Rozdział 28 Błąd i jeszcze raz błąd!
Rozdział 28 Błąd i jeszcze raz błąd!
Coś huknęło, a wzrok Alora znacznie pociemniał. To był pierwszy raz, gdy Rhea widziała maga tak wzbudzonego. Herold Pustkowi zawsze był swawolny, rzucał żartami i wydawał się człowiekiem, którego ciężko było wyprowadzić z równowagi. I najwyraźniej właśnie się jej to udało.
— Co do cholery?! Byłaś w zamku zaledwie dwie noce i co zrobiłaś? — grzmiał. — Poszłaś układać się z samym diabłem. Czy uderzyłaś się w głowę?
W powietrzu zaczęło krążyć nieco drobinek piachu. Złość Alora najwyraźniej była poważniejsza, niż się wydawało. Aspen zareagowała natychmiast, chwytając dłoń męża, a drugą zmusiła go do spojrzenia w sobie oczy. Mag w końcu przymknął powieki i westchnął. Został poprowadzony przez Aspen do fotela, na którym ostatecznie usiadł.
— Co ci wpadło do głowy?
Rhea nie odzywała się. Choć nie lubiła, gdy ktoś ją łajał, to rozumiała wściekłość maga. Faktycznie, wizyta u Karesa była bardzo nieodpowiedzialna. Mogła zakończyć się tragicznie. Gdyby nie stan, w jakim się znajdowała, nigdy by tego nie zrobiła. I gdyby usłyszała o takim zachowaniu, bez znajomości prawdziwego powodu, również pomyślałaby, że dana osoba oszalała.
— Musiałam coś zrobić — stwierdziła.
Improwizowała, używając tego, co posiadała. Tak samo było z tą rozmową. Wyznała Alorowi prawdę, bo uważała, że powinien wiedzieć. To dawało im więcej możliwości, a nie była mistrzynią intryg, by prowadzić tę grę sama.
— I zrobiłaś właśnie to? — zakpił. — Rhea, ja mam wrażenie, że ty w ogóle nie rozumiesz Kaladina.
Uniosła brew.
— Rozumiem — upierała się.
Alor pokręcił głową, zaciskając wolną dłoń na podłokietniku.
— Ach tak? Więc jak myślisz, czego chce Kaladin?
Choć miała przygotowaną odpowiedź to i tak się zawahała. W końcu drgnęła.
— Kaladin pragnie uratować świat. Wiem, że zależy mu na pokoju.
Alor zamrugał kilka razy, po czym wybuchł śmiechem. Aspen zacisnęła usta, gładząc jego włosy. To miało uspokoić i jednego Rhea była pewna. Nie czuła się przy magu teraz bezpiecznie.
— Błąd i jeszcze raz błąd! — zawołał, wskazując na nią palcem. — Kaladin robi to wszystko głównie z twojego powodu. To dla ciebie walczy, bo to na tobie mu najbardziej zależy. To, że uratuje przy okazji świat, to dodatek. Kiedyś było inaczej, ale teraz spaliłby wszystko dla twojego bezpieczeństwa. Powierzył mi twoje dobro i wierz mi, już po umowie ze Splamionymi był na siebie wściekły. A teraz? Co powie, teraz gdy dowie się, że dla dobra nas wszystkich zawarłaś pakt z Karesem? — pytał.
Jednak Rhea już nie słuchała. Wszystko dla niej się zatrzymało. Choć znała uczucia Kaladina, to zawsze sądziła, że równie wiele, a może nawet więcej znaczy dla niego świat. W końcu to o niego walczył. Dla niego cierpiał. Czy naprawdę mogło być tak, jak mówił Alor? Wszystko, od A do Z miało być dla niej? Nie. Na pewno nie od początku. Później... Nie mogła tego wykluczyć. W jednej chwili przypomniała sobie momenty, gdy ją chronił, gdy mówił, że nie będzie zawierać umowy. Umieszczał ją w pozornie ryzykownych miejscach, ale zawsze był gotowy stać się dla niej tarczą.
Rhea zasłoniła usta, przymykając oczy i lekko zadrżała. Nie mogła nie zostać poruszona tak głębokim poświęceniem i oddaniem. Tylko teraz on nie pamięta wielu rzeczy. Nie było nawet pewne, czy wciąż ją kochał. Ona natomiast spodziewała się dziecka, o którego istnieniu nie mogła innych poinformować. Po policzkach Tadern spłynęły łzy, a z piersi umknął cichy szloch.
Alor drgnął, a jego wyraz twarzy się zmienił. Wyglądał na nieco zakłopotanego. Aspen pogłaskała włosy męża i podeszła do Rhei, dotykając jej ramienia i klękając.
— Spójrz na mnie — poprosiła.
Rhea ani drgnęła, wciąż drżąc. Była zrozpaczona swoją sytuacją i brakiem spostrzegawczości. Zawsze uważała się za dobrą obserwatorkę, a jednak przeoczyła coś oczywistego. Dlaczego?
Aspen usiadła obok i objęła ją. Rhea ufnie wtuliła twarz w ramię elfki. Od razu poczuła czuły dotyk na swoich włosach.
— Kiedy się obudzisz, wszystko stanie się prostsze — zapewniła elfka, a Rheę ogarnęło zmęczenie.
Niewiele później faktycznie zasnęła.
***
Widok piaskowej, małej żyrafy, wywołał u Aspen uśmiech. Wstała z bujanego fotelu i wyszła, podążając za istotą. Doskonale wiedziała, że to Alor. Miał w nawyku przyjmowanie tej formy i ganianie dookoła, gdy chciał się podroczyć bądź poprawić innym humor. Znaleźli się w kuchni, gdzie to mag przyjął swoją prawdziwą formę i usiadł na jednym z wolnych krzeseł.
— Byłem aż tak ostry? — zagadnął.
Aspen pokręciła głową.
— Nie, kobiety w jej stanie często reagują bardziej emocjonalnie — rzekła, nastawiając wodę na herbatę.
Alor przekrzywił głowę, wyraźnie nie pojmując aluzji.
— Chodzi ci o ilość przeżyć? Faktycznie, dla zwykłej osoby to może być sporo, ale...
— Nie, głuptasie. Ona spodziewa się dziecka.
Mag niezbyt elegancko rozdziawił usta, unosząc przy tym brew. Wyglądał komicznie, a w jego umyśle trwały bardzo skomplikowane procesy. Nagle drgnął, zeskoczył z krzesła niczym oparzony i krzyknął:
— Co do cholery?!
Aspen zachichotała, widząc jego reakcję.
— Ten staruch naprawdę potrafi zmajstrować dzieciaka? Myślałem, że jego pojęcie o takich rzeczach sięga zera! I chwila... — umilkł na moment. — Dlaczego teraz?! Wybrał sobie na to najgorszy możliwy moment — jęknął, rozmasowując skronie. Czuł, że jeszcze chwila i jego głowa eksploduje. — Powierzył mi jej bezpieczeństwo, dlaczego nie wspomniał o dziecku? Naprawdę uznał, że to tak nieistotny szczegół? — marudził.
Aspen pokręciła głową.
— Sam nie wiedział — stwierdziła. — Sądzę jednak, że Rhea wie. Po prostu nikomu o tym nie powiedziała.
Ból głowy Alora wzmógł się.
— Dlaczego? I jesteś pewna, że naprawdę jest w ciąży? — zagadnął.
Elfka skinęła głową.
— Nie mam co do tego żadnych wątpliwości — stwierdziła. — Gdy ją obejmowałam, sprawdziłam jej puls. To mnie zaalarmowało. Po tym wykonałam elficki test, a jego wynik nie pozostawia złudzeń — zapewniła, poprawiając rude kosmyki. — Zakładam, że to z powodu swojego stanu udała się do Karesa. Goni ją czas. Ciąża w końcu stanie się zauważalna, a gdy dziecko przyjdzie na świat, przestanie być naszym wrogom potrzebna.
Zapanowała cisza, podczas której małżeństwo wymieniło się znaczącymi spojrzeniami. Teraz i oni musieli działać szybko, a to oznaczało, że należało sięgnąć po metody, których jak dotąd nie rozważali.
— Nie rozumiem, dlaczego nic nie powiedziała — mruknął Alor, wstając i obejmując ukochaną żonę.
— Zapewne nie mogła. Nie wiemy, co obiecała Splamionym, ale jeśli związane było z dzieckiem, to mam co do tego złe przeczucia — wyszeptała. — Musimy ją chronić. Nie tylko dla naszego starego druha, ale i dla przyszłości naszej i naszego syna.
Uścisk pary nabrał siły. Wiedzieli, że w tych trudnych czasach zawsze mogą polegać na sobie. Nie byli przy tym aroganccy i samolubni. Myśleli o swoich najbliższych i gotowi byli zrobić wszystko, aby ich chronić. Kaldin również to wiedział, dlatego nie miał problemu z powierzeniem uczniowie swojego największego skarbu. Nie był tylko świadom, że to nie był jeden skarb.
~ CDN ~
Ostatnie dni ferii... Cóż, niedługo wrócę do ponurej, szkolnej rzeczywistości, testów i przygotować do maturki. Powiem wam jednak, że te dwa tygodnie dały mi nieco oddechu. Mogłam pisać, poplanować pewne rzeczy. Mam nadzieję, że ci, którzy jak ja mają ferie, również odpoczęli, a tym, co je dopiero będą mieć życzę jak najlepszego odpoczynku <3
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 26.01.2024
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top