Dzień Rozstania#15


To był bardzo ciepły dzień. Nie sądziłam, że dla mnie stanie się takim chłodnym. Umówiłam się z Alanem na siódmą obok kawiarnii. Miałam z nim pojechać na imprezę. Ala przyszła mi pomóc w wybieraniu sukni ślubnej. Nie zostało już wiele czasu. Miałam jeszcze tyle do załatwienia. Alan stał się jakiś dziwny. Kiedy przyszła do mnie Ala i powiedziała czego się dowiedziała zrozumiałam skąd to jego rozdrażnienie i pośpiech.
- Wyścigi? Jak to ?-nie mogłam w to uwierzyć. Obiecał mi, że nigdy więcej nie będzie się wydawał w takie podejrzane towarzystwo. Nie mogłam uwierzyć, że mnie okłamał.
- Sara na spokojnie,porozmawiaj z nim o tym, najlepiej dzisiaj, przecież i tak będziemy na tej imprezie u Victora- stwierdziła, a ja przyznałam jej rację.
- Oj już ja sobie z nim porozmawiam, aż mu w pięty pójdzie- ucięłam. Ala zaśmiała się słysząc  mój gniew w głosie.
- No to widzę, że Alan to od teraz bedzie taki pantofel- zaśmiała się w głos moja przyjaciółka. Wzruszyłam  ramionami.

Ubrałam się w dopiero co kupioną sukienkę w czarnym, aksamitnym kolorze ze złotą sprzążką w pasie. Do tego włożyłam wysokie szpilki w podobnym kolorze i rozpuściłam włosy, które opadły falami na moje ramiona. Ala zrobiła mi makijaż i obie w praktycznie dobrych humorach wyszłyśmy z domu. Kiedy dotarliśmy pod dom Victora Alana jeszcze nie było.  Postanowiłam, że na niego zaczekam. Alan przyjechał motorem jakąś godzinę później. Byłam na niego totalnie wściekła.- Cześć kochanie dlaczego nie weszłaś do środka?- zapytał całując mnie w policzek.- Bo czekam tu na ciebie- odparłam z urazą. - Coś mi wypadło, ale nie rozmawiajmy o tym tutaj- odparł. Pewnie, gdybym nie wiedziała o wyścigach to dałabym się przeprosić. A tak...
- Nie, właśnie porozmawiajmy i to poważnie Alan!- krzyknęłam.
- O co ci chodzi?- zapytał
- Ty mi powiedz... Chyba zasługuję na szczerość!- znów podniosłam głos.
- Odbiło ci... nie mam pojęcia o co ci chodzi- odparł.
- O to, że znowu się ścigasz- warknęłam. Jego mina mówiła wszystko.
- Kto ci powiedział?Victor?
- Aha, czyli on też wiedział i oboje postanowiliście mnie oszukiwać, świetnie!!- krzyknęłam
- Przestań się drzeć!-krzyknął na mnie.- Wcale cię nie oszukałem, zarabiam na nasze wesele, chciałem, żebyś była szczęśliwa!- krzyknął ponownie.
- I uważasz, że dzięki temu będę?!- zapytałam kopiąc jego motor.
- Dramatyzujesz, nie mam ochoty na taką rozmowę- odparł i wsiadł na motor
- I co tak po prostu uciekasz?-zapytałam nie mogąc w to uwierzyć
- Porozmawiamy jak ochłoniesz- odparł
- Nie!- krzyknęłam- Jeśli stąd teraz odjedziesz to będzie koniec rozumiesz? Obiecałeś mi coś i nie dotrzymałeś słowa. Nie chcę wychodzić za bandytę !-krzyknęłam ponownie. Alan patrzył na mnie przez chwilę, a potem odpalił silnik w motorze, założył kask i odjechał.
-Alan?!-krzyknęłam jeszcze ze łzami.Victor wybiegł do mnie najwidoczniej słysząc całą kłótnię
-Nie przejmuj się, ochłonie i jutro przyjedzie cię przeprosić - powiedział i wyciągnął ręce, by mnie przytulić
- Nie dotykaj mnie zdrajco, też wiedziałeś o tym, że on się ściga i mi nie powiedziałeś!- krzyknęłam płacząc-Obaj mnie oszukaliście, a myślałam, że jesteś moim przyjacielem- odparłam i ruszyłam chodnikiem w stronę domu.

Łzy płynęły po moich policzkach rozmazując makijaż, który zrobiła mi Ala. To był koniec. Więcej nie zobaczyłam narzeczonego. Przynajmniej nie w taki sposób w jaki bym tego chciała.

# Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Wkładam w to opowiadanie sporo serducha.

Jeśli Wam się podoba dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top