Epilog

Sprzątaczka krzątała się po dużym salonie, wycierając z kurzu meble. Po chwili do pomieszczenia, wszedł milioner, lekko uśmiechając się do pracującej kobiety.

-Chce Pani może herbaty? - zapytał, podchodząc do maszyny, robiącej napoje.

-Ah, nie trzeba. Ale bardzo dziękuję - uśmiechnęła się miło, poprawiając swoje krótkie, zzsiwiałe, blond włosy.

Staruszka wzięła jedną z ramek ze zdjęciem z półki i lekko się uśmiechnęła.

-Kim jest ten młodzieniec na zdjęciu? - zapytała się. Odkąd tu sprząta zawsze ciekawiło ją, kim jest ten chłopak. Nigdy go tutaj nie widziała mimo, że sprzątała wiele razy pokój, prawdopodobnie należący do niego, który jakby wcale nie naruszony, tylko się kurzył.

Filantrop podszedł do kobiety i wziął od niej ramkę ze zdjęciem. W jego oczach zebrały się łzy. Na zdjęciu był on wraz z Peterem. Było to zdjęcie z ich wspólnego wypadu na lody.

-To mój syn, Peter - wychrypiał.

-A gdzie jest? - kobieta odłożyła ściereczkę od kurzy.

-Cóż, mam nadzieję, że w lepszym miejscu - odparł, odkładając ramkę na wytartą już półkę.

-Przepraszam. Tak bardzo mi przykro, nie wiedziałam - odparła ze skruchą staruszka.

-Nic się nie stało, Pani Nicole-odparł, odwracając się z zamiarem pójścia do kuchni.

-Jaki on był? - zapytała się sześdziesięciolatka. Czasami była zbyt ciekawska.

-Peter? - zmarszczył brwi, odwracając się z powrotem do Pani Nicole -Oh, był to najlepszy dzieciak na świecie. Energiczny, kochany, przyjazny, ciekawski, uczynny - uśmiechnął się, przypominając sobie różne chwile, związane z nastolatkiem.

-Kochał go pan... - uśmiechnęła się.

-Ponad życie - Tony starł rękawem koszuli łzę, która nawet nie wiadomo kiedy, wypłynęła spod jego powiek.

Bo Peter był najlepszym, co spotkało go w życiu.

Rozemocjonowany Stark, przeprosił kobietę i poszedł do swojej sypialni. Otworzył szufladę i wyciągnął z niej białą kopertę. Co prawda była już trochę zniszczona, ale jej zawartość była najważniejsza.

Geniusz wyciągnął z niej list i zaczął go czytać.

  Właściwie nie wiem, co ja jako szesnastoletni chłopak, mogę dostać na Święta. Jeszcze rok temu zapewnie chciałbym nowy zestaw narzędzi do majsterkowania lub książki. Teraz jedyne co pragnę, to aby moja Ciocia tu ze mną była. Mimo że minęły cztery miesiące to nadal tęsknie i cierpię. Wiesz co Święty Mikołaju? Wiem, że nie możesz mi dać tego czego pragnę, nie musisz mi dawać zatem prezentu. Zamiast mnie podaruj komuś innemu podarunek, może małemu Lukasowi z sąsiedniego pokoju? Uwielbia bawić się autami, na pewno z takiego jednego by się ucieszył. Nigdy nie wiem jak się żegnać, nawet na grobie Ciotki nie potrafiłem tego zrobić. Więc po prostu tobie również chciałbym życzyć miłych świąt.

                                                        Peter

Tony włożył z powrotem list do koperty. Zetarł łzy, które wydostały mu spod powiek i lekko się uśmiechnął.

Nie mógł uwierzyć, że to wszystko zapoczątkowało się przez jeden list.

                              🖤

Chłopczyk przeglądał komiks z superbohaterami, machając nogami w powietrzu i leżąc na zielonym, puchatym dywanie. Maluch przewrócił następną stronę komiksu i ujrzał na niej supermena z uśmiechem. Koło niego widniał napis "Czy już wiesz kim chcesz być w przyszłości? Bo ja tak! Kolej na Ciebie...!" brunet odczytując powoli te słowa, zamknął komiks i szybko pognał do kuchni, o mało, co się nie wywracając. Stanął przed swoją Ciotką, która piła herbatę i czytała gazetę.

-Ciociu, czy mogę być w przyszłości kim chcę? - usiadł na podłogę, wpatrując się w kobietę.

Ciocia May, skarciła wzrokiem dziecko. Nie chciała, aby ten znów był chory, lecz on i tak znowu siedział na zimnych kafelkach w kuchni, nie przejmując się tym, że nawet nie ma na sobie kapci. Maluch jednak nic sobie z tego nie robiąc, lekko się uśmiechnął, pochylając głowę do przodu.

-Cóż, tak. Możesz być kimkolwiek zechcesz. Policjantem, strażakiem, lekarzem czy nawet naukowcem - odłożyła na bok gazetę, wraz z kubkiem ciepłego napoju.

-Jak myślisz ciociu, kim będę w przyszłości? - zapytał, poprawiając swoje niesforne kosmyki włosów, które wpadały mu już do oczu.

-Bohaterem, Peter... Będziesz Bohaterem - uśmiechnęła się, wstając z krzesła i kucając, koło swojego podopiecznego.

Bo Peter był dla niej, właśnie takim małym Bohaterem. Ratował ją od smutku, czy chociażby od nudy. Uważała, że maluch jest złotym chłopcem.

-I będę ratował ludzi? - zapytał zdziwiony.

-No jasne! Będziesz ich ratował i chronił. Bo taka jest rola bohatera, no nie? - zaśmiała się cicho, przytulając się do niego.

-A kiedy będę, mógł już być Bohaterem? - zapytał po chwili, gdy się od siebie odsunęli.

-Już nim jesteś-poczochrała jego mięciutkie włosy, szeroko się uśmiechając.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top