💧23💧

Ten dzień od samego początku nie był łatwy - Namjoon i Seokjin po niemalże nieprzespanej nocy prawie zaspali na samolot, po drodze napotkali na korki, a na dodatek paszport starszego wydawał się wyparować. Generalnie, obaj od samego rana byli pod wpływem ogromnego stresu, a nawet i bez tego byłoby go niemało.

- Przysięgam, że zaraz wyjdę i będę grzebać w bagażniku, żeby znaleźć ten paszport - zawarczał Jin, walcząc z sobą, żeby nie zacząć trąbić na innych kierowców. - Albo wiem, ty to zrobisz.

- Nie wiem, czy tego chcesz - westchnął młodszy, mając wrażenie, że gdzieś już widział ten dokument. - Chyba, że marzy ci się szukanie ubrań po całej ulicy.

- Jak nie znajdę tego cholernego świstka, to mogę jedynie pojechać sobie do mamy na obiadek - powoli zamieniał się w rapera, co nie wróżyło niczego dobrego. - Zaraz z buta pójdę na to lotnisko - mruknął, kiedy kolejną minutę żadne auto przed nimi się nie ruszyło.

- Na pewno zdążymy, nie martw się na zapas - trochę skłamał Joon. Czułby się zwyczajnie  źle, gdyby dodał do atmosfery jeszcze swoje zmartwienia. Cały czas jednak myślami krążył wokół zagubionego dokumentu, który musiał być gdzieś w samochodzie.

Mijały kolejne minuty, a oni nadal stali w tym przeklętym korku, ruszając się tylko o kilka małych kilometrów. Seokjin prawie że osiwiał, a przynajmniej takie miał wrażenie, a telefony obu mężczyzn dosłownie się urywały - co chwilę dzwonił ktoś z ich przyjaciół z pytaniem, kiedy będą. Cały komitet pożegnalny był już na miejscu i czekał na główne gwiazdy tego poranka.

- Namu, ja nie żartuję, musisz jakoś wziąć bagaże do środka i zacząć szukać - Jin próbował go przekonać, ale jak się okazało jego mąż bywał okropnie uparty. - A jak nie, to wsiadasz za kółko! - bez żadnego ostrzeżenia, starszy wysiadł z auta i szybko skierował się w stronę bagażnika, żeby zabrać walizki i przenieść je na tylne siedzenie.

- Ty chyba sobie żartujesz! - przerażony Namjoon instynktownie przesiadł się na fotel kierowcy, mimo że bronił się przed tym, kiedy tylko mógł. Prawo jazdy miał, czasem jeździł, ale dziś wolał oszczędzić innym kierowcom cierpień. 

Starszy zamienił się nagle w superbohatera i bardzo szybko przeniósł dwie walizki do środka samochodu, a potem jeszcze szybciej do niego wsiadł i zaczął szukać, psując misternie ułożone ubrania. Przeszukiwał kolejne warstwy, uważne zerkając w każdy kąt, ale nadal nie mógł znaleźć tego jedynego, najważniejszego dokumentu. W końcu przedarł się przez obie walizki, nadal zostając z niczym.

Kiedy już miał przeklinać wszystko, na czym ten świat stoi, w zasięgu wzroku pojawił się mały plecak namjoona, który leżał sobie spokojnie na siedzeniu. Postanowił na szybko go przeszukać, bez większego myślenia. Nawet się nie zdziwił, kiedy zagubiony paszport znalazł się w jednej z przegródek.

- Ty mnie nigdy nie zawiedziesz - westchnął nieco sarkastycznie Seokjin, chowając paszport do własnej saszetki.

***

- Będziemy za tobą tęsknić, hyung! - co chwila można było usłyszeć te słowa od któregoś z młodszych.

Jeongguk dosłownie przykleił się do boku Jina i za nic nie chciał go wypuścić, a reszta przyjaciół otoczyła go ciasnym kręgiem. Było ich słychać na pół lotniska, każdy chciał dodać kilka słów otuchy od siebie i życzyć powodzenia. Tylko Namjoon jakimś cudem został kompletnie zepchnięty na bok i wyglądał, jakby tylko przyglądał się całej sytuacji.

Tak naprawdę nie czuł się dobrze z tym, że musi się z nim pożegnać, że musi udawać, że niczego się nie boi i że jest pewien, że wszystko będzie dobrze. Cały czas był zatopiony w swoich myślach, a żadne słowa nie docierały do jego umysłu. Wszystko było tylko niewyraźnym jazgotem, kompletnie bez znaczenia. 

Obudziły go dopiero słowa miłej pani z głośników, która zapraszała do odprawy. Teraz już nie było odwrotu.

Przez ciało starszego przeszły bolesne wręcz dreszcze i przez chwilę znieruchomiał, nie wiedząc, co teraz ma robić. Kiedyś takie loty były dla niego czymś oczywistym i normalnym. Teraz, kiedy miał już kogoś, taki lot nagle stawał się ogromnym problemem. Szybko jednak się opamiętał i udał się w stronę swojego męża, a sekundę później był prawie że zatopiony w jego ramionach. Czuł, jak pod powiekami zbiera się pierwsza porcja łez, kiedy uświadomił sobie, że ostatni raz wącha ten typowy dla drugiego zapach. Pospieszany kolejnymi słowami z głośników, oderwał się od młodszego i ucałował go ten ostatni raz. Pocałunek był słodko-gorzki, tak jak ten moment, przepełniony uczuciami. Usta obu lekko drżały przez ogromne nerwy, a sam dotyk był niepewny. Nie mogli sobie pozwolić na dłuższe pożegnanie.

- Kocham cię - szepnął młodszy, gładząc delikatnie policzek drugiego. Starał się trzymać nerwy na wodzy, jeszcze tylko kilka chwil. 

- Ja ciebie też - uśmiechnął się, najszerzej jak tylko umiał, mimo że niespecjalnie miał do tego humor. 

Sekundę później Jin szedł już w swoją stronę, a młodszy mógł jedynie obserwować jego plecy, dopóki kompletnie nie zniknął z jego pola widzenia.

Obaj czuli, że zaczął się dla nich najtrudniejszy sprawdzian w życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top