Rozdział IV

... Pocałowałam go w policzek i wyszłam z domu. Gdy otworzyłam drzwi ujrzałam siedzącą na werandzie grupkę chłopaków. Wśród nich był także Krzysiek. Widać było, że zaciska jakiś metalowy, mały przedmiot w dłoni... To był nóż.  Nie zaskoczył mnie tym. Spojrzałam jeszcze raz na grupę i na chłopaka, uśmiechał się szyderczo... Podszedł do mnie.
- Jesteś tego pewna? - Uśmieszek się jeszcze szerzej. To było irytujące...
Sam się prosił o to żeby mocno oberwał.
- Tak! - odpowiedziałam bez wahania. Po czym zamachnęłam się, żeby go walnąć w nos. Trafiłam, chłopak poleciał do tyłu. Był w lekkim szoku, było to po nim widać. Nie tylko ja to zauważyłam, jego wszyscy kumple także, oprócz Maksa. Nie wiem dlaczego nie wychodził z budynku. No ale teraz to mało istotne.
Krzysiek się otrząsnął i leciał na mnie z nożem zaciśniętym w dłoni tak, że aż była biaława. Widać, że był mocno wkurwiony.
- Doigrałaś się! Dostaniesz za swoje, a chciałem być miły. - powiedział to tak głośno, że aż Maks wybiegł z domu. Był świadkiem tego jak chłopak wbija mi nóż w ramię.
Upadłam... Zrobiło mi się czarno przed oczami...
                         
                                                             ***
... Obudziłam się. Leżałam na łóżku, pierwsze co zauważyłam to był Maks siedzący obok mnie z opuszczoną głową. Chyba poczuł, że się poruszyłam, bo odwrócił się nagle w moją stronę.
- Hej, już wstałaś? - Powiedział to opierając niby niewidoczną dla mnie łzę.
- Nom... - Próbowałam wstać, ale ból mi to uniemożliwiał. Gdy jednak jakimś cudem udało mi się usiąść zauważyłam, że nie mam na sobie koszulki, a całe ramkę jest w bandażu. - Kto mi to założył?! Dlaczego?! Poradziłabym sobie sama! - Krzyczałam na tyle głośno, że aż reszta chłopaków wpadła do sypialni.
- Już, już... Spokojnie, nie możesz się teraz denerwować. - Rozejrzałam się po pokoju i po chłopakach. Nie widziałam Krzyśka.
- To wykonać kto mi opatrzył ranę? - Zapytałam spokojnie, ale spokojniej niż wcześniej.
- No ja... - Maks spojrzał się na mnie po czym spuścił głowę. - Musiałem. Mogłaś się wykrywić, a ja na to nie pozwolę. Masz żyć! - No już dobrze. - Mówiąc to przytulałam się do niego nie zważając na ból - Dziękuję. - Gdy byłam w jego objęciach koc zsunął się z mojej klatki piersiowej i opad mi na kolana. Wszyscy było zaskoczeni. Nie wiem tylko czy moją figurą, biustem, czy samym faktem, że jestem bez koszulki.
- Angela?!?
- No co? - dobrze wiedziałam o co mu chodzi. Zaśmiałam się. Chłopcy chłopcy nie odrywali ocenie wzroku, było to już irytujące.
- Gdzie ten idiota? - Zapytałam z uśmiechem na twarzy, udało mi się wstać przy pomocy Maksa. Podszedłem do grupy chłopaków i odepchnęłam losowo jednego z nich pod ścianę. Jednym ruchem wyciągnęłam nóż z kieszeni i przyłożyłam go to gardła szatyna. - jak masz na imię, Misiaczku?
- Na.. Nazywam... Się Dawid. - Jąkał się jak małe dziecko i miał do tego szklanki w oczach. Zachowywał się gorzej od kobiety.
- A więc... Dawidku nie lubię się powtarzać, ale zrobię dla ciebie wyjątek, bo jesteś naprawdę ładny. Że tak to ujme. - Zmierzyli go wzrokiem i dodałam już bez słodkiego, niewinnego uśmieszku - To gdzie jest twój kolega Krzysiu?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top