Strzykawka i Brak Siły
Witam! Za wszelkie błędy przepraszam, jeśli takowe się pojawią powiadom mnie o tym w komentarzu, a ja postaram się poprawić je jak najszybciej!
Miłego czytania!
Peter obudził się z nierównym oddechem, rozglądając się po pokoju. Tej nocy dręczyły go koszmary o jego ciotce.
Chłopak powoli wstał zaglądając za okno. Widząc za nim widok stwierdził, że jest około ósmej godziny.
Nastolatek nieprzebrany jeszcze z pidżamy zszedł na dół do kuchni, która była połączona z salonem. W kuchni zastał Natashę oraz Clinta, którzy popijali napoje rozmawiając.
-Cześć Peter - odezwali się.
-Dzień dobry - mruknął cicho. Brunet czuł się trochę dziwnie, ale nie wiedział, czym było to spowodowane.
Wziął miskę i nasypał do nich czekoladowych płatków. Potem nalał do niej mleko, a że nie miał chęci na podgrzewanie swojego dania, usiadł przy stole, uprzednio biorąc łyżkę.
Parker jadł w spokoju, nie zważając na nic uwagi. Właściwie nie wiedział czemu, ale ciężko było mu się skupić.
Nagle do pomieszczenia wszedł Pan Stark ubrany w garnitur, lecz nie miał na sobie jedynie marynarki.
-Dzień Dobry Panie Stark! - powiedział od razu Peter, lecz zamiast pogodnego uśmiechu i miłych słów usłyszał co innego.
-Nienawidzę Cię - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo i wskazał palcem na szesnastolatka.
Peter bardzo się zdziwił, słysząc te nagłe słowa od milionera. Dlaczego je tak nagle i bez powodu wypowiedział? Poczuł piekące łzy, które chciały się wydostać spod jego powiek.
-Ale... - brunet chciał zacząć się pytać filantropa, dlaczego tak myśli i co takiego zrobił, gdy Iron Man mu przerwał.
-Zaadoptowałem Cię tylko z litości! - warknął.
Nastolatek wstał, odchodząc od stołu. Miał ochotę podejść do milionera i przytulić go, tak jak on to wcześniej robił. Ale jedynie patrzył się na niego, zamglonym wzrokiem.
-Nigdy nie będziesz moim dzieckiem, nie kocham cię - powiedział Tony, zbliżając się do Petera.
Pete chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Poczuł jak spływają mu po policzkach, słone łzy.
-Jesteś nikim! Rozumiesz? Nie jesteś nikomu potrzebny! Bezużyteczny gówniarz, który... - nie dokończył mówić gdy uderzył chłopaka w policzek, a ten poczuł jakby zaczął się dusić.
Peter nagle ubudził się cały spocony z nierównym oddechem.
Przeleciał wzrokiem po pokoju i cicho odetchnął.
Czyli to był tylko zły sen?
-To tylko głupi koszmar-mówił cicho, sam do siebie.
Właściwie Pete bardzo dziwnie się czuł. Koszmar wydawał mu się bardzo realistyczny. Jakby śnił na jawie. Ciężko było mu odróżnić sen od rzeczywistości.
Chłopak wstał z łóżka i znowu popatrzył się za okno, zdając sobie sprawę, że jest prawie ósma nad ranem.
Zeszedł na dół do kuchni, próbując zapomnieć o swoim złym śnie. Przechodząc przez salon, poczuł nagły ból głowy. Zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył zobaczył, że pomieszczenie jest całe w płomieniach. Chłopak miał już zamiar dzwonić po służby ratunkowe i powiadamiać innych o tym, że w budynku jest pożar, gdy nagle poczuł, jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu. Zdekoncentrowany obrócił się i zobaczył swoją ciotkę. Co prawda była cała osmalona przez dym, a jej ciało poparzone, lecz Pete mimo wszystko ją rozpoznał.
Poczuł nagłą radość, widząc swoją ukochaną ciotkę.
-To twoja wina-powiedziała nagle wyprutym głosem z emocji, patrząc się pustym wzrokiem, na swojego podopiecznego.
Pokazała ręką na swoje poparzone ciało.
-Zobacz co mi zrobiłeś! To wszystko twoja wina! - krzyczała.
W jego oczach zebrały się łzy.
Kobieta zapłonęła nagle jak pochodnia, a on zaczął rozpaczliwie szukać rozwiązania. Chciał się jak najszybciej obudzić z tego koszmaru, który był tak bardzo realistyczny, że naprawdę wierzył, że jego ciotka tutaj jest.
Spojrzał się na swoje drżące dłonie, licząc powoli palce. Nie wiedział dlaczego to robił, może chciał się upewnić, że nie jest to rzeczywistość? Kiedy doliczył się do jedenastu palców był już pewny, że jest to fikcja.
Podniósł swój wzrok myśląc, że znów zobaczy swoją ciotkę, ale zamiast tego nie zobaczył nic. Wszędzie była, tylko ciemność. Obrócił się widząc, że wokół niego nic nie ma, tylko rozpościera się pustka i ta straszna ciemność.
-Obudź się Peter! - zaczął krzyczeć sam do siebie, mając nadzieję, że to pomoże.
-Obudź się, proszę! - krzyczał.
-Obudź się! - złapał się za włosy, równocześnie ciągnąc za nie.
Nastolatek obudził się z krzykiem. Do jego pokoju wpadł Iron Man, podchodząc szybko do chłopaka. Mężczyzna zaczął tulić szesnastolatka mając nadzieję, że tym gestem go uspokoi.
Peter patrzył się na swoje dłonie, próbując wyliczyć ilość palców. Spoglądał na swój pokój mając, tylko nadzieję, że nie jest to żadna fikcja. Ciągle miał wrażenie jakby w niej tkwił i nie mógł się z niej wydostać.
Jakby tonął.
🖤
Peter czuł się okropnie słysząc w głowie ten głos. Nie spał po nocach, miał dziwne uczucie, nie mógł często odróżnić rzeczywistości od fikcji i zastanawiał się, jak sobie z tym poradzić, a przede wszystkim jak nie ulec temu. Jutro miał się spotkać z tym Tremendousem. Skąd wiedział do kogo należy ten głos? Ostatnio Tremendous mu o tym powiedział uznając, że i tak Peter musi wiedzieć jak to się wszystko zaczęło. Chłopak wciąż karci siebie za to, że był taki nieumyślny. Mógł inaczej rozegrać tą walkę! Co go podkusiło aby samemu z nim walczyć? Przecież niedaleko byli Avengersi, wystarczyło im, tylko pomóc...
Jesteś bezwartościowym i nędznym dzieciakiem. Potrafisz więcej niż ci się zdaje. Zobaczysz, że gdy tylko mi pomożesz dostrzeżesz, że wcale nie jestem zły.
-Zamknij, Zamknij się - powtarzał cicho, patrząc w kuchenny blat.
Miał dosyć.
Jesteś tylko nędzym i nic nie wartym chłopakiem. Stark przygarnął Cię tylko z litości, a twoja Ciotka umarła przez Ciebie.
Nastolatek w przepływie złości wziął nóż z szuflady do dłoni, odsłonił koszulkę i przejechał nim po brzuchu, robiąc dużą ranę. Syknął cicho z bólu, ale też ulgi.
Dowiedział się ostatnio przez przypadek uderzając się, że głos znika na kilka chwil, kiedy on czuje ból. A że miał go dosyć, coraz częściej sobie ho zadawał.
Odkąd głos się pojawił, czuł niewyobrażalną pustkę, smutek, ale też gniew, którego nie mógł pohamować. Jakby to właśnie jego najgorsze cechy się ujawniły.
-Peter, co robisz? - zapytał się Tony, wchodząc do kuchni. Ostatnio chłopak dziwnie się zachowywał i coraz bardziej się o niego martwił.
Przestraszony nastolatek szybko wrzucił zakrwawiony nóż do zlewu, zerkając na swojego opiekuna. Nie chciał, aby ten o czymkolwiek się dowiedział, przysiągł sobie przecież, że będzie go chronił za wszelką cenę.
-Nic, Panie Stark. Miałem właśnie nakładać sobie obiad - spojrzał się na przygotowane danie, które składało się z ziemniaków, mięsa i sałatki.
Mężczyzna podszedł do chłopaka, ale ten odsunął się na kilka centymetrów, jakby się bojąc. Milioner cicho westchnął, przenosząc wzrok na szesnastolatka.
-Miałeś ostatnio koszmar, znów cię one męczą, tak? Dlatego się tak zachowujesz? - położył dłoń na jego ramieniu - Wiesz, że chcę ci pomóc. Wystarczy, że powiesz mi, co się dzieje - zmarszczył brwi.
-Nic naprawdę się nie dzieje! - powiedział głośno, odpychając rękę filantropa.
Tony zmartwiony przyglądał się młodszemu, ale ten unikał jego wzroku. Iron Man przeniósł wzrok na zlew i widząc w nim zakrwawiony nóż, który przed chwilą trzymał brunet, prawie co nie upadł ze strachu.
-Peter, podwiń koszulkę - poprosił. Kiedy wchodził do kuchni widział, jak młodszy się za nią trzymał. Musiał się upewnić, że tego nie zrobił. Przecież on... Dlaczego?
Brązowooki przerażony spojrzał się na geniusza. Pokręcił, tylko lekko głową i odsunął się do tyłu.
-Peter... Błagam cię - w oczach Iron Mana zagościły łzy - Powiedz, że tego nie zrobiłeś...Dlaczego? - łamał mu się głos.
Brunet nie mógł patrzeć na mężczyznę w takim stanie. Krzywdził go. Znowu go krzywdził i zawodził.
Nie mógł pokazać mu brzucha, jego regeneracja nie działa, tak szybko jak kiedyś. Odkąd Tremendous wstrzyknął mu tą substancję, regeneracja chłopaka nie działa tak jak wtedy. Owiele ciężej jest mu teraz zagoić różne rany i zadrapania.
-Nie rozumie, Pan-pokręcił głową, odwracając się.
Chwilę po tym Peter znalazł się w swoim pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Oparł się o ścianę, zanosząc się cichym płaczem.
🖤
Nastolatek spoglądał na zrujnowany, opuszczony dom. Dlaczego Tremendous miałby się tu ukrywać? Warunki raczej nie sprzyjają do mieszkania.
Nie zastanawiając się wiele Peter wszedł do budynku, było tu zimno i ciemno. Na dworze była już prawie dwudziesta druga godzina, a tu w budynku nie świeciła się nawet żadna lampa. Dopiero gdy szesnastolatek doszedł do prawdopodobnie zrujnowanego salonu, zauważył, że pomieszczenie jest oświetlone jedną małą lampką i kilkoma świecami. Na fotelu siedział mężczyzna w czarnym kostiumie z uśmiechem na twarzy.
-Witaj Peter, czekałem na Ciebie - podniósł się z skórzanego siedzenia i podszedł do chłopaka - Dobrze, że założyłeś kostium, tak jak ci kazałem - uśmiechnął się lekko.
-Czego ode mnie chcesz? - warknął, spoglądając na Tremendousa.
Czarnowłosy zaśmiał się, jakby właśnie usłyszał jakiś świetny żart.
-Czego od ciebie chcę ? Oh wiele rzeczy, mam co do Ciebie kilka pomysłów... - zamyślił się - po pierwsze, oddasz mi trochę krwi-odparł nonszalancko.
-Co? - nastolatek zbity z tropu, spojrzał się na mężczyznę. Po co mu była jego krew?
-Usiądź tam - wskazał reką, na metalowe krzesło z pasami.
-Słuchaj, nie mam zamiaru ci oddawać mojej krwi! - warknął zły.
-Czyżbyś chciał, aby Starkowi się coś stało? - zaśmiał się - Twój jeden zły ruch, a coś mu się stanie - przybliżył się do niego, szepcząc.
Kiedy zrezygnowany chłopak, kierował się do wskazanego miejsca, usłyszał jeszcze głos czarnowłosego.
-Zdejmij strój-powiedział.
Peter musiał chronić Pana Starka, dlatego usiadł posłusznie na krześle, w samych bokserkach.
Tremendous przypiął mu ręce i nogi, aby ten się nie ruszał.
-Pobiorę ci trochę krwi, potem się zabawimy, a potem... Cóż, sam zobaczysz-mówił, wyciągając jakieś strzykawki i flakoniki.
Brunet przełknął ślinę, słysząc te słowa. A kiedy czarnowłosy do niego podszedł i wbił mu igłę w rękę, cicho zasyczał z nagłego bólu. Starszy pobierał krew Spidermanowi, co jakiś czas, zerkając na niego.
-Zauwazyłeś jakieś skutki uboczne po mojej substancji? - odezwał się w końcu, ciekawy. Odłożył zapełnioną strzykawkę i wbił następną, pustą.
-Moja regeneracja zanika - wychrypiał cicho.
-Cóż to niedobrze... Nieprawdaż? - uśmiechnął się.
Peter pokiwał głową. Bał się, że kiedy nie będzie mu odpowiadał uzna on, to za jako nieposłuszeństwo i zrobi coś Panu Starkowi.
Mężczyzna wbił znowu, następną strzykawkę pajęczakowi. Peter już nawet nie wiedział, która to jest. Pogubił się w liczeniu.
-Chyba nie muszę ci mówić, że Twoja regeneracja może zniknąć, a wtedy najmniejsze zadrapanie, będzie dla ciebie szkodliwe - mówił - nie jest to konieczne, ale może się tak stać. Nie wiem jak z innymi twoimi mocami, działają? - zapytał.
-Tak, jak na razie tak - odparł cicho chłopak.
-Możliwe, że tylko regeneracja ci zaniknie, ale cóż nie jestem pewien. Eksperymentowałem na ludziach, a nie na mutantach - uśmiechnął się kpiąco, wyciągając kolejną strzykawkę.
Peter czuł jak jest mu słabo, kręciło mu się w głowie, a jego skóra zrobiła się praktycznie biała.
Tremendous spojrzał się na nastolatka, który nie wyglądał najlepiej.
-A wiesz, że po takiej utracie krwi, zwykły człowiek już by nie żył? - parsknął-Ciekawe kiedy ty byś zdechł- zamyślił się, wyjmując z żyły brązowookiego strzykawkę.
-Niestety jeszcze mi się przydasz, więc nie chce tego sprawdzać. Na dzisiaj już starczy i tak dałeś mi sporo krwi, na pewno mi się przyda - mruknął, odkładając wszystkie strzykawki na półkę.
Peter czuł się, jakby miał zaraz zemdleć. Był słaby. Nawet gdyby udało mu się teraz uwolnić, to i tak niczego by nie zrobił mężczyźnie.
Tremendous odpiął nastolatka i kazał mu wstać. Brunet ledwo to zrobił, ale stał na nogach, błagając w myślach, aby był to już koniec.
Chłopak poczuł, nagle piekący ból na plecach. Spojrzał się na czarnowłosego, który trzymał na metalowym pręcie, wrzący metal. Mężczyzna wypalał mu znamiona, zadając mu straszny ból.
-Błagam-wysapał-przestań! - krzyknął, gdy poczuł znów wrzący metal na jego nagiej skórze.
-Oh daj spokój, to takie zabawne! A Twoje krzyki? Są jak melodia dla moich uszu! - zaśmiał się, znów przykładając wrzący metal do skóry nastolatka.
Starszy zaprzestał swoich czynów, dopiero, gdy chłopak upadł na ziemię z całymi poparzonymi plecami. Oddychał cicho, świszcząc, a jego plecy były całe poparzone i wypalone znamionami.
-Nie mdlej mi tu tylko, jeszcze musimy coś zrobić - odparł, idąc do innego pomieszczenia.
Brunet chciał się podnieść, ale nie miał sił. Leżał tylko na ziemi z mokrymi policzkami od łez, spoglądając na swoje drżące dłonie.
Po chwili do pomieszczenia wrócił starszy, trzymając w ręku kamerę. Z uśmiechem ukucnął przy Peterze, zaczynając nagrywać. Mówił coś do urządzenia wciąż go pokazując, ale nastolatek nie rejestrował jego słów. Był zbyt wycieńczony.
W końcu Tremendous skończył nagrywać i spojrzał się na Spidermana.
-Zaraz wyślę, to twojemu kochanemu Starkowi i reszcie. Plan zmierza w dobrą stronę - zaśmiał się.
Po chwili westchnął cicho, patrząc na nastolatka.
-Stawaj-kopnął go w brzuch - Czas żebyś się stąd wyniósł.
Peter posłusznie wstał i ubrał swój strój, co było wielkim wyzwaniem, zważając na poparzenia oraz cały ból ciała.
Kiedy już wychodził z budynku czarnowłosy, podszedł do niego z uśmiechem.
-Widzimy się za trzy dni, w tym samym miejscu. Pamiętaj, że jak coś komuś powiesz, to Starkowi się oberwie - klepnął go w plecy, zadawając mu kolejny ból.
Chłopak pokiwał głową i powolnym krokiem, wyszedł z budynku, kierując się do domu. Spoglądając na gwiazdy i otoczenie można było zauważyć, że jest około pierwszej w nocy. Czyżby tak długo tam był?
Spiderman nie poruszał się pajęczynami, miał zbyt mało siły. Zamiast tego szedł ciemnymi uliczkami, podpierając się ścian budynków. Czuł, że zaraz nie wytrzyma.
Podparł się szarej ściany jakiegoś budynku, łapiąc szybko oddech. Miał już iść dalej, gdy zamiast tego runął na ziemię, tracąc przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top