47. ~♡~
Nie wiem, czy w całej swojej czystości on w ogóle widzi, że pisze mi z każdym słowem nową nadzieję na coś, czego mieć nie mogę. Hoseoku... przecież to niemożliwe, żeby...? Prawda?
Jak mógł mi napisać, że wyglądam słodko z uśmiechem?
Jak mógł napisać, że nazywa mnie drogim nie bez powodu? Bo to słowo znaczy za dużo, przecież wie o tym. Niby drobnostka, a jednak on najwyraźniej o niej pamięta i odwraca role...
W jakim celu?
Bawi się ze mną? Nie mógłby. Jest chodzącym szczęściem, nie myśli o sobie, tylko o innych. Jest ostatnią osobą, którą bym o to posądził. Co mam więc myśleć? Czy wszystko jest po staremu? Czy jednak coś się faktycznie zmieniło?
Tylko co?
Zabawne jest to, że kiedy o nim piszę nagle wszystkie słowa zdają się mieć o wiele mniej sensu, a przecież uważam je za swoich największych sprzymierzeńców, jeżeli chodzi o uczucia.
I nazwał mnie Suga. Sam fakt, że postanowił nadać mi ksywkę mnie przerasta. Koledzy nie mówią sobie, że są słodcy... chyba. Pamiętniku, sam nie wiem, co robić. To wszystko było tak delikatne, a od piątkowego wieczoru ta krucha tafla mojej kontroli uległa zniszczeniu. Teraz mało czego jestem pewny.
Oprócz jednego maleńkiego szczegółu.
Ja również mam ksywkę dla niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top