Rozdział 3 - Czaszki i sekrety

"Witaj nieznajomy!

Czytasz ten list dzięki uprzejmości mojego przyjaciela, któremu po kres moich dni pozostanę niezmiernie wdzięczny za przechowanie tej wiadomości w sekrecie. Niewątpliwie nie było to łatwe zadanie... ale z całą pewnością łatwiejsze, niż to co czeka Ciebie. 

Z daleko idącej ostrożności kolejną wskazówkę ukryłem w bardzo odległym miejscu, na południu tego pięknego kraju. W miejscu gdzie większość osób wybiera się w celach uzdrowiskowych, a nieopodal którego znajdują się słynne Błędne Skały. Jednak nie szukaj wypoczynku ani pięknych widoków. Skieruj swe kroki do budynku wiecznego spoczynku mojego przyjaciela, księdza Wacława Tomaszka, gdyż to właśnie jego czaszka skrywa kolejny sekret.

Bądź ostrożny i nie ufaj nikomu!"

- Proszę Pani - wystraszona podskakuję na słowa, płonące z okolicy drzwi. Słysząc dźwięk zbliżających się do mnie kroków, ukradkiem chowam wskazówkę do kieszeni, jednocześnie odwracając się do nieproszonego gościa. 

Okazuje się nim być starszy mężczyzna, który zaledwie kilka minut temu, oprowadzał całą grupę turystów w tym i mnie po domu Uphagera. Teraz stoi w framudzę drzwi samotnie, przyglądajać mi się nieufnie. 

- Po domu nie wolno poruszać się samemu, bez obecności przewodnika - tłumaczy, po czym ze zmęczeniem przeciera twarz. Musi być wykończony całym dniem pracy.

- Bardzo przepraszam, nie chciałam odłączać się od grupy, po prostu zapatrzyłam się na te wszystkie wspaniałe dzieła - wyjaśniam starając się mówić prawdę, jednak tylko taką jaka odpowiada mi, czyli niepełną. 

- W porzątku, niech Pani idzie za mną. Właśnie zamknąłem dom, ale przecież nie zostawię Pani w środku - marudzi mężczyzna. 

Gdy w końcu jestem już na zewnątrz kolejny raz rozglądam się po starówce, myśląc o tym co powinnam teraz zrobić. Gdy mój wzrok pada na grupę turystów siedzących przed kawiarnią, postanawiam zrobić to samo co oni. Usiąść i w spokoju pomyśleć. 

Gdy znajduję mały stoliczek w końcie, zamawiam pierwszą lepszą rzecz z menu i wyciągam list na stół. Czytając go kolejny raz, zdaję sobie sprawę, że zdumiewająco wielu przyjaciół miał twórca tych listów. I to wielu takich, którym mógł powierzyć "tak ważny sekret".

Wyjmuję telefon i kolejny raz postanawiam zdać się na wiedzę płynącą z wujka Google. Zawsze niezbędną, tak jak i w tym przypadku. 

Wpisuję w wyszukiwarce Błędne Skały i wchodzę w mapę, w tym samym momencie moje oczy rozszerzają w zdziwieniu. Błędne Skały znajdują się na drugim końcu Polski! A tak dokładniej sześć i pół godziny drogi od Gdańska... Oczywiście trzeba liczyć dłuższy czas, biorąc pod uwagę korki i całą resztę, której niedopilnowałam w drodze do Gdańska.

Tylko że w liście nie pisze, że mam udać się dokładnie tam, a do miejsca spoczynku niejakiego księdza Wacława Tomaszka. Super. Tylko gdzie ja go znajdę? A tak właściwie jego grób. 

Z czystej ciekawości wpisuję jego imię i nazwisko również w wyszukiwarkę. 

"Kaplica Czaszek w Kudowie-Zdrój" jest to pierwsza informacja jaka ukazuje się moim oczom. Wchodzę w nią i pogrążam się w lekturze. 

Kaplica Czaszek - zabytek skalny znajdujący się w Kudowie Zdrój, w dzielnicy Czermna. Kaplica położona jest w odległości ok. 1 km od centrum Kudowy, w dolinie rzeki Czermnicy. (...) Kaplice zbudował w latach 1776-1784 ks. Wacław Tomaszek. 

Bingo - myślę, czytając dalej.

Pewnego dnia w 1776 r w skarpie koło dzwonnicy w pobliżu kościoła ksiądz Tomaszek zauważył ludzkie czaszki i kości. Wezwał więc kościelnego, razem zaczęli wygrzebywać znajdujące się płytko pod ziemią szczątki. Nie spodziewali się, że natrafią na tak dużą ilość ludzkich kości. Były to kości ofiar wojen na ziemi kłodzkiej (...) Ksiądz Tomaszek postanowił wydobyć wszystkie szczątki (...)Polecił grabarzowi i kościelnemu oczyścić , wybielić kości wraz z czaszkami i zgromadzić w kaplicy. (...) ks. Tomaszek i grabarz Langer postanowili, aby 20 lat po śmierci ich szczątki też spoczęły w tym miejscu. Ks. Tomaszek zmarł w 1804 roku. 

Czyli czeka mnie wycieczka do Kaplicy Czaszek. Spoglądam na zegarek i widzę, że dochodzi już godzina 19.00. Nie ma sensu zaczynać tej podróży dziś. Jutro, wyruszę jutro. Jednak teraz musze sobie znaleźć jakiś nocleg, dodaje w głowię, kolejny raz wchodząc w wyszukiwarkę. 

***

Podróż do Kudowia-Zdrój, była delikatnie ujmując wyczerpująca, żeby nie powiedzieć męcząca.  Chciałabym powiedzieć, że pamiętam coś z tej podróży, jednak wszystko zlewa się w jeden obraz drogi ciągnącej się i ciągnącej bez końca. Wyjechałam wcześnie rano bo już o 6.00, podróż miała trwać sześć i pół godziny jednak jak to w życiu bywa trwała prawie o pół tego czasu dłużej. W efekcie na miejscu byłam dopiero około godziny 15.00.

Miejsce wiecznego spoczynku ks. Wacława Tomaszka wbrew pozorom okazało się nie być miejscem, do którego trudno było by się dostać. Znajduje się ono obok kościoła w małej kapliczce, wokół której znajdowało się wiele grobów. 

Gdy zaparkowałam samochód na parkingu obok, zdziwiona zmarszczyłam brwi. Tłumy ludzi podążały w stronę cmentarza, co oznacza, że tak jak ja najpewniej kierują się ku kapliczce. Postanowiłam więc odczekać chwilę, aż tłum trochę się przeżedzi. 

W między czasie, spoglądając na telefon, zauważyłam że moja mama dzwoniła do mnie kilka razy. Często jej się to zdarzało. Od czasu śmierci Kamila i Krystiana moi rodzice stali się przewrażliwieni na moim punkcie, ale czy trudno im się dziwić? Ja straciłam najbliższe mi osoby, oni z wielkim szczęściem nadal mieli córkę. 

Przecieram brwi, wybierając jej numer telefonu. Choćbym nie wiem jak nie miała ochoty na tą rozmowę, nie potrafię jej zbywać. Jest moją matką i martwi się o mnie, a w szczególności wtedy, gdy tak jak w tym przypadku rzucam wszystko i wyjeżdżam. Chciałbym powiedzieć, że już do tego przywykła, do mojego nagłego znikania, ale jaki rodzic by przywykł? Na pewno nie ja. Zaakceptowała moje wyjazdy, ale nigdy nie przywyknie i nie przestanie się o mnie bać. 

- Halo? Mamo? - mówię do słuchawki, gdy słyszę po drugiej stronie szum, światczący o tym, że odebrała telefon. 

- Kasia? - pyta z wyraźną ulgą. - Marian! Marian! To Kasia! - słyszę jak zaczyna nawoływać mojego tatę. Ten musiał podejść bliżej do niej ponieważ, słyszę jego głos, gdy mówi:

- Daj mi ją na chwilę.

I odpowiedź mamy:

- Dopiero się za mną przywitała uspokój się chłopie. 

- Spokojnie - mówię do słuchawki, uśmiechając się pod nosem. Cali oni.

- Spokojnie?! - wybucha mój tata, na co zaskoczona spoglądam na telefon. Mama musiała włączyć głośnomówiący. - Nie ma z tobą kontaktu od kilku dni, jedynie marny sms, który napisałaś do matki, że wyjeżdżasz i puf. Znikłaś bez żadnego wyjaśnienia. Znów!

Wzdycham ciężko, dobrze wiedząc, że tak postąpiłam. Ale nie mogłam inaczej, czasami po prostu muszę wyjechać, bo nie mogę znieść wszystkiego innego. Nie mogę znieść mojego nowego życia. Nowego, pustego życia. 

- Przepraszam - szepczę cicho. - Powinnam chociaż zadzwonić...

- Nam nie chodzi o ten sms tylko o to, że zostawiłaś numer kontaktowy do hotelu, w którym się zatrzymasz. Gdy nie mogliśmy się do ciebie dzisiaj dodzwonić, dzwoniliśmy tam - tłumaczy wzburzony tata. - I zgadnij co? Powiedzieli,  że zaledwie dzień temu wyrejestrowałaś się, ale nie mogli nam powiedzieć nic więcej. Czy ty sobie zdajesz sprawę, jak razem z matką odchodziliśmy tu od zmysłów?

- Przepraszam - powtarzam jeszcze raz, jak małe skarcone dziecko. 

- Dobrze już - wtrąca się mama jak zwykle łagodząc atmosferę. - Chociaż powiedz nam gdzie jesteś i dlaczego się wymeldowałaś...

- Ja... Teraz jestem w miejscowości o nazwie Kudowie Zdrój...

- Ale przecież to na drugim końcu Polski! Byliśmy tam z mamą w zeszłym roku... Powiedz mi co ty tam robisz co? Miałaś być przecież w Ustroniu Morskim, a tu naglę się okazuje że jestes w zupełnie innym miejscu...

- Oferta Last Minute - mówię pierwsze co przychodzi mi do głowy.

- Co? - pyta zaskoczona mama. 

- Biuro turystyczne zaproponowało mi ofertę last minute, w której była wycieczka po różnych miejscach polski. Byłam już w Gdańsku, teraz jestem tu, a potem...

- A potem co? - mówi ojciec. 

- Potem w sumie nie wiem, codziennie dowiaduję się dokąd pojedziemy - mówię pół prawdę. Nie wiem jak inaczej mogłabym wytłumaczyć im moje nagłe podróże. 

- To trochę dziwna oferta... -mówi niepewnie mama.

- Tak mi też się taka wydawała, ale jak już tu jestem to naprawdę daje dużo frajdy. Nigdy nie wiem dokąd trafię jutro.

- No cóż... Może my z ojcem też tak zaszalejemy w przyszłym roku - mruczy pod nosem mama, na co uśmiecham się delikatnie. Słyszę po brzmieniu jej głosu, że napięta atmosfera powoli już opada.

- Tak musicie też tego spróbować - mówię, ale ostatnie słowa jak w amoku opuszczają moje usta, gdy widzę jak duża grupa turystów, ta sama co wcześniej opuszcza kapliczkę, a żadna inna osoba nie wchodzi za nimi. 

- Mamo wiesz co muszę konczyć, właśnie idziemy zwiedzać jakaś Kaplice Czasek czy coś takiego...

- O! To wspaniałe miejsce, niesamowite, ale trochę straszne - mówi mama, wspominając jej poprzedni pobyt tutaj. - Dobrze już skoro musisz lecieć. Pamiętaj aby odezwać sie jak tylko będziesz miała czas...

- I jak tylko bedziesz w nowym miejscu - przerywa jej ojciec.

- Tak jak bedziesz w nowym miejscu też daj znać. Kochamy cię!

- Ja też was kocham - odpowiadam po czym rozłączam się. 

Chwytam za torebkę i wysiadam z auta. Rozglądając się dookoła zdaję sobie sprawę z tego, że to miejsce nagle dziwnie wypustoszało. Po plecach przebiegają mi ciarki jednak dalej ruszam przed siebie. 

Kapliczka z zewnątrz okazuję się wyglądać całkiem niepozornie, zupełnie jakby w środku były chowane sprzęty do sprzątania cmętarza. Jednak zapominam o tym porównaniu, gdy tylko moje nogi, przekraczają jej próg. 

Ściany i sklepienie wnętrza pokryte są ciasno ułożonymi czaszami i ludzkimi kośćmi. Na ten widok dech zapiera mi w piersi, nie wiary godne. Wszystko wygląda tak niesamowicie, że gdyby te kości były wyrzeźbione w murze uznała bym to za dzieło sztuki. Jednak czuję dreszcz odrazy na myśl o tym, że każda z tych kości była kiedyś częścią ludzkiego ciała. 

Przy ścianach kaplicy znajdują się również dwie drewniane rzeźby aniołów, jeden z trąbką i jakimś napisem łacińskim. Na tabliczce obok mogę przeczytać, że znajduję się tam napis " Powstańcie z martwych" , natomiast drugi z wagą posiada napis, który oznacza "Pójdźcie pod sąd". 

Ciary cały czas przebiegają mi po plecach gdy to czytam. Gdy rozglądam się dookoła po kapliczce zdaję sobie sprawę, ze tak naprawdę nie wiem, w którym miejscu mam szukać czaszki tego księdza, skoro tu jest setka innych, jak rozpoznam, która należała do niego? 

Jednak coś przykłówa moja uwagę w wyglądzie drugiego z aniołów, który trzyma charakterystyczną wagę, symbolizującą wartość ludzkiego życia. Z tym, że na wadze zamiast sztabek metalu znajduje się coś na coś na kształt małej drewnianej butelaczki. 

Uznając, że to nie może być przypadek, zaczynam przeszukiwać ścianę za tym aniołem. Któraś z tych czaszek musiał należeć do księdza.

Jednak z przeszukiwaniem każdej, czułam do siebie coraz większe obrzydzenie i niechęć do tego zadania. Przecież to byli kiedyś ludzie, ten ktoś nie powinien w takim miejscu zostawiać wskazuwek. 

Mam zamiar się poddać, gdy naglę moja uwagę przykłówa niczym niewyróżniająca się czaszka na samym dole, dokładnie pomiędzy aniołami. Delikatnie chwytam ją w dłonie, lecz ona naglę wypada z swojego miejsca. 

Przerażona, na myśl że coś zniszczyłam, próbuję odłożyć czaszkę na poprzednie miejsce, jednak za nich nie chce ulokować się jak poprzednio. Gdy w panice próbuję dalej, naglę coś spada na ziemie. 

To kartka! A więc to jest ta czaszka!

Schylam się po nią, cały czas w ręku trzymając czaszkę gdy naglę do moich uszu dociera dźwięk kroków. Nie mogę nic zrobić, jak winowajczyni stoję z zniszczoną czaszka w dłoni, oraz wielką dziurą w ścianie tuż za mną. Wtykam szybko liścik do kieszeni i do moich uszu dociera, zaskoczone wciągnięcie powietrza. Ktoś mnie przyłapał na gorącym uczynku. 

******************************

1870 słów 

Hej :D Dzisiaj trochę krótszy rozdział, napewno z wieloma błędami ;) Ale sponsorem tych atrakcji jest czas, który nie współgrał ze mną w tym tygodniu. Byłam na wakacjach i nie miałam niestety tam dostępu do komputera, wróciłam dzisiaj o 20.00 i od razu wzięłam się do pracy :D Mamy teraz 23.17 i taka oto praca wyszła spod moich skrzydeł. Może gorsza jakościowo, jednak nie mogłam znieść myśli, że nie będę dalej brała udziału w tym konkursie i udało mi się napisać choć tyle :D Kolejne rozdziały raczej na pewno będą dłuższe niż ten, a tym czasem życzę wam wszystkim miłej nocy :D


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top