17

- Zayn, nie sądzę by to był dobry pomysł… - mówię z wahaniem, czując jak co raz trudniej mi się oddycha przez jego czujne spojrzenie. Moja klatka piersiowa unosiła się w nienaturalnie szybkim tempie, co również mu nie umknęło. Malik uśmiechnął się zawadiacko, przygryzając dolną wargę w zamyśleniu.

- Ja sądzę, że to jest bardzo dobry pomysł – powiedział pewnie, obniżając swoje dłonie na moje pośladki. Wstrzymałam oddech, uważnie się mu przyglądając. – Poza tym musimy się znowu pogodzić, a gdy widzę Cię w tej sukience, która tak seksownie opina Twoje ciało… Cholera, jesteś tak gorąca – wymruczał mi na ucho. Jego ciepły oddech rozgrzał moją skostniałą szyję.

- Goście mogą nas przyłapać – odparłam, próbując zachować normalny ton głosu.

- Ja o to zadbam. W końcu… jestem właścicielem tego domu – uśmiechnął się szerzej, niż chwilę temu.

- Dlaczego akurat kupiłeś mój projekt? – spytałam, nadal nie wierząc, że Malik był do tego zdolny.

- Chciałem go i… stać mnie na niego – wywrócił oczami.

- Nie kręć oczami, nie lubię tego – cytuję go, a on z trudem próbuje się nie zaśmiać.

- Mnie wolno – puścił mi oczko i objąwszy mnie w talii, udaliśmy się na piętro drugimi schodami. Od tamtego momentu wiedziałam, że będę żałować tego, że je kiedykolwiek wymyśliłam.

- A mnie nie? – prychnęłam. Zayn wzruszył ramionami.

- Inaczej karne rżnięcie – warknął.

- A jeśli się na to nie zgodzę? – ponownie zapytałam, gdy przeszliśmy długi i pięknie oświetlony korytarz i stanęliśmy przed otwartymi drzwiami do sypialni.

- Nie masz nic do gadania, bo… - Zayn chwycił mnie za obie nogi i podniósł do góry. Sukienka była tak wąska, że nie mogłam obwiązać nogami jego tułowia. – Ty uwielbiasz karne, mocne rżnięcie – dodał po chwili, chwytając w końcu moje usta w namiętnym pocałunku. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo pragnęłam by mnie pocałował. Chciałam tego.

Jego całego.

Nie chcąc zepsuć jego perfekcyjnej fryzury, zatopiłam palce w jego ramionach, a ustami odpowiedziałam na jego pieszczotę tak gorąco, jak to było tylko możliwe. Zayn z jękiem wniósł mnie do pokoju i zamknął za sobą drzwi na klucz, który tkwił już małej dziurce. Malik postawił mnie na ziemi, nawet na moment nie pozwalając moim ustom odetchnąć. Cała rozpalona, z drżącymi rękoma pozbyłam się dopasowanej marynarki mulata, by potem ją rzucić na podłogę. Całowałam Zayn’a tak, by i on miał trudność z oddaniem pieszczoty. Przez chwilę tak było, lecz nie dał po sobie tego poznać i jego ręce sięgnęły do zapięcia mojej sukienki na plecach.

- Odwróć się maleńka… - szepnął z lekka zdyszany. Powoli obróciłam się i odgarnęłam włosy na swoje ramię. Słyszałam jak mruczy z aprobatą, przesuwając palcami po moich plecach. Dostałam ciarek. – Dlaczego musisz być taka idealna? Twoja skóra… tak cholernie gładka – gdy jego pulchne wargi smakowały moją szyję, zwinnymi palcami chwycił zamek i rozsunął go do końca aż do zwieńczenia pleców, dopóki sukienka sama się ze mnie nie zsunęła w miejsce tuż obok jego marynarki. Usłyszałam jak bierze głębszy wdech, a ja nie mogąc powstrzymać uśmiechu, szczerzę się, jednocześnie odwracając do niego twarzą. Jego wzrok leniwie skanował moje ciało, dłużej zatrzymując się na nogach i piersiach. Czułam się skrępowana, gdy mnie tak obserwował. Ale to był Zayn Malik i tego mogłam się po nim spodziewać. – Powinienem złoić Ci ten piękny tyłek za to, że znowu mi uciekłaś, Clarisso. Tak porządnie… aż nie pozostawię na nim śladów swojej ręki.

- Nie mamy na to czasu, Panie Malik. Jestem potrzebna na bankiecie, a ja… - podeszłam do niego małymi kroczkami, nadzwyczajnie poruszając przy tym swoimi biodrami. On tylko mnie obserwował tymi swoimi dużymi, miodowymi oczami. Przygryzając dolną wargę, wyjęłam jego koszulę ze spodni i zaczęłam ją powoli rozpinać. – Jestem Pana nadzwyczajnie spragniona, mimo tego, że jestem na Pana chorobliwie zła.

- Wiem o tym – pokiwał w zamyśleniu głową.

- To czemu Pan ciągle robi mi na złość? – przechylam głowę na bok i zdejmuję jego koszulę, gdy tylko odpięłam ostatni guzik.

- Mógłbym to samo powiedzieć o Pani – warknął i pchnął mnie na łóżko. Padłam na niego z łoskotem i modliłam się, by żaden z gości tego nie usłyszał. Zayn pochylił się nade mną, dłonie mając położone po bokach mojego ciała. – Mówiłem Ci, żebyś ode mnie nie uciekała, a ty co robisz? Jak zwykle ignorujesz moje polecenia – pokręcił głową z dezaprobatą wypisaną na twarzy. – Jaki rodzaj rżnięcia miałbym na Tobie teraz zrobić? Bo na pewno na kwiatki i serduszka nie zasłużyłaś.

- Niech Pan zdecyduje – uśmiechnęłam się złośliwie, podnosząc swoją rękę i przyłożyłam dłoń do jego nabrzmiałego krocza. Zayn cały się napiął, a z jego ust wydostało się stęknięcie.

- Cholera – i wtedy wydostało się z niego zwierzę. Złączył moje wargi ze swoimi w morderczym pocałunku, a dłońmi pozbywał się moich i swoich ubrań w ekspresowym tempie. Nie mogłam nawet nadążyć z oddychaniem, bo był tak gwałtowny!

Ale nie ukrywam, że takiego Malika lubiłam.

Chwyciłam się jego mięśni i wbiłam w nie palce, gdy zaczął na mnie mocno napierać.

- Boże, Zayn! – jęknęłam, ale głośność tego jęku została stłumiona przez pocałunek.

- Nie mogę się Tobie oprzeć, Clarisso – odparł z rozkoszą, składając przelotne pocałunki na moich piersiach. Pragnęłam tego mężczyznę, a on bez szczelnie odwlekał moment wejścia we mnie.

- Zayn… kurwa, potrzebuję Cię – szepnęłam, wypychając ku niemu swoje bestialskie biodra, które wymagały na sobie jego uwagi.

- Nie wyrażaj się, Clarisso – syknął, a potem powoli zatopił się w moim środku. Na jego twarzy wypisana była ulga. – Boże, jak ja tego potrzebowałem! – westchnął w moje ramię, łącząc nasze usta w pocałunku i jednocześnie wprawiając swoje biodra w ruch. Zajęczałam cicho, nie wiedząc na której pieszczocie się skupić. Obie były idealne i przyprawiające o dreszcz. – Brakowało mi tego – sapnął mi na ucho, gdy dał moim ustom odrobinę wytchnienia.

- Pieprzyłeś mnie wczoraj – odpowiadam mu z trudem, wbijając paznokcie w jego wytatuowaną skórę.

- Język, Clairy! – wbił się we mnie mocniej i nie mogąc wytrzymać, krzyknęłam. Momentalnie ucichłam, modląc się w duchu by nikt tego nie usłyszał, znowu. – Może i wczoraj się pieprzyliśmy, ale ja potrzebuję Cię każdego, cholernego dnia – dodał, a mówiąc to nie spuszczał wzroku z moich oczu. Moje serce dziwnie zabiło mocniej na te słowa. Zignorowałam je i skupiłam się na uczucie, które budowało się w moim podbrzuszu. Wiedziałam, że to będzie szybkie. Zbyt dużo ludzi czaiło się na dole, abyśmy mogli się sobą porządnie i należycie nacieszyć.

- Jestem blisko, Zzayn… - syknęłam, wyginając się w łuk. To dało Zaynowi do myślenia i wziął w usta mój sutek, ssąc go tak samo mocno, jak się we mnie poruszał.

- Jeszcze moment, maleńka – odetchnął z trudem i przyśpieszył swoje pchnięcia do najszybszego tempa. Moja klatka unosiła się prawie w takim samym tempie, a moje bezradne ciało przyjmowało na siebie tak dużą dawkę przyjemności, jaką mi dawał.

- Zayn! – krzyknęłam w jego ramię, gryząc je by dać mu do zrozumienia, że nie jest jedyny, który potrzebuje spełnienia. Samolubny, przystojny dupek.

- Może wejdziemy tutaj…? – gdy tylko usłyszałam za drzwiami kobiecy głos, moje oczy o mało nie wyszły na wierzch. Zayn tylko głupkowato się uśmiechnął i pchał dalej.

- Idioto, ktoś tu może… - Malik przerwał mi czułym pocałunkiem i tym mnie zamknął.

- Po prostu bądź cicho… nie wejdą tu, przecież są zamknięte drzwi, idiotko – uśmiechnął się szerzej i splątując nasze języki, zaczął nas prowadzić na sam szczyt. Słysząc jak ktoś szarpie klamkę, ponownie zamieram, a Malik kontynuuje.

- Musimy przestać…

- Nie – warknął i jednym głębokim i mocnym pchnięciem doprowadził nas do orgazmu. Obumarłam w miejscu, przeżywając ogromną sensację w ciszy, a Malik głęboko oddychał, powtarzając pod nosem moje imię jak mantrę, wciąż mnie całując. Tajemnicza osoba za drzwiami nadal toczyła walkę z klamką, ale mało to mnie już obchodziło.

Byłam zbyt pochłonięta Zayn’em.

- Nie mam ochoty z Ciebie wychodzić, jest mi tam dobrze – westchnął głośno, gdy już po drugiej stronie drzwi nastała cisza, a my mogliśmy wreszcie skończyć do siebie szeptać.

- Mam bankiet Zayn, jestem potrzebna na dole – rzekłam, również uświadamiając sobie w myślach, że mi też jest tak dobrze.

- A ty jesteś potrzebna mi – mruknął, muskając nosem czubek mojego nosa. Uśmiechnęłam się lekko.

- Mógłbym Cię pieprzyć godzinami, Clarisso i nadal bym Cię pragnął – zarumieniłam się lekko.

- Pierw powiesz mi czym jest ten hotel – odparłam. Zauważyłam, że od razu jego dobry humor odrobinę przyklapł.

- Hotel to miejsce, w którym ludzie…

- Wiesz, że nie chodzi mi o definicję hotelu, Zayn – wywróciłam oczami.

- Jezu, Clairy, mam własny hotel, okay? – wywrócił zdesperowany oczami.

- To czemu moja matka mówiła to o tym…

- Po prostu tą jej starą dupę żal ściska, że ja mimo młodego wieku osiągnąłem więcej od niej. Proste – burknął, a jego piękne miodowe oczy pociemniały.

- No… tak – powiedziałam, na dobrą sprawę wiedząc, że on ma rację. Nawet nie miałam mu za złe, że wyzywał moją matkę. Po tym wszystkim, co zrobiła, należało się jej tyle obelg. – Zayn?

- Tak Clair? – jego dawny kolor oczu wrócił. Uspokoił się.

- A… mogłabym zobaczyć ten hotel? – zapytałam go niepewnie, a czując pod swoimi dłońmi jak jego mięśnie tężeją, mam ochotę walnąć się w twarz za to pytanie.

- Kiedy?

- Nie wiem… Jutro? – spojrzałam na niego pytająco. Po minie Zayn’a widziałam, że się zastanawia.

- W porządku – wzruszył ramionami.

- Naprawdę? – zdziwiłam się.

- Tak – uśmiechnął się lekko, lecz było w nim coś… sztucznego.

- Mówisz mi całą prawdę, Zayn? – spytałam go ponownie. Wiedziałam, że będzie zirytowany.

- Dlaczego miałbym kłamać? – prychnął. Jego oczy nie kłamały, przynajmniej tak mi się zdawało. Emanowały spokojem i czystą prawdą. Zero ściemy. – To jutro?

- Jutro – potwierdziłam. – Powinniśmy iść, będą nas szukać.

- Dobrze mi tak – jęknął, poruszając się we mnie. Nie uszło mojej uwadze, że znowu stwardniał.

- Zayn? – zaśmiałam się.

- Widzisz? Ja nie mam nic do gadania – i tym samym zakończył naszą rozmowę.

***

- Śpij dzisiaj u mnie – poprosił mulat, gdy się ubieraliśmy. Byłam niemal gotowa, gdyby nie ciągłe pocałunki Zayn’a, które mnie rozpraszały i nie mogłam się spokojnie ubrać.

- Mam jutro pracę – odparłam. Oczywiście nie zadowoliła go ta odpowiedź.

- To nie idź – fuknął.

- Wiesz, że muszę – wywróciłam oczami.

- Powiedziałem Ci coś na temat kręcenia tymi pięknymi oczami, Clarisso – warknął.

- Super – burknęłam, wkładając na siebie szpilki, a potem sukienkę.

- Ja to zrobię – Malik mnie wyręczył. Delikatnie chwycił materiał mojej kreacji i zaczął go na mnie zakładać. Oglądałam go dokładnie w odbiciu lustra. Był bardzo skupiony, ale nie ukrywam, że był w tym obcykany. Pewnie ubierał wiele kobiet. Na samą myśl o tym oklapłam. – Gotowe – oznajmił, gdy zapiął sukienkę i odwrócił mnie do siebie przodem, składając na moich ustach krótki pocałunek. – Teraz jesteś jeszcze piękniejsza.

- Ale chyba nie piękniejsza od Twoich uległych? Za pewne były bardzo atrakcyjne – stwierdziłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Palcami Zayn chwycił mój podbródek i podniósł go do góry. Mogłam patrzeć w jego miodowe tęczówki godzinami. Był zbyt przystojny, by to wszystko mogło być prawdziwe.

- Ty jesteś od nich o wiele lepsza – uśmiechnął się szelmowsko. To trochę podniosło mnie na duchu, ale nie na tyle by się uśmiechnąć. – Coś Cię trapi?

- Nie, czemu tak myślisz? – odwracam się, poprawiam sukienkę i podchodzę do drzwi. – Wyjdę pierwsza, by nikt nic nie podejrzewał – mówię, nawet nie patrząc w jego stronę. Ciszę, która panuje w pokoju, biorę za odpowiedź i cicho otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju, czując jak z niewiadomego powodu łzy cisnął mi się do oczu. Odetchnęłam głęboko, próbując szybko dojść do siebie.

Każde spotkanie z Malikiem co raz bardziej mi się podobało i najmniejsza myśl o tych wszystkich kobietach jakie miał Zayn… Cholera, wiedziałam co to oznacza.

Zakochiwałam się w tym mężczyźnie w niewiarygodnie szybkim tempie.

*******************

No to tak :3 Wstawiam rozdział teraz, bo następny będzie O 20! :D CZEKAJCIE! :3

Do zoba! xoxo. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top