Rozdział 22 Sztylet Praboga
Rozdział 22 Sztylet Praboga
Pomimo licznych narzekań Alora na temat podróży, Rhea nie miała okazji skomentować tego, co opowiadał synowi. Może nawet nie miała na to sił. Najzwyczajniej w świecie łapała się na tym, że myślała o takich okolicznościach. I coś w środku niej drżało na samą myśl. Nie z przerażenia, a radości.
Zerknęła ku magowi, który kończył kreślić magiczne kręgi, po czym przymknęła oczy. To wszystko było głupie. Nawet nie powiedziała mu, że go kocha, a teraz rozważała takie rzeczy. Całkowicie nie po kolei!
Ogarnij się, Rheo. Teraz macie inne rzeczy do zrobienia.
Rhea zbliżyła się, ściskając w dłoni pasek torby. Teraz miała nową i wzmocnioną magią, tak łatwo nie dałoby się jej uszkodzić. Podskoczyła, czując dotyk na biodrze. To była dłoń Kaladina, który delikatnie ją objął. Rhea uniosła głowę.
— Pora ruszać.
Pokiwała głową, zgadzając się. Czuła, że jego dotyk słabł. Zamierzał ją puścić. Rhea odruchowo chwyciła za jego dłoń, zatrzymując go w miejscu. To, co zrobiła później trwało zaledwie chwilę. Uniosła się i pocałowała policzek mężczyzny, aby po tym odsunąć się.
— To na szczęście — rzuciła z delikatnym rumieńcem.
Kaladin zamarł, patrząc na kobietę jak dziecko, któremu ktoś niespodziewanie wręczył słodycze. W jego bursztynowych oczach ukazało się kojące ciepło. Ujął dłoń Rhei i ucałował jej wierzch, a w tej samej chwili krąg magiczny rozbłysł. Światło oślepiło, a ilość energii odebrało kobiecie dech. Gdy natomiast znowu mogła widzieć, śniadanie cofnęło się jej do gardła. Kaladin podtrzymał jej włosy, nic nie mówiąc.
Najwyraźniej to nie było nic dziwnego dla osób niewprawionych. Rhea żałowała jedynie, że nie została o tym poinformowana. Wolałaby się do takich wydarzeń przygotować.
Gdy w końcu mogła się wyprostować, dostrzegła, że są na kamiennej pustyni. To było dziwne miejsce, ale na swój sposób wydawało się znajome. Prędko przyszło wyjaśnienie dlaczego. W końcu to ten krajobraz widoczny był w kwaterach Kaladina. Rozejrzała się, odnajdując prędko charakterystyczne elementy. Ciemne niebo, czarne kamienie, piach i spalone drzewa. W oddali natomiast klif i ciemne niczym noc wody.
— Nadal jesteśmy w Oculii? — spytała, wpatrując się w oczy maga.
Kaladin skinął głową, pstrykając palcami. Z jego torby wysunął się płaszcz, który spoczął na ramionach Rhei. Na pierwszy rzut oka trudno było uwierzyć, że tak wielki przedmiot zmieścił się w takim małym miejscu, ale taka już była zasługa magii.
— To Strefa Ciszy.
Chociaż Kaladin powiedział to znudzonym tonem, Rhea nigdy w życiu nie słyszała o tym miejscu. Domyślała się, że to tutaj mieli skontaktować się ze Splamionymi, ale nie wiedziała, jak i czym takim była ta strefa.
— A tak po mojemu? — dopytała.
Rhea z całych sił próbowała skupić się na rozmowie, a nie gorzkim posmaku w ustach. Wymiotowanie było najgorszym, co mogłoby się wydarzyć. Nie dość, że było zawstydzające, to jeszcze pozostawiało długotrwałe skutki.
— To miejsce na północy Oculii, znajduje się za Czarnymi Rubieżami, przy których mieszkałaś. Otacza je potężna tarcza, stąd używanie tu magii bywa dla większości magów trudne. Zdarza się, że zaklęcia obracały się przeciwko rzucającemu — przyznał. — Podczas wojny próbowaliśmy zagonić zakażonych w to miejsce.
Dłoń kobiety zacisnęła się na płaszczu, który po chwili poprawiła tak, aby wygodnie było go jej nosić.
— Dlaczego? Czy nie utrudniło to walki? — spytała.
Kaladin wyciągnął ku Rhei dłoń, a gdy ta go złapała, powoli zaczął iść. Tylko ktoś, kto znał to miejsce, potrafiłby się w nim odnaleźć. Jak często tu bywał?
— Wielu z magów nie mogło używać magii, ale wciąż były eliksiry i inne rodzaje broni. W tym miejscu natomiast część zakażonych odzyskiwała zmysły bądź zaczynała walczyć z samymi sobą.
Przeszedł ją dreszcz. Zrozumiała. Wykorzystali nietypowe działanie strefy, aby napuścić na siebie tych, którzy cierpieli z powodu magii. Można by zapytać, dlaczego Kaladin nigdy nie spytał Splamionych o lek, ale Rhea czuła, że było inaczej. Prawdopodobnie cena, jaką musiałby za niego zapłacić, była zbyt wielka.
Chodziła po cmentarzysku, miejscu rzezi. Zimna aura tego miejsca zdawała się cieniem dawnych dokonań, ale Rhea wyczuwała w niej coś jeszcze innego. Była starsza, a mrok, który skrywała, stawał się coraz bliższy. Zacisnęła usta.
— Moje wyczuwanie aury, energii... Myślisz, że to przez moją krew? — spytała cicho.
Z każdym krokiem wchodzili coraz to głębiej w mroczną okolicę. W powietrzu zaczął się unosić zapach stęchlizny, a uschnięte drzewa pokrywała dziwna, ciemnożółta maź.
— Nie. To z powodu nauk, które pobierałaś — zapewnił. — Twoja matka nauczyła cię tego, nie chcąc, abyś była bezbronna.
Rhea miała ochotę prychnąć. Wiedza o ziołach, aurach, działaniu kamieni i energii nie mogła jej pomóc z obecnymi trudnościami. Westchnęła ciężko, dostrzegając kątem oka cień. Nim zdążyła o nim powiedzieć, Kaladin mruknął coś pod nosem, a ku istocie pomknęły cienie. Dziwny, ośmionożny dzik z szóstką oczu padł martwy na ziemię. Jego krew była ciemnopomarańczowa. Rhea przypatrywała się tym zwłoką, aż nagle Kaladin ujął jej podbródek. Oglądał ją. Jego czułość była zabawna, ale i pokrzepiająca. Dziewczyna dotknęła dłoni na swoim policzku i uśmiechnęła się.
— Żyłam przy lesie. Widziałam gorsze rzeczy — zapewniła. — Ale dziękuję za troskę.
Mag nic nie powiedział, po prostu oparł czoło o to kobiety.
— Zaczynam żałować, że cię tu zabrałem. Co jeśli stanie ci się krzywda? — mruknął.
Kiedyś Rhea lekko by się oburzyła na to pytanie. Nie była aż tak słaba. Większa krzywda stała się jej przez wejście do tego świata. Było tutaj niebezpiecznie. Za pudrowymi twarzami i pięknymi strojami kryły się potwory gorsze od leśnej zwierzyny. Pamiętała swoją złośliwość wobec niego. Coś w niej po cichu pchało ją, aby znowu się taka stać, ale rozsądek zwyciężył. Nie było potrzeby wbijać szpilki temu, który szczerze się o nią troszczył.
Uniosła dłoń, przejeżdżając palcami po policzku maga.
— Mam ciebie, Kaladinie. Ty natomiast masz mnie. Oboje się chronimy — zauważyła. — Nie mam może twojej potęgi, ale mam dość wiedzy i mogę cię uratować. Nawet przed samym sobą.
Była gorszym wsparciem. Przynajmniej fizycznie. Psychicznie jej wartość była nieokreślona.
Rhea odsunęła się, powoli sięgając po dłoń mężczyzny. Coraz częściej inicjowała kontakt, co rodziło w sercu Kaladina nadzieję i radość. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Bywały chwile, gdy mógł nazwać się szczęśliwym, ale nic nie było równie wartościowe, jak to, czego właśnie doświadczał.
Ruszyli razem, nie zatrzymując się już choćby na chwilę. Złączeni dłońmi, nie potrzebowali żadnych słów. Kaladin doskonale znał teren. Wybrał trasę, która była dość prosta. W końcu jednak dotarli do miejsca, gdzie roślinność pomimo martwego wyglądu, kołysała się, cicho sycząc. Zatrzymał się, rzucając ku trawie i kłodzie zaklęcie ognia. Roślina wydała z siebie przeraźliwy wrzask, a z cienkich nitek suchej trawy uleciały kłęby fioletowego dymu. Kłoda natomiast skurczyła się, przyjmując kształt kameleon podobnego stworzenia.
Smród był straszliwy. Nawet Rhea, którą doświadczyła najróżniejszy zapachów, nie potrafiła wytrzymać i zasłoniła nos dłonią. Zerknęła ku Kaladinowi, który nawet nie drgnął. Wyprzedzał ją wieloma rzeczami. Wiekiem, wiedzą oraz doświadczeniami, ale co takiego przeżył, że to coś było dla niego niczym? Ruszyła dalej, czując, jak przechodzą ją dreszcze.
Prawie zapomniała o jego przeszłości. Sekty...
— Jesteśmy na miejscu — skomentował, ruchem głowy wskazując na jaskinię. — To tam umówiłem spotkanie.
Uniosła brew, wyraźnie nieświadoma tego, co powiedział. Sądziła, że będą przyzywać Splamionych, a najwyraźniej wszystko było już gotowe. Pojawiło się jedno pytanie, które bez wahania zadała.
— Jaka była cenna?
— Jeszcze jej nie znam — przyznał bez skrępowania. — Nie dobiłem żadnego targu. Przedstawiłem jedynie swoje żądanie — sprostował.
Niewidzialny kamień zniknął z serca Rhei. Najwyraźniej nie szli tam, aby płacić, a rozważać kupno. Było to nieco lepsze. Zwłaszcza że sprzedawcami byli Splamieni. Kaladin wzmocnił uścisk na dłoni kobiety i wszedł do środka.
Na pierwszy rzut oka to miała być zwyczajna jaskinia. Oczekiwano, że zastanie się tutaj głównie czarne kamienie, ale tak nie było. Wnętrze otaczała bańka dość przerażającej energii. Po jej przekroczeniu okazało się, że jaskinia była w miarę urządzona. Na podłodze wymalowano dziwaczne kręgi i runy, a w rogach leżało złoto i innego rodzaju kosztowności. Na samym środku stał stół z krzesłami. Trzema. Światła dostarczały liczne świece z czarnego wosku, który w ciszy skapywał na podłogę.
Na jednym z krzeseł siedziała zamaskowana postać. Może i miała wielkości dwunastoletniego dziecka, ale aura nie kłamała. Brązowowłosa czuła chłód, który przenikał przez kości, a odór śmierci był tak mocny, że wręcz mdlił.
— Dawno o tobie nie słyszeliśmy, Kaladinie Lyallu de Raidne... — zamruczał skryty Splamiony, unosząc dłonie do góry.
To wtedy uwidoczniło się coś straszliwego. Lewa dłoń była zwykłymi kośćmi, na których zwisało mięso i ścięgna. Prawa natomiast była po prostu ludzka.
— Spotkanie kogoś takiego jak ty, Rheo Aradio Nredat to zaszczyt. Nie widziałem Bogów od wieków, a ich potomkowie są jeszcze rzadszy. Większość twojego rodzaju zdobi ich wielkie pałace... — mówił, a jego głos coraz bardziej schodził do szeptu.
Znowu padło to imię. Na wspomnienie dnia, gdy usłyszała je po raz pierwszy, odruchowo lekko wbiła paznokcie w dłoń Kaladina. Zauważając to, zaraz rozluźniła uścisk, zerkając ku magowi ze zmartwieniem.
Przepraszam.
To właśnie zdradzały jej oczy.
Nazwisko natomiast było znane. Tak brzmiało to, które naprawdę nosiła Kapłanka Einire.
— Witam was oboje w imieniu mojego pana we Wrotach Ciszy. Usłyszeliśmy twoje życzenia, magu, pora, abyśmy podali cenę. Siadajcie. Targu nie dobija się na stojąco — skarcił, a krzesła odsunęły się. — To przynosi pecha.
To właśnie nieszczęścia ich tutaj sprowadziły. Fakt, że Splamiony przed nimi przestrzegał, wydał się Rhei zabawny. Nic jednak nie powiedziała, a po prostu obserwowała Kaladina i zrobiła to, co on. Usiadła, czekając na ciąg dalszy. Tak naprawdę była dodatkiem w tej rozmowie. Nie miała kwalifikacji ani umiejętności, aby układać się ze Splamionymi. Zwłaszcza że ci musieli stosować jakieś sztuczki. Wplątanie się w jedną z nich nie byłoby zbyt optymistyczne i na pewno nie ułatwiłoby skomplikowanej sytuacji.
— Zacznijmy więc! — zawołał z podekscytowaniem Splamiony.
Zaklaskał, a stół otoczyła ciemnofioletowa mgła. Gdy opadła, ujawniła poduszkę ze sztyletem. Ostrze wyglądało niepozornie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Z każdą kolejną chwilą zdradzało swoją niezwykłość. Prostą, wykonaną z brązu rękojeść zdobił jadowicie żółty klejnot pokryty licznymi szarymi pęknięciami. Metal połyskiwał, a pod odpowiednim kątem widoczne były w nim ciemnozielone błyski. Moc, jaka go otaczała była niczym tsunami. To tak, jakby ktoś spróbował zamknąć w tym przedmiocie coś straszliwego. Zupełnie, jakby zamieszkiwała go dusza.
Splamiony położył nogę na nodze i złączył palce, tworząc z dłoni piramidkę.
— Ten sztylet ma w sobie zapieczętowaną duszę Armanona.
Kaladin drgnął, zaciskając dłonie w pięści. Dokoła zamigotała ciemność, co zdradzało gwałtowne emocje maga. Rhea dotknęła jego dłoni, a nacisk magii nieco zelżał. Z trudem przełknęła ślinę.
Armanon... Prabóg.
Legendy głosiły, że był twórcą wszelkiego życia. Ukształtował świat, po czym dla jego przetrwania ofiarował mu samego siebie. Podczas tego procesu dusza Armanona rozdarła się. Niewielki jej fragment pozostał na świecie. Splamieni musieli go przechwycić i wykuć z niego broń. Zrobienie tego było świętokradztwem i grzechem, na który nikt inny by się nie porwał. Choć była to tylko cząstka tej wielkiej istoty, to takie traktowanie mogło wywołać jej gniew, a skutki tego... Nawet nie chciało się o nich myśleć. Świadomość, że coś, co mogłoby unicestwić świat, po prostu leżało na stole, była upiorna.
Śmiertelną ciszę przerwał śmiech Splamionego.
— Jak widzę, emocje was nie opuszczają. Cóż, mój pan to wielki człowiek i posiada wiele skarbów. Wasza sytuacja jest szczególna, a my zawsze staramy się z profesjonalizmem odpowiedzieć na potrzeby klientów — ćwierkał. — Choć jak się domyślacie, cena nie będzie mała. I nie otrzymacie tego na własność.
~ CDN ~
Targi z Splamionymi zawsze mają cenę... Co sądzicie o naszym tajemniczym jegomościu? I zachowaniu Rhei oraz Kaladina. Uwielbia to, jak niby nie są razem, niby to tylko przyjaźń, a jednak widać, że łączy ich coś głębiej. Ten i kolejny rozdział są o wiele dłuższe. Poruszono w nich tak wiele kwestii, że grzechem byłoby to opisać krócej.
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 15.12.2023
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top