Obietnica i Pożegnanie

Chłopak spoglądał wyczekiwanym wzrokiem na Pana Starka i Panią Emily. Niedawno ta dwójka przeprowadziła rozmowę na osobności, po czym zaprosili do niej właśnie nastolatka.

Chłopak spojrzał się na milionera, który właśnie po dłuższym czasie, zaczął mówić.

-Peter, chciałbym cię adoptować. Wszystkie papiery są już gotowe. Wystarczy, że się zgodzisz i... - szesnastolatek przestał właśnie w tym momencie słuchać wypowiedzi mężczyzny i spojrzał się zamglonym wzrokiem na swoje drżące dłonie.

Znowu się bał.

Bał się.

Szesnastolatek wstał od stołu i pobiegł do swojego pokoju, nie zważając na nawoływanie go.

Oparł się o ścianę i zsunął się po niej, zanosząc się cichym płaczem.

Naprawdę polubił Iron Mana. W wieży czuł się dobrze, ale bał się, że ponownie się to stanie.

Bał się, że kolejny raz zostanie adoptowany. Po jakimś czasie znowu opiekun będzie się nad nim znęcał, a gdy się znudzi odeśle go do domu dziecka mówiąc, że jest bezużyteczny.

Brunet usłyszał ciche pukanie. Po kilku sekundach, kiedy on nie otwierał drzwi osoba, która za nimi stała, sama to zrobiła. Mężczyzna podszedł do chłopaka i tak jak on usiadł na ziemię, opierając się o ścianę.

-Zrozumiem jeśli tego nie chcesz - wykrztusił po chwili Tony.

Naprawdę myślał, że chłopak się ucieszy i zgodzi się. Przez całą noc obdzwaniał różne osoby, by te już kiedy razem z Peterem pojadą do placówki, zaczęły modernizować jego pokój, aby zdążyć do jego wprowadzki. Milioner myślał, że chłopak ucieszy się na wieść, że będzie mógł z nim zamieszkać.

-Ja...To nie tak-jąkał się Peter, właściwie nie wiedząc co powiedzieć.

-Nie musisz tego na siłę robić chłopcze-powiedział cicho.

I może to głupie, ale filantrop miał naprawdę dużą nadzieję, że nastolatek się zgodzi. Bardzo polubił tego chłopaka.

-Ja po prostu się boję - wymamrotał, zamykając oczy.

Iron Man zdziwiony spojrzał się na młodzieńca. Dlaczego się boi?

-Były takie przypadki, że jakaś rodzina mnie adoptowała tylko dla własnego użytku - nie wiedział właściwie, dlaczego to mówił Panu Starkowi. Może chciał to wszystko z siebie wyrzucić?

-Robili mi bardzo złe rzeczy-chłopak spojrzał się na swoje dłonie, przypominając sobie jak jeden z jego dawnych opiekunów bił go, zamykał w piwnicy, czy po prostu go gwałcił. Było to nie do zniesienia.

Peter na chwilę zaprzestał mówić i zaczął głęboko oddychać.

-Kiedy im się znudziłem, oddawali mnie do domu dziecka-złapał się za włosy, próbując powstrzymać lecące łzy.

-Pamiętam jak jeden z opiekunów kazał mi codziennie stawać przed lustrem i powtarzać, że jestem nic nie wartym człowiekiem. Bezużytecznym gównem, które na nic nie zasługuje-wziął głeboki wdech-powtarzałem to tak długo, że w końcu sam w to uwierzyłem! - zaśmiał się smutno.

Wstał z podłogi, podpierając się o ścianę.

Tony chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Jak ktoś mógł go tak skrzywdzić? W tak młodym wieku doświadczył tyle zła.

-Próbowałem udawać szczęśliwego. Myślałem, że kiedy będę udawać to też się tak poczuję! A ja jak głupie dziecko, płaczę po nocach tęskniąc za ciotką, która już nigdy nie wróci - mówił coraz ciszej.

Milioner wstał, również próbując powstrzymać się od płaczu.

-Peter... - spojrzał się na nastolatka .

-Robi to Pan z litości, prawda? A może będzie tak jak z innymi? A jak Panu się znudzi, to mnie Pan odda?! - wykrzyczał, dławiąc się swoimi łzami.

-Peter, nigdy bym ci tego nie zrobił. Nie robię tego z litości, naprawdę cię polubiłem i chciałbym żebyś został w moim życiu, jasne? - spojrzał się na chłopaka.

Szesnastolatek po chwili unormował swój oddech i uspokoił się. Kiedy to się stało, filantrop go przytulił.

-Obiecuje Pan? - zapytał cicho.

-Obiecuję - odparł ze łzami w oczach.

*~*~*

Młodzieniec spoglądał na swoją już spakowaną walizkę, która była małych rozmiarów.

Do tej pory nie mógł uwierzyć, że się zgodził.

Pan Stark poinformował go, że przyjedzie po niego jutro o godzinie trzynastej, bo musi załatwić w między czasie jeszcze kilka innych spraw.

Peter lekko uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że będzie miał swój własny dom. Spojrzał za okno, gdzie było już ciemno i przenikliwym wzrokiem, spoglądał na ciemne niebo odziane gwiazdami. Przez myśl przeszło mu, że faktycznie spadająca gwiazdka spełniła jego życzenie.

Czy teraz będzie w końcu szczęśliwy?

Bo właściwie, na to właśnie liczył nastolatek. To co powiedział wtedy mężczyźnie, było całkowitą prawdą. Wciąż udawał. Udawał, że wszystko jest dobrze, że jest szczęśliwy i uśmiechał się do każdego, ukrywając swoje prawdziwe emocje. Myślał, że zdusi to wszystko w sobie, a kiedy on będzie udawał szczęśliwego, to w końcu i tak też się poczuje. Jednak tak się nie stało. Nocami wciąż płakał, tęskniąc za ukochaną ciotką. W głowie nadal miał to, co jego poprzedni opiekunowie mu robili. Czy chociażby wciąż powtarzał sobie wyzwiska, jakie kierowane są w jego stronę, przez szkolnych oprawców. Wciąż czuł się bezużyteczny. Uważał, że nie ma dla niego miejsca na tym świecie.

Szesnastolatek cicho westchnął w duchu karcąc siebie za to, że znów sprowadza swoje myśli na złe tory. Chłopak omiótł jeszcze raz wzrokiem jego dotychczasowy pokój i zatrzymał swoje spojrzenie na biurku.

-Byłbym zapomniał - westchnął cicho, podnosząc się z ziemi. Podszedł do biurka i wziął z niego drewnianą, białą ramkę. W ramce znajdowało się jego zdjęcie z ciotką. Peter obejmował brunetkę robiąc naburmuszoną minę, a kobieta z uśmiechem mierzwiła mu włosy.

Pete uśmiechnął się na to wspomnienie. Dokładnie pamiętał, kiedy zostało zrobione te zdjęcie. W ten dzień Peter miał urodziny i spędzili razem miło czas.

Brunet schował jeszcze do czarnej walizki trzymany przedmiot i szczelnie ją zamknął.

Chłopak zerknął na zegarek widząc, że jest po godzinie dwudziestej drugiej. Co prawda nie była jakaś to bardzo późna godzina, ale Peter postanowił pójść już spać. W tym momencie podziękował sobie w duchu, że umył się wcześniej kiedy zaczął pakować swoje rzeczy do walizki. Brunet położył się na łóżku, przykrywając się szczelnie kołdrą, uprzednio jeszcze zgaszając światło w pokoju. Zamknął oczy delektując się ciszą, lecz po chwili upłynął w błogi sen.

*

Kiedy Peter wstał z łóżka, była prawie jedenasta godzina. Co prawda chłopak jest raczej rannym ptaszkiem i zawsze wstaje owiele wcześniej, lecz dzisiaj zanim wygramolił się z łóżka leżał na nim przez kilka godzin, rozmyślając nad wszystkim.

Od razu po wstaniu pognał do łazienki i tam się przebrał w czyste rzeczy. Ubrany w czarne jeansy i tego samego koloru zwykłą bluzę razem z walizką, zszedł na dół. Walizkę położył koło wejścia, a sam poszedł do kuchni. Dziwne było to, że jeszcze nikogo nie spotkał. Było cicho, a sam jeszcze nie zauważył żadnego dziecka, czy opiekunki. W ciszy zjadł już zimną jajecznicę, która była przygotowana na śniadanie przez jedną z opiekunek.

Chłopak miał już iść z powrotem do swojego pokoju, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko ma spakowane, gdy nagle usłyszał donośny krzyk w  momencie, kiedy przechodził przez salon.

-Wszystkiego dobrego Peter! - wszyscy wyłonili się ze swoich kryjówek. Nastolatek zaskoczony patrzył na wydarzenie, które się przed nim rozgrywało. Pani Emily trzymała w rękach tacę na której był mały torcik, koło niej stały inne opiekunki, a dzieci radośnie krzyczały i śmiały się, trzymając w rękach jakieś rysunki oraz laurki.

Pani Emily odłożyła na stół torcik i przytuliła bruneta, który nieznacznie wzdrygnął się pod wpływem dotyku. Mimo to kobieta uśmiechała się, jakby właśnie wygrała milion złotych na loterii.

-Zrobiliśmy ci niespodziankę. Opuszczasz nas, a my jakoś chcieliśmy cię pożegnać - szepnęła szesnastolatkowi do ucha. Tak bardzo była szczęśliwa, że ten chłopak znalazł dom.

Pete przez chwilę się wahał, lecz po chwili odwzajemnił uścisk rudowłosej. Po kilku sekundach przerwali tą czynność, a brązowooki patrzył się na wszystkich, nie wierząc w to, że tak zaangażowali się w te pożegnanie.

-Dziękuję wam wszystkim - wymamrotał po chwili Peter. Nie za bardzo wiedziąc, co powiedzieć.

Po wypowiedzeniu tych słów wszystkie dzieci zaczęły do niego podchodzić, dając mu różne rysunki i laurki.

Ostatnim dzieckiem jakie do niego podeszło był Lukas. Wręczył mu rysunek na którym był wóz strażacki, a obok dwójka ludzi szeroko się uśmiechających. Peter przyglądając się rysunkowi uznał, że jest na nim on wraz z chłopczykiem. Nastolatek lekko się uśmiechnął do dziecka.

-Dziękuję-powiedział.

Chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie posłał szeroki uśmiech szesnastolatkowi.

Po wręczeniu podarunków od dzieci każdy zjadł symboliczny, mały kawałek tortu. Nawet nie wiadomo kiedy, a wybiła godzina trzynasta. Świadczyło to o tym, że Pan Stark zadzwonił dzwonkiem do drzwi budynku. Jedna z opiekunek poszła mu otworzyć, a chłopak jeszcze się ze wszystkimi pożegnał. Kiedy to zrobił, poszedł do przedpokoju.

Iron Man widząc chłopaka, uśmiechnął się z troską. Brązowooki w tym czasie, ubrał kurtkę oraz buty.

Nastolatek przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu, napotykając spojrzenie Pani Emily, która stała obok, przyglądając się z uśmiechem brunetowi.

Tym razem Peter sam podszedł do kobiety i przytulił ją. Naprawdę był wdzięczny, że przez te wszystkie miesiące ona się nim opiekowała.

-Otrzyj łzy kochanie, uśmiechnij się promiennie. Uwierz w siebie i miej nadzieję, a będzie tylko lepiej- rudowłosa zaśpiewała cicho do ucha nastolatka, melodyjnym głosem.

Peter zaskoczony zmarszczył brwi. Doskonale to pamiętał. Kiedy po utracie ciotki został wysłany do domu dziecka, za wszelką cenę nie chciał tam jechać. Jednakże musiał, dlatego pierwszy raz wchodząc do budynku był cały zapłakany i roztrzęsiony. Niedawno stracił ciotkę i dom, a na następny dzień musiał jechać do placówki, gdzie nie chciał przesiadywać. Wtedy wchodząc tutaj przez te drzwi, wraz z jakimś mężczyzną od opieki społecznej, przywitała go właśnie Pani Emily. Kobieta widząc go w takim stanie, natychmiast go przytuliła i właśnie wtedy zaśpiewała tą krótką melodię do jego ucha.

Kobieta oderwała się od chłopaka i wytarła łzy, które spłynęły po jej policzkach. Chłopak wziął walizkę do ręki, oczekując na Pana Starka.

-Chodźmy do auta, Peter - uśmiechnął się, otwierając drzwi.

Pierwszy z budynku uprzednio jeszcze się żegnając z opiekunką, wyszedł nastolatek. Milioner również się pożegnał i miał też zamiar wyjść, gdy poczuł uścisk na nadgarstku. Obrócił się widząc, że kobieta go zatrzymała.

-Niech Pan się nim opiekuje. To naprawdę wspaniały dzieciak, jedynie jest trochę zagubiony - westchnęła cicho, patrząc w oczy bohaterowi.

-Będę się nim opiekować, jak najlepiej mogę. Ma Pani rację-spojrzał się przez otwarte drzwi na nastolatka, który czekał w aucie - to wspaniały chłopak - dokończył.

Mężczyzna z grzeczności pożegnał się jeszcze raz i wyszedł z budynku, kierując się z wielkim uśmiechem do auta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top