nie śmiem zaprzeczyć – prychnęłam.

- Ale niech Pani najpierw zmieni ton głosu, nie lubię gdy ktoś tak się do mnie zwraca.

- Przepraszam – odparłam, oczywiście nieszczerze. – Więc, co to za propozycja?

- Byłaby Pani zainteresowana posadą u mnie? – tym pytaniem zbił mnie trochę z pantałyku.

- Mam już jedną pracę Panie Malik, nie potrzebna mi druga – stwierdziłam z przekonaniem.

- Wiem, że Pani zaczyna pracę od drugiej po południu. Mogłaby Pani pracować dla mnie od ósmej do dwunastej.

- Sprytnie. Widzę, że Pan to sobie wszystko dokładnie obmyślił.

- Lubię mieć wszystko pod kontrolę, Panno Watson.

- To musi się z czasem robić bardzo nudne – na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.

- Zależy kto jak to odbiera, Clarriso.

- Więc, na czym miałaby konkretniej polegać ta praca?

- Byłaby Pani moją osobistą asystentką – oświadczył, a ja o mało co nie zadławiłam się własną śliną. Miał ich tyle, na co więc mu byłam ja?!

- Przecież ma Pan asystentki i to w dodatku na miejscu. Chyba nie jestem Panu potrzebna.

- Chcę podkreślam : osobistej asystentki, a nie zwykłej kobiety siedzącej za ladą. Mam ich setki w mojej firmie.

- I pewnie każda blondynka – zauważyłam. Ponownie się uśmiechnął.

- Być może – wzruszył ramionami.

- I moim zadaniem by było…?

- Być wyłącznie moja i tylko na moje żądania. Chcę by Pani mi się oddała.

************

Do zoba jutro z następnym! xoxo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top