moje terytorium -point 1,2,15

Był piękny sobotni dzień... idealny na zakupy. Oczywiście jak dla mnie, bo Lou miał ochotę leniuchować. Mnie jednak znudziło się mieszkanie z Niall'em, więc chciałem jak najszybciej kupić nowe meble i wrócić do swoich czterech kątów.

Tak więc wyciągnąłem Louis'a na zakupy. Na naszej liście znalazła się zabudowa do kuchni, łóżko do sypialni, kubki i meble do salonu. Te ostatnie Lou uparł się kupić w sklepie z antykami. No ja was proszę?! Znowu antyki w salonie?! Wiem, że ładnie to wygląda, ale ile można?!

Najpierw jednak udaliśmy się do jakiegoś sklepu meblowego, gdzie Lou robił często zakupy dla swoich klientów. Domyśliłem się, że ceny tu też będą okrągłe, a ten stary dziad uparł się, że sam za wszystko zapłaci. Oczywiście po moim trupie, ale on jeszcze o tym nie wie i pozwalam mu myśleć, że za wszystko zapłaci.

Kiedy weszliśmy tylko do środka, przywitała nas niska ruda dziewczyna. Rzuciła się na Louis'a, który z krzywą miną próbował ją od siebie odkleić. Nie pomogłem mu, nie się trochę pomęczy.

Zacząłem rozglądać się po sklepie. Wszędzie rozstawione meble... no ale na co ja liczyłem? Hazz, jesteś przecież w sklepie meblowym!

W oczy rzuciła mi się duża komoda, odpowiednia do sypialni na naszą bieliznę. Podszedłem do niej i otworzyłem górną szufladę. Musiała być nasza!

-mogę w czymś pomóc? -o mało nie przycinam sobie palców, kiedy obok mnie pojawia się ta sama rudowłosa dziewczyna, która o mało nie pożarła mojego Lou.

-komoda...

-dopisać do listy pana Tomlinsona? -pyta z uśmiechem.

Kiwam głową. Dziewczyna bierze jakąś kartkę i zapisuje coś na niej markerem. Patrzę jak ją odkłada na komodę.

Rezerwacja. Tomlinson-Styles

Dobra... Dobra... To chyba był zły pomysł, aby tu przyjść. Wszyscy wiedzą jak ja się zwiem...

Odwracam się w poszukiwaniu mojego przygłupiego, przechodzącego kryzys wieku "średniego" narzeczonego. I go znajdujemy... w dość niekomfortowej jak dla mnie sytuacji. Stoi obok jakiegoś wysokiego mężczyzny. Wiek określam na jakieś 35-40lat. Facet za dużo sobie pozwala w stosunku do mojego misia. Dotyka go swoimi łapskami dosłownie wszędzie, a Louis jakoś nie ma z tym problemu... Ale obiecuję, że zaraz będzie miał problem i to wielki.

Idę w ich kierunku. Nie wiem co zrobię, ale coś co na pewno mój ukochany popamięta. Mnie ostatnio zrobił scenę za jakiegoś dzieciaka w sklepie... a teraz ja pokaże co myślę o takim spoufalaniu się.

Jestem na tyle blisko, aby usłyszeć o czym rozmawiają. Pieprzą o jakimś stole i prawdopodobnie o tym przy którym stoją.

Wciskam się miedzy nich, przez co facet musi zabrać rękę z ramienia Louis'a. Siadam na stole. Mam tyle szczęścia, że wytrzymuje mój ciężar. Będzie się nadawał do naszej kuchni.

-poważnie... dobry stół -kładę się na nim plecami. -duży... zawsze dużo miejsca na zabawę -uśmiecham się szeroko. Louis otwiera usta -zamknij usta, kochanie bo ci jeszcze mucha wleci -zeskakuję ze stołu, podchodzę do Lou i palcem wskazującym pomagam mu zamknąć usta -chcesz go tu wypróbować, czy bierzemy w ciemno?

-to ja nie będę przeszkadzał. Naradźcie się. Do zobaczenia, Lou

Kiedy odchodzi Lou otrząsa się ze zdziwienia i teraz gromi mnie wzrokiem. Wkurzył się... ale to jest nic w porównaniu do tego co ja teraz czuję.

-co ty odwalasz? -jego zęby są mocno zaciśnięte -robię tu zakupu dla klientów...

Łapię go za krocze i ściskam. Louis zgina się w pół. Rozglądam się, czy czasem ktoś nam się nie przygląda. Nikt na szczęście nie zwraca na nas uwagi.

Nachylam się nad jego uchem i szepczę.

-co ja odwalam? -prycham -robisz mi niezłą awanturę, bo jakiś chłopak chciał się ze mną umówić... a sam nie jesteś lepszy. Pozwalasz się obłapiać jakiemuś facetowi -mocniej zaciskam palce -nie podoba mi się to, Lewis -w odpowiedzi słyszę cichy jęk -jeszcze raz zobaczę, że pozwalasz się obmacywać, a dobiorę się do niego... zębami... -poruszam lekko dłonią -i ci go odgryzę. -zabieram rękę i prostuję się.

Uśmiecham się szeroko, gdy widzę że Lou zostaje w zgiętej pozycji. I dobrze mu tak. Nikt nie będzie mi go obmacywał, a on nie będzie się na to zgadzał.

-czy mogę panią poprosić?! -krzyczę w kierunku rudowłosej. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy podchodzi do nas. Patrzy podejrzanie na zgiętego i jęczącego Lou.

-czy coś się stało?

-skurcz go złapał, przejdzie mu... -mówię z uśmiechem. -poprosiłbym jeszcze ten stół i krzesła. -dziewczyna znowu zapisuje na kartce to samo co na komodzie. -macie może zabudowę do kuchni w tej samym kolorze co stół?

Olewam całkowicie Louis'a i idę w stronę miejsca, gdzie znajdują się meble kuchenne. Dziewczyna pokazuje mi katalogi, a ja czuję się jak idiota. Nie kumam nic z nazw, ani kolorów.

Pamięć mam jednak dobrą, więc wybieram kolor mebli podobny do koloru stołu. Jestem z siebie dumny. Louis powinien mi pogratulować. Właśnie urządziłem na kuchnię.

Idę do działu sypialnianego. Szukam dużego i wygodnego łoża. Mimo, że na wszystkich pisze: PROSIMY NIE SIADAĆ , ja skaczę po wszystkich. Usiadłem na największym ze wszystkich i wpatrywałem się w swoje dłonie. Brakowało mi w tym wszystkim Louis'a.

Nagle poczułem, że łóżko ugina się tuż obok mnie. Obracam się w tamtą stronę i widzę wpatrujące się we mnie niebieskie oczy ukochanego.

-przepraszam... -kładzie swoją dłoń na mojej i lekko ściska -przepraszam... na za dużo mu pozwoliłem. Jestem głupi i stary -położył się na łóżku i zakrył oczy wolną ręką. Położyłem się obok niego. Nie przejmowaliśmy się tym, że ludzie na nas patrzą, a któryś z pracowników w każdej chwili może nas wywalić.

Leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w sufit. Nasze dłonie były złączone. Nie rozmawialiśmy, bo po co?

Cisza była przyjemna. To było coś co nas odprężało.

-znalazłem kanapę do salonu. W ogóle nie będzie pasować do moich antyków. -mruczy -ale tobie na pewno się spodoba.

-ok -zaczynam się śmiać, bo nic nie pasuje do antyków Louis'a. Nawet sam Louis nie pasuje.

-bierzemy to łóżko -Louis nagle wstaje -nawet jest wygodne -podskakuje trochę na nim i szczerzy się jak małe dziecko.

Tak właśnie kończymy zakupy w tym sklepie. Śmiejąc się jak małe dzieci. Kiedy wychodziliśmy, trzymaliśmy się za ręce. Ciepło biją w z dłoni Lou, rozchodziło się po moim całym ciele. Cieszyłem się, że jest przy mnie. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym spędzić z kimś innym życie... a mało brakowało.

Kochałem Louis'a... całym sercem.

-chodź... -Lou wciąga mnie do jakiegoś sklepu z pierdołami.

Przechodzimy miedzy regalami z różnymi rzeczami.

-kubki... -Louis wcisnął mi do dłoni kubek z Kotem z Cheshire. Uśmiechnąłem się szeroko.

Dostałem jeszcze kubek z napisem kocham cię i weź mnie.

Ze sklepu wyszliśmy z czterdziestoma kubkami i może to śmieszne, że jest ich aż tyle, ale... no cóż, może wystarczy na miesiąc.

Odwiedziny w sklepie z antykami minęły szybciej niż sobie wyobrażałem. Od razu załapaliśmy wspólny język z miłą staruszką. Kobieta wiedziała o czym mówi i wiedziała co nam pokazać.

Sam nawet wkręciłem się i wyszło na to, że ja umeblowałem salon a Lou tylko temu się przyglądał.

Był ze mnie dumny, tak przynajmniej mi powiedział kiedy leżeliśmy w pokoju gościnnym u Niall'a. Louis wtulał się w mój bok i jeździł palcem po moim brzuchu.

-kocham cię, Harry -czuję jak składa pocałunek na mojej piersi. -mimo tego, że prawie połamałeś mi pewną część ciała/

Parskam śmiechem.

-kocham cię, Louis... mimo tego, że jesteś dupkiem -przyciągam go mocniej do siebie. Mógłbym go tak trzymać wieki. Był częścią mnie, a ja częścią jego. Dwie pasujące do siebie połówki jabłka.

***

Zazdrosny Hazz, to zły Hazz :D

Kiedy Harry jest zazdrosny, to wtedy Lou odczuwa mały ból :D

https://youtu.be/O7Tp6e_YlBQ

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top