Rozdział 7 Złotowłosy książę
Rozdział 7 Złotowłosy książę
Markiz Hedwerg uśmiechnął się, spoglądając w stronę Kaladina z oczekiwaniem. Kwestia opieki nad Rheą w jego oczach była załatwiona. Sam mag nie wyglądał na tak przekonanego, ale ostatecznie skinął głową, odpowiadając tym samym na nieme pytanie. Nim jednak odszedł, ujął dłoń Rhei i złożył na niej pocałunek. Był to w pewien sposób uroczysty gest.
— Niedługo wrócę — obiecał.
Rhea skinęła głową, słabo się uśmiechając. Nie wątpiła. Była lekiem Kaladina, ale również jego przyjaciółką. Dostrzegała, że jest dla niego cenna na wiele sposobów.
Artur Hedwerg zbliżył się do syna, szepcząc mu coś na ucho. Chłopak zbladł, ale skinął posłusznie głową. Dopiero po tym markiz oraz Kaladin odeszli. Cisza nie trwała długo. Vilijar odchrząknął, przykuwając wzrok kobiety. Na jego ustach widniał nieśmiały uśmiech. Victoria za to tępo wpatrywała się w podłogę. Rhea była przekonana o jednym, żadne z nich nie chciało być w tym miejscu. Mogli być przygotowani do życia w takim otoczeniu, ale wyraźnie go nie lubili.
— Pani, czy interesuje cię sztuka?
Vilijar uśmiechał się niewinnie, a Rhea musiała przyznać, że wydawał się bardzo miłą osobą. I to było najdziwniejsze. Był najstarszym synem markiza Hedwerga, a zachowywał się jak niewinne dziecko. To wydawało się nierealne, sprzeczne, ale nie chciała oceniać człowieka przed nią. Nie w tej chwili. Musiała jedynie być czujna.
— Nie jestem zbyt zaznajomiona z najnowszymi gwiazdami, ale wiem co nieco — przyznała Rhea. — Doceniam piękno.
Odpowiedź nie była zła, ale zakłopotanie na twarzy szlachcica stało się wyraźniejsze.
— Pozwolisz więc, że umilę ci czas kolekcją figurek? — spytał po chwili Vilijar.
Łatwo było zrozumieć skąd wcześniejsze zmieszanie. Chciał przygotować miejsce do spędzenia miło czasu, aby wyjść na dobrego gospodarza. Teraz musiał się niepokoić, że wystawa zanudziłaby Rheię.
— Będę zaszczycona — odpowiedziała z uśmiechem, chcąc rozluźnić narzeczeństwo.
W przypadku Vilijara się udało, ale Victoria pozostawała ciągle taka sama. Tak wyglądało życie większości wysoko urodzonych dam? Miały być cieniami przy mężczyznach? Rhea ze zgryzotą odpowiedziała sobie na te pytania. Wiedziała o środowisku szlachty od matki. Nim ta zmarła, zaznajomiła córkę ze światem.
Alice nuciła pieśń, plotąc warkocze na głowie ośmioletniej córeczki. Gdy skończyła, pocałowała dziecko w tył głowy.
— Mamo! Co to za piosenka? — spytała zaciekawiona Rheia.
Mama zawsze coś nuciła i każda z tych melodii była przepiękna. Dziewczynka nie wiedziała, co takiego w sobie miały, ale powodowały spokój i nagłe ciepło. Lubiła je.
Alice pogładziła ciemne pukle córeczki, uśmiechnęła się i odłożyła na bok szczotkę.
— Usłyszałam ją kiedyś od możnego człowieka. Miał wspaniały gust artystyczny.
Rhea chwyciła za ciasteczko z talerzyka i ugryzła.
— Mamo, znasz dużo ludzi, prawda?
— Nawet nie wiesz jak dużo, skarbie.
Rhea umilkła, by po chwili zadbać pytanie, które zmieniło atmosferę o 180 stopni.
— Jedna z tych osób to mój tata? Dzieci w wiosce mi powiedziały, że mój tata mnie nie chciał i dlatego...
— Nie!
Alice objęła córeczkę od tyłu, a jej ramiona lekko zadrżały. Wzięła głęboki wdech i dopiero po tym mówiła dalej.
— Nie musisz mieć ojca, aby być kochaną i wspaniałą kobietą. Nie musisz mieć nawet mnie, Rheo. Czasami lepiej nam bez rodziców, bo ich obecność, tożsamość, przyprawiłaby nam same problemy. Twój ojciec nie jest złą osobą, ale...
— Nie chciał mnie? — spytała Rhea.
Odpowiedź nie nadeszła.
Nieślubne dzieci arystokratów mają jedynie kilka wyjść. W oczach Rhei romans Alice musiał być znany, dlatego uciekła. Wolała żyć spokojnie na uboczu, niż wystawić siebie i córkę w ogień szyderstw. Nikt jej nie zmusił, sama wybrała, a Rhea za ten wybór była jej wdzięczna. Jedynie czasami zastanawiała się, czy matka nie żałowała.
— Panno Tadern, proszę, chodź z nami — poprosił Vilijar, ruchem dłoni wskazując na lewo.
Rhea skinęła głowa, ujęła w dłoń materiał sukni i ruszyła za narzeczeństwem. Po minucie marszu muzyka była ledwie słyszalna, a przed Rheą pokazała się sala wypełniona rozmaitymi figurkami i rzeźbami. To było siedlisko sztuki i każdy przedmiot wydawał się żywy, przepełniony ruchem i emocjami. Tak wiele bodźców wywołało u Rhei dreszcze. Z powodu ciszy, odczucia stały się mocniejsze. W oczy rzuciła się jej największa rzeźba. Był to mag, nad którego postacią unosiły się kamienne kule ognia. Naprzeciw natomiast leżał smok, którego postawa wskazywała, że jest gotowy do skoku, ruchu, rzucenia się na przeciwnika i rozpoczęcia kolejnego, krwawego starcia. Dominacja, siła i potęga magiczna były wyczuwalne, ale w rzeźbie kryła się też walka o przetrwanie i ideę.
— Wasza wysokość.
Victoria niespodziewanie przemówiła, kłaniając się przepełniona szacunkiem. Na jej bladej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Rhea pognała spojrzeniem do miejsca, na które patrzyła dziewczyna. Ujrzała tam mężczyznę o złocistych włosach, które w półmroku lśniły. On sam ubrany był w beżową, elegancką szatę z białą koszulą oraz czarne, wypolerowane buty.
— Kuzynie — zawołał Vilijar.
Kuzynie?
Rhea natychmiastowo skłoniła się.
— Wasza wysokość.
Brązowowłosa szybko dodała jeden do jednego. Reakcja Victorii i słowa Vilijara wskazywały, że ten przepiękny młodzieniec był synem cesarza. Nie była przygotowana na to. Poradzić sobie z dwójką młodych i nieco nieśmiałych arystokratów było ciężko, ale gdy w grę wchodził ktoś, kto w przyszłości miał przejąć tron? Sytuacja zmieniła się diametralnie.
Victoria wycofała się, stając obok Rhei i obserwowała mężczyzn. Wciąż miała rumieńce, a jej spojrzenie potwierdzało domysły. Była zauroczona księciem, który w tym momencie witał się z kuzynem.
— Mogłem się spodziewać, że tutaj będziesz. Matka cię szukała — wyjawił Vilijar.
— Markiza zawsze mnie szuka, w końcu jestem jedynym dzieckiem, jej ukochanego brata. Zawsze prosi, abym namówił ojca do ożenku — stwierdził książę. Jego wzrok powiódł do stojących niedaleko wejścia kobiet. — Miło cię widzieć, Victorio. Zdradzicie mi, kim jest wasza towarzyszka?
Vilijar zerknął do tyłu, zapraszając obie kobiety do zbliżenia się, co uczyniły.
— Kuzynie, poznaj pannę Rheę Tadern, narzeczoną Króla Popiołów.
Brązowowłosa dygnęła ponownie, unosząc wzrok ku księciu. Ich spojrzenie spotkało się tylko na chwilę, ale to wystarczyło, aby oboje poczuli się nietypowo.
— To zaszczyt móc cię spotkać, wasza wysokość — rzekła Rhea, przerywając krępującą ciszę.
Złotowłosy milczał, przyglądając się kobiecie.
— Wieść o zaręczynach Pana Magicznej Wieży zszokowała wszystkich. Magowie jego pokroju rzadko mają szczęście kochać.
Kilkoma słowami wywołał u Rhei dreszcze. Nie strachu, nie obrzydzenia, a oczekiwania. To była dziwna reakcja, która nigdy wcześniej się nie zdarzyła. Dopiero po pierwszym szoku skupiła się na tym, co wyższy o około piętnaście centymetrów mężczyzna powiedział. Brzmiało jak ostrzeżenie, zwątpienie w zaręczyny.
— Miłość to skarb, zarówno ty, panno Tadern, jak i Król Popiołów powinniście go strzec.
Rhea wiedziała, że dyskusja z księciem nie będzie najdoskonalszym pomysłem, ale to, co mówił, prosiło się o komentarz. Zwłaszcza że czuła znajomość w jego aurze.
— Masz rację, książę. Od zawsze mówiłam, że skarby powinno się kryć — przyznała Rhea z uśmiechem. — Wasza wysokość, wybacz mi zuchwałość, ale jesteś magiem światła?
Z powodu Wielkiej Wojny magia światła była traktowana przez długi czas, jako coś nie do końca pozytywnego. Nawet teraz ludzie mają się przed nią na baczności, a przez dawne mordy osób z takimi umiejętnościami, magów światła pozostało na tym świecie niewielu. Rhea znała aurę obdarzonego taką mocą, jej matka była magiem, ale jej córka nie odziedziczyła tego daru. Najprawdopodobniej Alice była zbyt słaba i niewyszkolona, aby jej moc mogła być dziedziczona.
— Pochodzisz z daleka, prawda, pani? — spytał książę. — W stolicy i okolicznych miastach, fakt, że jestem magiem światła, jest dość powszechny.
Vilijar wyprostował się, aby móc położyć dłoń na ramieniu wyższego o dziesięć centymetrów kuzyna.
— Mój kuzyn jest bardzo skromny, nie tylko jest magiem, ale też bardzo zdolnym magiem. Mówi się, że to geniusz swojego pokolenia i jest ulubieńcem Boga Chwały.
Złocistowłosy strącił dłoń krewniaka i pokręcił głową.
— Vilijar przecenia moje umiejętności. Panie, pozwólcie, że pomówię ze swoim kuzynem na osobności.
Książę nie czekał na pozwolenie, ruszył przed siebie, a Vilijar za nim. Komnata z rzeźbami i figurkami była natomiast tak wielka, że nie było szansy na podsłuchanie. Chociaż nowe informacje mogły okazać się przydatne, Rhea wiedziała, że w przypadku księcia, ryzyko byłoby zbyt wielkie.
Victoria wciąż wpatrywała się w plecy następcy tronu, a Rhea udając, że tego nie dostrzega, przyglądała się okolicznym rzeźbą i figurką. Motyle, które podrywały się do lotu, ptaki oraz inne niewielkie stworzenia. Marmurowa wiewiórka wywołała uśmiech, była zabawna, bo autor próbował uchwycić moment, gdy to traciła równowagę i trzymała orzeszki.
— Dobrze znasz księcia? — spytała Rhea mimochodem.
Victoria podskoczyła, odwracając się ku Tadern ze strachem wypisanym na twarzy. Zarumieniła się mocniej i zacisnęła dłonie na materiale sukni.
— Nie... Najlepiej znam panicza Vilijara.
Głos Victorii był cichy i niepewny. Rhea zauważyła, że dziewczyna rozgląda się dookoła, jakby szukając wsparcia bądź wzorca.
— Lubisz figurki? Ta jest przepiękna — stwierdziłą Rhea, zmieniając temat na luźniejszy.
Victoria spojrzała na przedmiot, który pokazywała Tadern. Był to wilk, który trzymał w ustach latarnię i wyglądał, jakby właśnie odbywał najważniejszą podróż życia. To właśnie w tej rzeźbie Rhea się zakochała. Wilk został wykonany tak dokładnie, że widziała, jak układa się jego sierść, a w latarni ktoś ukrył niewielkie języki magicznego, białego światła.
— Mój narzeczony je lubi.
— A ty, panienko Victorio?
Zapanowała cisza, a Rhea w duchu westchnęła kilkukrotnie. Osoba obok niej wydawała się nie mieć własnych opinii, zdania, a nawet upodobań! Jednak widziała jej reakcję na księcia, miała coś, co sama tworzyła, po prostu tego nie okazywała.
— Myślę, że... są ciekawsze zajęcia, ale to dowodzi piękna i wrażliwości duszy.
Kolejna prosta i niewiele wnosząca, ale za to grzeczna odpowiedź wypłynęła z ust Victorii. Ta była coraz bledsza.
— Dobrze się czujesz, panienko? — spytała w końcu Rhea.
Victoria przymknęła oczy.
— Doskonale, nie musi się pani martwić.
Rhea była przekonana, że to kłamstwo. Widziała aurę kobiety i zdecydowanie było coś z nią nie tak. Jej aura brzęczała, falowała, jakby miała się zaraz rozpaść. Chciała ponowić pytanie, zauważyć bladość, ale w tej chwili powrócił syn markiza oraz książę. Vilijar wyglądał na radośniejszego, zupełnie jak dziecko, a jego kuzyn przyglądał się obu kobietom bez większych emocji.
— Vilijarze, zaprowadź Victorię na sofy. Odprowadzę pannę Tadern do sali — rzekł następca tronu, zadziwiając wszystkich.
— Ale mój ojciec... — zaczał zakłopotany Vilijar.
— Nie będzie problemem. Idź — powtórzył mag.
Victoria wpatrywała się w Rheę z lekkim niedowierzaniem, a nawet zazdrością i smutkiem. Sama Tadern nie wiedziała, co się dzieje. Dlaczego ktoś o jego statusie, chciał zostać choćby na moment samemu z nią? Musiało chodzić o Kaladina albo dalsze doszukiwanie się prawdy o ich relacji, a to oznaczało, że miała zacząć się gra, na którą Rhea nie była gotowa. Starała się zachować spokój, ale gdy narzeczeństwo opuściło komnatę, nie mogła powstrzymać lekkiego skrzywienia.
— W niesmak ci moje towarzystwo, panienko — stwierdził złotowłosy, przyglądając się figurce wilka.
— Wasza wysokość, źle to odebrałeś. Nie znam tego miejsca i...
— Nie tłumacz się — przerwał.
Nie wydawał się zły, ale mimo to Rhea czuła, że musi się mieć na baczności. Ta chwila bardziej ją zmęczyła niż cały bal.
— Co sądzisz o tym wilku? Opowiedz mi, co widzisz — poprosił.
Rhea odwróciła głowę, a jej spojrzenie znowu spoczęło na rzeźbie. Zaskakujące. Uczucie znajomości i zwrócenie uwagi na ten sam przedmiot. Może podsłuchiwał, co mówiła? Dla maga nie byłoby to trudne, ale raczej wyczułaby jego energię. Prawdopodobnie.
— Według mnie to wilk, który wyprawił się w swoją ostatnią podróż. Jest wykonany z precyzją, ale aura, jaka go otacza, mówi o smutku, desperacji, a latarnia, którą trzyma, wskazuje, że prowadzi go ostatnia, niezauważalna dla niego iskra nadziei. Tą symbolizuje światło zaklęte w latarni. Myślę, że nazwa dzieła jest adekwatna. — Wzięła głęboki wdech. — Szept Duszy, to on prowadzi wilka dalej.
Rhea nie spostrzegła, że wzrok księcia się zmienił, a gdy odwróciła ku niemu głowę, poczuła, jak przechodzą ją dreszcze. Jego wysokość słabo się uśmiechnął.
— Doskonały odbiór, panienko. Tę rzeźbę wykuła kapłanka Boga Chwały. Wystawiono ją na licytację, a pieniądze z niej przekazano dla ludzi, którzy tak jak ten wilk, trzymali się ostatniej uncji nadziei. Mówiąc wprost, ofiar katastrofy naturalnych.
Kościół Boga Chwały był najważniejszą organizacją religijną w tym kraju. Członkowie cieszyli się szacunkiem, ale z drugiej strony często musieli rezygnować ze zwykłego życia. Im silniejszy tam byłeś, tym bardziej nie miałeś prawa do zwykłej egzystencji.
— Materiały musiały być niezwykłe, w końcu kupił to markiz.
— Mylisz się. Materiały są tanie i tandetne, swoją trwałość zawdzięczają jedynie magii. Cena była zatrważająca z powodu rąk, które to stworzyły.
— Mogę zapytać kto...?
— Arcykapłanka Boga Chwały Einire — odpowiedział bez wahania.
Rhea poczuła ukłucie. Słyszała o tej kobiecie, chociaż zmarła przed jej narodzinami. Jednak jej legenda żyła w ludzkich sercach. Głównie nazywana przez jednych Panią Cierpiących, a przez innych Panią Zguby. Nie była tylko ważną postacią w Kościele Boga Chwały, ale również jedyną miłością cesarza. Następca tronu był jej synem. Mówiło się, że władca chciał poślubić Einirę, ale ta odmówiła, mówiąc przed tłumem, że ślub zawarła już z Bogiem Chwały i chociaż kocha go ziemską miłością, to nie może odejść od swojego Pana. Powiła mu jednak dziecko i zawsze wspierała. Ta rzeźba musiała być warta fortunę tylko z powodu jej imienia.
— Wybacz, książę.
— Co mam ci wybaczyć? — spytał, unosząc brew.
— Sprawiłam, że musiałeś przypomnieć sobie o matce — wytłumaczyła.
Dla Rhei każda chwila z własną matką była bezcenna, ale wspominanie jej, gdy miało się świadomość, że zmarła było słodko-gorzkie.
— Moja matka była niezwykłą kobietą, która podniosła status własnej rodziny, a również związała ją z cesarskim rodowodem. Nie ma czego tutaj żałować, bo sądzę, że czuła się spełniona. Świat zapamięta jej dziedzictwo.
— Ty książę, jesteś zdecydowanie najcenniejszym, co kapłanka po sobie pozostawiła. Chwała niech będzie cesarskiemu rodowi — rzekła, pamiętając wyuczoną formułkę. Musiała być miła.
Młodzieniec nie odpowiedział. Wsłuchał się w coś i wyciągnął ku Rhei dłoń.
— Zatańczysz ze mną, panno Tadern? — spytał.
Rhea rozejrzała się. Nikogo w sali nie było. Prośba była również zaskakująca. Zastanawiała się, dlaczego oto prosił. Nie mogła jednak odmówić. Nie bezpośrednio.
— Jeśli tego sobie wasza wysokość życzy, ale... Nie ma tutaj muzyki — spostrzegła.
Mag zaklaskał i pojawiła się kula, w której widoczne było wnętrze sali balowej. Wydobywały się z niej dźwięki, w tym muzyka. Magia była potężna, ale widok takiej formy był zachwycający. W ten sposób można by widzieć wszystko bez opuszczania swojego pokoju! Zaklęcie musiało podlegać ograniczeniom, ale i tak było bardzo użyteczne.
Książę ponownie wyciągnął ku Rhei dłoń, a ta po chwili dygnęła i ją ujęła. Jak dotąd tańczyła tylko z Kaladinem i miała nadzieję, że nie podepcze jego wysokości. Taniec się rozpoczął i był dość powolny, a mimo to toczył się w rytm muzyki. Zupełnie jakby grajkowie grali dla nich.
— Twoja rodzina, pani, musi być dumna z powodu zaręczyn.
Nagły komentarz przerwał przyjemną ciszę i wywołał ciarki. Oczywiście. Rhea była przekonana, że taniec to tylko pretekst, tak samo, jak cała rozmowa. Mimo to czuła wszystkie te dziwne rzeczy. Jego wysokość wiedział, jak wpływać na innych.
— Jestem sierotą — wyznała Rhea bez zająknięcia. Kłamstwo nie miało sensu. Markiz znał prawdę, a dotarcie do źródła przez księcia musiało być jeszcze prostsze. — Moja matka zmarła, gdy miałam trzynaście lat. Od tamtej chwili żyłam sama.
Książę okręcił kobietą.
— Wygląda na to, że oboje poruszyliśmy niewygodne dla siebie tematy — skomentował.
Rhea uniosła głowę, wpatrując się w zielone oczy. Naprawdę czuła, że skądś go zna. Tylko to było niemożliwe. Może przypomniał kogoś z jej klientów, ale wciąż, chyba żaden nie był tak olśniewający, jak następca tronu. Parada? Przemowa? Nie pamiętała, by na jakiejkolwiek z jego udziałem była. Rozmyślenia przerwał krzyk, na który Rhea podskoczyła, naprężając się. Książę pozostał jednak spokojny, a nawet ją przytrzymał. Spojrzał w stronę źródła dźwięku, a za nim powiódł wzrok Rhei.
— Victorio! Nie! — krzyczał Vilijar, próbując zwalić z siebie warczącą i agresywną narzeczoną.
— To...
Widziała, jak ludzie krzyczą, wszystko wydawało się tak rzeczywiste, jakby stała obok, a przecież była daleko. Vilijar z trudem utrzymywał narzeczoną, która pragnęła rzucić się mu do gardła. Była potworem. Nie. Zarażoną. I nagle wszystko ucichło, a na panikującego i tracącego siły syna markiza padło martwe ciało. W jednej chwili pierś Victorii przeszyła cienista włócznia. Krew zbrudziła elegancki strój młodego Hedwerga, a świat zdawał się zamrzeć na ten widok.
Kaladin wyróżniał się. Stał przy markizie i trzymał uniesioną przed sobą dłoń, na której wciąż tańczyły mroczne drobinki. Rhea w pewnej chwili miała wrażenie, że dostrzega ją po drugiej stronie kuli.
— Znalazł cię. Zamordował kogoś na oczach wielu osób, a jednak skupił się tylko na tym, by cię odnaleźć. Naprawdę musi cię kochać — stwierdził książę, a po tym pstryknął palcami. Zarówno on, jak i Rhea pojawili się w sali balowej naprzeciw Kaladina.
Mag zignorował obecność następcy tronu i od razu pociągnął narzeczoną w ramiona. Naprężyła się, chcąc go krytykować, gdy dostrzegła, jak drży jego aura. Była z Victorią, musiał się martwić, że coś się stało, gdy jej nie dostrzegł.
Na sali panowała cisza, którą przerywały szybkie oddechy, odgłosy wymiotów, sapnięć oraz jęki przerażenia. W samym centrum pomieszczenia za to znajdował się uwięziony pod zwłokami narzeczonej młodzieniec i mag, który przytulał swoją partnerkę. Gdy jednak w końcu Vilijar z pomocą magii kuzyna zepchnął martwą, wszyscy zobaczyli coś, co zmroziło ich serca.
Narośl podobną do wodorostów.
~ CDN ~
Rozdział powinien być jutro, ale! Skończyłam go i dopracowałam szybciej, a także nie mogę się nieco doczekać waszych opinii, stąd mój brak cierpliwości zrobił wam prezent xD Miłego dnia <3
Data pierwszej publikacji: 10.06.2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top