List 8.
„Podążaj za marzeniami", powiedziałeś.
A ja tak zrobiłam.
Napisałam książkę. Zwykły romans dwojga osób, poprzeplatany wątkami kryminalnymi. Wena pozwoliła mi też na stworzenie kolejnej powieści — pełnej przygód i zjawisk paranormalnych, w której bohaterka miała nadludzkie zdolności. Paręnaście razy obydwie je poprawiłam, lecz nigdy nie były dziełem doskonałym. Im bardziej pracowałam nad spójnością, tym więcej pisałam, a postacie stawały się wyraźniejsze. Tekst stawał się coraz dłuższy, pomysły wciąż ciążyły mi w głowie. Czyny, myśli każdego utworzonego, z każdym czytaniem, stawały się niewystarczające. Poświęcałam dnie i noce, żeby dopracować szczegóły. Pragnęłam być profesjonalistką tak bardzo, że zapominałam o tym, by oddychać. Zamykać na moment oczy i brać wdech odpoczynku.
Pewnego dnia przestałam. Sen o tobie sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam czystym wzrokiem na to, co stworzyłam. Wydało mi się dobre, nawet niekiedy więcej. Podchodziło pod ideał, dzięki czemu podjęłam kolejne kroki. Myślałam, że się uda tak jak z wami. Miałam nadzieję, że pewnego dnia i ja zaznam sławy, zacznę rozdawać autografy oraz udzielać wywiadów. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam...
Zgodnie z zasadami panującymi w danych wydawnictwach, rozprowadziłam kopie swoich dzieł. Znajomi udawali, że we mnie wierzyli, wspierali, mówili coś w stylu „dasz radę, napisałaś, więc ktoś musi to zauważyć". Nie powiedziałam wam. Nie chciałam, byście wiedzieli na wypadek, gdyby stało się coś. Nigdy nie lubiłam godzić się z porażką, szczególnie jeśli wiedzieli o niej moi bliscy.
Czekałam pięć dni. Tydzień. Miesiąc. Pół roku. Nikt nie napisał. A ja miałam ochotę zniszczyć to, co sama stworzyłam. Jeszcze nigdy nie poczułam się tak bezwartościowa...
Początek lutego przyniósł mi nadzieję. Piękną, rozpalającą moje policzki do czerwoności pomimo mrozu. Jedna mała koperta, sprawiła, że cały dzień chodziłam cała w skowronkach. Od dawien dawna nie uśmiechałam się tak, jak wtedy. Dla pobudzenia twojej zjadliwej zazdrości chociaż raz — umówiłam się z pewnym mężczyzną, jakże przystojnym. Nie zwracał na mnie uwagi, lecz to nie znaczyło, że nie byłam nim zainteresowana. Był miły i nie przypominał ciebie pod względem „odmienności". Nie miał także twojego głosu.
Gdy wróciłam do domu, moje marzenia legły w gruzach. Kartka niby delikatna, ale posiekała serce na milion kawałków. Odpowiedź nie była tym, czego oczekiwałam. Opinia pozytywna, jaką wystawiono, dotyczyła długości opowiadania. Opisy, nudni bohaterowie, wątek ujęty jako „zerżnięty z innych", i wiele wiele więcej, było negatywne. Nazwano romans „szmirą". Zjechano je od dołu do góry, a ja nie byłam w stanie zaprzeczyć. Uwierzyłam.
Spaliłam papier, zanim wróciła współlokatorka. Nikt się nie dowiedział, że dostałam list. Usunęłam powieści z komputera. Podarłam wydrukowane stronice, puściłam z dymem.
Wyrzuciłam ze swojego życia marzenie. Na koniec wróciłam do normalności.
A ty o tym nie miałeś pojęcia. Aż do tej chwili.
PS: Zawsze mogło być gorzej, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top