Rozdział III

... Weszliśmy do środka. Było ciemno. No raczej tak szarawo. Dom wydawał się pusty, było naprawdę cicho. W pewnym momencie podłoga w drugim pokoju zaskrzypiała. Maks nadal się uśmiechał. Nie wiedziałam co się dzieje... Ale na pewno Maks coś zaplanował. Niepodobało mi się to, ponieważ dużo osób wie, że oglądam masę horrorów i filmów tego typu. Chłopak mnie naprawdę denerwował tym uśmiechem i milczeniem.
- Siadaj! - Wskazałam palcem na starą zakurzoną sofę. Brunet się posłuchał i usiadł. - A teraz mów! Po co mnie tu przyprowadziłeś?
- No okej, okej... - Maks chciał wstać, więc go odepchnęłam z powrotem na miejsce. Chłopak nie wiedział co się stało. Chyba był zaskoczony tym, że dziewczyna może mieć aż tyle siły. W pewnym momencie odwrócił się w stronę drugiego pokoju. Przez niego też się na nim skupiłam. Nawet nie zauważyłam kiedy objął mnie w pasie. Gdy się zorientowałam było już za późno... Siedziałam u niego na kolanach. Próbowałam się wydostać, ale bezskutecznie. Nagle chłopak za gwizdał. Z pokoju na którym się tak skupiłam wybiegła spora grupa chłopaków. Przystojnych, wysportowanych chłopaków. Byłam mile zaskoczona.
- To ona? - Zapytał jeden z nich. Zwracając się w stronę moją i Maksa - Myślałem, że jest... - Chłopak nie dokończył, bo wstałam i chciałam już go walnąć, ale Maks złapał mnie za rękę.
- Puść mnie! Maks! Zostaw mnie! Ja chce tylko mu... - Nie dokończyłam... Chłopak, który trzymał mnie za rękę był tak blisko... Czułam jego płytki oddech na moich ustach.
- Angel, wiem co chcesz zrobić. Ale nie tutaj. Jeżeli Krzysiek się zgodzi to możecie iść się bić przed dom. - Byłam zaskoczona jego spokojem. W tym momencie wolałabym siedzieć jednak na tej sofie... -  To jak Krzychu?
-Nie no coś ty stary... Przecież to dziewczyna... I do tego taka mała... - Widać było, że nie chce wkurwić Maksa. Ale ja chciałam.
- Co ty?! Pizda czy facet? Hmm? -  Zaskoczenie tych wszystkich chłopaków. Ich miny. Po prostu bezcenne. -  To jak? Idziesz? -  Mówiąc to uśmiechnęłam się.
- Dobra. Ale jest jedną zasada!
- Jaka? -  Byłam bardzo ciekawa. Jaką zasadę mógł sobie wymyślić taki lamus.
- Nie ma zasad. Wszystkie chwyty dozwolone. - Mówiąc to podał mi rękę na znak, że chce jednak tą walkę. A ja oczywiście przyjęłam tą propozycję...
Maks wyglądał jakby się załamał. Powiedziałam chłopakom, żeby wyszli przed dom i poczekali na mnie. Ja poszłam do mojego bruneta.
- Ej, co ci? To tylko jedna walka nic się nie stanie... -  Usiadłam na podłodze przed nim i odpaliłam papierosa. Ukradkiem schowałam nóż do tylnej kieszeni.
- Nie rozumiesz. U nas "wszystkie chwyty dozwolone" oznacza, że może on używać wszelkiej broni białej ( noże itp). A ty jesteś taka bezbronna. -  Zaśmiałam się. Chłopak nie wiedział o co chodzi. Pocałowałam go w policzek i wyszłam z domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top