2.~♡~
Kiedy akurat dzień nie zaczyna się dobrze, chmury przykrywają grubą kołdrą jasnoniebieskie niebo, on zdaje się być moim słońcem, moim promykiem. Nie wierzę w to, że nieświadomie można sprawić, by ktoś inny czuł się dobrze. On robi to niezwykle często, przepełniony myślą, że chłopak z przedostatniej ławki wcale nie wpatruje się w niego przez większość lekcji.
Wydaje mi się niezwykle dziwne, jak to możliwe, by osoby znajdujące się razem w jednym pomieszczeniu przez dość sporą część swojego dnia nie miały nawet pojęcia o istnieniu siebie nawzajem. A przynajmniej jedna z nich. I jakim cudem oddychamy jednym powietrzem, rozmawiamy, posyłamy uśmiechy w tym samym czasie, jednocześnie wcale nie robiąc tego razem.
Zastanawiam się, jak miękkie muszą być opuszki jego placów i jakby to było, gdyby dotknęły moich. Jak aksamitna musi być jego skóra i jak miło byłoby móc otulić ją oddechem i wprawić w drżenie.
Nie powinienem pisać o swoich wyobrażeniach, wybacz, pamiętniku. Oboje wiemy, że to jedynie napawa mnie przeświadczeniem, iż mogą się one stać realne. A to raczej nie jest coś, w co powinienem wierzyć. Wierzy się w Boga, szczęście, czy przesądy, a nie w fantazje, które pojawiają się w głowie.
I czemu traktuję cię, pamiętniku, jak realną osobę?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top