kąpiel w jeziorku -point 4

Tydzień prędzej

-myślisz, że wszyscy będą mieć czas w przyszły weekend?? -pytam trochę zdziwiony, kiedy Louis uświadamia mnie, że wybieramy się na biwak w przyszłym tygodniu.

-nie mają wyjścia -śmieje się -wszystko już zaplanowałem -podchodzi do mnie i obejmuje mnie w pasie.

-nie wiedziałem, że aż tak wkręciłeś się w listę...

-wolałbym wkręcić się w ciebie.

Obecnie

Coś ciężkiego i gorącego leży na moim ciele... Otwieram powoli oczy. Louis oplótł się wokół mnie jak jakieś pnącze, a jego głowa leżała na mojej klatce piersiowej. Chciało mi się śmiać... nie mówiłbym nic, jakby nie fakt, że Luna leży zwinięta na zgięciu jego ręce.

Nie no cudowny obrazek. Ja leżę na łóżku, Louis leży na mnie, a Luna leży na Louis'ie.

Miły obrazek, ale mnie zaczyna robić się za gorąco i wolałbym jednak pozbyć się tego ciepłego ciężaru ze mnie. No bo czy ja wyglądałem jak poduszka?!

Chcę zepchnąć Louis'a delikatnie z siebie, ale budzik zaczyna dzwonić i Lou po chwili się kręcić. Mój kochany misiaczek się budził i za nim zdążyłem zareagować, Luna ląduje na podłodze. Mam nadzieję, że powiedzenie: "kot zawsze spada na cztery łapy" jest prawdziwe.

-co ten potwór na mnie robił? -Louis pyta z oburzeniem i wpatruję się we mnie jakbym był jakaś skarbnicą wiedzy.

-to samo co ty na mnie, kotku -oznajmiam obojętnie, ale tak naprawdę próbuje powstrzymać się od śmiechu.

-bardzo śmieszne! To futro miało się do mnie nie zbliżać -kładzie się się z powrotem na mnie i wtula w moje ciało. Obejmuję go delikatnie. Mimo tego, że jest mi cholernie gorąco, jest mi przyjemnie. Gładzę go po plecach. Jego skóra jest tak bardzo delikatna, że boję się jej dotknąć.

Louis opiera brodę na mojej klatce piersiowej i wpatruję się we mnie. Posyłam mu uśmiech. Palcem odgarniam mu grzywkę z twarzy i wtedy Luna wskakuje na łóżko. Zaczyna się bawić moimi włosami. Nie wiem co ten kot miał do moich włosów, ale wystarczyła sekunda, aby się w nie wplątała.

-co za wstrętne futrzysko... -mruczy Louis i próbuje wypleść kota z moich loków.

-a kto ją tu wpuścił? -pytam z uśmiechem. Patrzę na niego... ma zmarszczone czoło.

-a co niby miałem z nią zrobić? -pyta z oburzeniem i zaczyna głaskać kotkę, która wreszcie odczepiła się od moich włosów -o mało nie zeżarła Lili, a Stan'a chyba miała ochotę zgwałcić...

-to kobieta, lubi mężczyzn -odpowiadam i przypatruję się temu jak Lou ją głaszcze. Miałem wrażenie, że zaraz wyrwie jej całe futro. Nie rozumiałem tego kota, ani Louis'a.

-no lubi mężczyzn i twoje włosy...

Chwile mi zajmie za nim ogarniam co przed powiedział mój ukochany. Zwalam go z siebie i przewracam na plecy. Zawisam nad nim i mówię.

-czy ty insynuujesz, że nie jestem mężczyzną?

-nie powiedziałem tego -jego ton jest twardy i wygląda, że nie żartuje -ale jeśli ty tak myślisz -teraz uśmiech obejmuje jego całą twarz.

Oczywiście mam ochotę szybko zedrzeć ten głupkowaty uśmieszek z jego twarzy. Zaczynam powoli poruszać biodrami, co wywołuje u mojego ukochanego cichy jęk. Już się nie uśmiecha. Nachylam się nad nim i lekko całuje jego usta. Kiedy Lou pogłębia pocałunek, moja dłoń ląduje na jego pośladku i mocniej przyciskam go do swojego krocza.

-wiesz, że musimy wstać, aby odwieźć to futro do twojej matki -Lou wyrzuca z siebie jak tylko odrywamy się od siebie.

-to poczeka -pocałunkami znaczę szlak od jego klatki piersiowej, zmierzając do bokserek.

Nagle drzwi naszego pokoju otwierają się na cała szerokość, a w nich staje Niall. Ma na sobie niebieskie dżinsowe spodenki i jakąś dziwną czarną koszulkę, którą kiedyś widziałem u Zayn'a.

-dziewczynki, pobzykacie się później... Teraz trzeba nakarmić Niall'a!

Kończę więc w kuchni robiąc śniadanie dla Lili, Stan'a, Louis'a i Niall'a. Nie ma to jak świetnie zacząć dzień.

Dwie godziny później oddaję Lunę w ręce mojej mamy. Kotka niezbyt jest zadowolona z obrotu sprawy. Mam nadzieję, że nie zrobi krzywdy ani sobie, ani nikomu innemu.

Jakiś czas później lądujemy na jakimś zadupiu z jęcząca Lauren, która nie wyobraża sobie spędzenia, aż trzech dni pod gołym niebem... bez łazienki... bez wody... bez prądu. Mnie to było obojętnie, wystarczy abym mógł spać w tym samym namiocie co Lou.

-dlaczego jesteśmy na takim zadupiu, a nie na działce twoich rodziców, Lou? -oburzenie w głosie Lauren słychać z kilometra. Ja też byłem ciekawy, dlaczego jesteśmy tu a nie tam.

-bo w tym tygodniu ktoś z niej korzysta -odpowiada, siadając na krzesełku patrząc jak JA męczę się z rozłożeniem namiotu dla nas. Bo oczywiście Louis nie robi takich przyziemnych rzeczy.

-a przyszły tydzień? -pytam patrząc na mojego ukochanego chłopaka. Zaraz obok mnie pojawili się chłopcy.

-jest wolna -Lou rozkłada się na krześle i zamyka oczy. Wszyscy na niego patrzymy z niedowierzaniem. No nie miałem nic do buszu, ale nie mógł poczekać tygodnia?!

-dlaczego?!

-wszystko w swoim czasie.- Spojrzał na zegarek -zaraz zobaczycie

I jakby nigdy nic zakłada ręce za głowę i patrzał przed siebie. Byłem zdziwiony jego zachowaniem. On chyba naprawdę przechodził jakiś kryzys wieku. Zachowywał się jakby był stuknięty.

Chciałem do niego podejść i zwalić go z krzesła, ale na drodze tuż obok zatrzymuje się sportowe auto. Byłem zdziwiony. Kto na takie zadupie przyjeżdża takim autem?

O mało mi szczęka nie opadła, gdy z auta wysiadł Liam. Krótkie włosy, twarz opalona... to nie był ten sam człowiek, który opuszczał nas parę lat temu.

-Liam... -zacząłem iść w jego stronę, ale zatrzymał mnie widok długonogiej kobiety, która wysiadła z auta.

-cześć wszystkim!! -Liam zaczął biec w naszą stronę jak opętany. Wskoczył na mnie, przez co wylądowałem plecami na ziemi. Dziękowałem Bogu, że nic sobie nie złamałem.

Po dość długiej prezentacji, nowej kobiety Liama, Cheryl...i po dokończeniu rozkładania namiotów, wszyscy usiedliśmy przed ogniskiem. Zaczęło zmierzchać i robić się zimno. Lou siedział wtulony we mnie co dawało nam dodatkowe ciepło. No muszę powiedzieć, że Louis jednak potrafi organizować takie wypady, bo kiedy Lauren przestała jęczeć, a Zayn przestał mieć pretensje do Liam'a o to, że nie powiedział o nowej dziewczynie... zrobiło się przyjemnie.

Było spokojnie do momentu, aż Ash postanowił zacząć zadawać głupie pytania.

-ej, chłopcy... -zwrócił się do nas -kto w waszym związku robi za babę?

Spojrzeliśmy na siebie z Louis'em i oboje bez żadnych uzgodnień rzuciliśmy

-Luna...

Jak na zawołanie wszyscy się roześmiali. No ale prawda była taka, że ona była jedyną kobietą w naszym domu.

Godzinkę później wszyscy rozeszli się do swoich namiotów. Tylko ja zostałem z piwem w ręku. Chciałem je dopić i trochę się wywietrzyć. Nie miałem zamiaru 'pachnieć' przy Lou alkoholem.

Nagle obok mnie pojawia się Stan i macha przed moimi oczami kolejną butelką piwa.

-nie dzięki, zaraz idę do Lou... A muszę się jeszcze wywietrzyć.

-boisz się, że do tego wróci?-siada i wskazuje na butelkę. Kręcę głową.

-obiecał, że nigdy tego nie zrobi, a ja mu ufam... -patrzę na resztki piwa -ale gram fair.

-o czym tak gadacie? -podskakuje i upuszczam butelkę na swoje kolana. Jej zawartość rozlewa się na moje spodnie. Patrzę na Louis'a, który stoi tuż przede mną z kocem i przygląda się temu wszystkiemu -śmierdzisz piwem...

-dzięki... -mruczę patrząc ciągle na dużą plamę na moich spodniach. Louis ciągle nade mną stoi. Domyślam się, że książę Pan chce usiąść na moich kolanach, ale teraz przeszkadza mu to co mam na nich. Mimo, że jest zimno ściągam z siebie bluzę i kładę ją na swoich nogach. Uśmiechnięty Lou usadawia się na nich i okrywa nas szczelnie kocem. Moja twarz ląduje w jego włosach. Zaciągam się jego zapachem.

-ładnie pachniesz -szepczę

-kocham cię -mówi dość głośno i wtula się bardziej we mnie. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, dotykam jego twarzy.

-to ja nie przeszkadzam...

W ogóle zapomniałem o jego istnieniu. Liczyły się tylko niebieskie oczy, które wpatrywały się teraz w moje. Świat mógłby teraz nawet przestać istnieć, nic mnie nie obchodziło. Mężczyzna w moich ramionach był piękny... był cudowny i nawet słabo mnie interesowało to, że ostatnimi czasy zachowuje się jak nastolatek, który ma konkretnie nierówno pod sufitem.

Ważne, że był przy mnie i nie wybierał się jak na razie nigdzie, a ja nie mam zamiaru go puszczać. Był mój i tylko mój.

W koło nas panował pół mrok, przez co otoczenie stało się intymne i dość romantyczne.

-mam ochotę dobrać się do twoich majtek -szepczę i posyłam szeroki uśmiech.

-zero romantyzmu, zero... -prycha i mocniej wtula się w moją klatkę piersiową. Standardowo przeczesuję jego włosy.

Opieram głowę o oparcie i się rozluźniam. Mógłbym tu nawet spać. Louis dostatecznie grzeje, więc było odpowiednio. Moją uwagę jednak przyciąga osobą wychodząca z namiotu nieopodal. Niall, rozglądając się na boki zmierzał do namiotu postawionego na obrzeżu obozowiska. Zapewniam, że owy namiot nie należał do Barbary, tylko do Zayn'a. Wiedziałem, że między tymi dwojgiem coś musi być. Za bardzo się do siebie zbliżyli i dość dziwnie zachowywali. Teraz miałem czarne na białym, że tych dwóch jest w jakimś związku.

Chciałem powiedzieć o tym Louis'owi, ale jego ciche chrapanie oznajmiło, że usnął. Mnie nic innego nie pozostało jak zanieść go do namiotu i otulić do snu. W takich momentach, uwielbiałem być tym większym.

Poranek nie był taki zły, jak na początku myślałem. Dziewczyny zrobiły śniadanie, kiedy my faceci mogliśmy postać nieopodal jeziora i dyskutować o milionie głupot.

Staliśmy w rządku, jakbyśmy na coś czekali. Właśnie napiłem się wody i zakręciłem korek, gdy nagle podbiegł Stan i z otwartą dłonią przebiegł obok nas, w wyniku czego każdy dostał po twarzy. No prawie karzy, bo Lou widząc co się dzieje... po prostu się schylił, a teraz zwijał się ze śmiechu.

Rzuciłem butelkę i pobiegłem za Stan'em, który uciekł w stronę jeziora. Kiedy go dopadłem, wrzuciłem go do wody. Satysfakcja murowana.

-jak dzieci... -tuż obok siebie usłyszałem głos Louis'a. Do mojej głowy przyszedł niecny plan. Wziąłem go w ramiona i podniosłem do góry. -Hazz, puść mnie! -krzyknął

-jak sobie życzysz...

Usłyszałem tylko plusk wody. Spojrzałem w dół i jak przypuszczałem mój ukochany wpadł do jeziora. Chciał, abym go puścił, więc co tu dużo mówić. Kiedy się wynurzył wystawiłem dłoń w jego stronę, aby mu pomóc wyjść. Mogłem się spodziewać tego, że się obrazi, ale nie tego że wciągnie mnie do wody. Wylądowałem po pas w zimnej wodzie. Lou podszedł do mnie i wskoczył na mnie. Oplótł nogi wokół moich bioder. Nasze twarze były teraz na tym samym poziomie. Louis złączył nasze usta, a ja?... położyłem się na plecy.

Pisk Louis'a będzie mi się śnił po nocach.

*********

WRÓCIŁ!!! WRÓCIŁ!! WRÓCIŁ!!

wróciłam i chcę wam bardzo podziękować za cierpliwość :*

parę godzin temu zakończyłam opowiadanie i od razu wzięłam się za 20dreams... brakowało mi tego... nawet nigdy nie pomyślałam, że takie opowiadanie bd mnie odprężać :D

jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość i za to, że czekałyście... tydzień to chyba za długo bez Larrego :P

do następnego :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top