Bójka i Początek zemsty
Witam! Za wszelkie błędy bardzo przepraszam, jeśli takowe się pojawią powiadom mnie o tym w komentarzu, a ja postaram się jak najszybciej je poprawić!
Miłego czytania!
PS
Akcja się rozwija... Podoba wam się?
Peter zdecydowanie dziś miał zły humor. Może było to spowodowane koszmarami, które wciąż go dręczyły lub niepokojem, który czuł?
Właściwie chłopak nie wiedział, dlaczego czuł niepokój. Było to strasznie dziwne uczucie. Jakby pajęczy dreszczyk informował go, że niedługo coś się stanie.
Coś wielkiego i złego.
-Siema, Sieroto! - brunet usłyszał, znienawidzony przez niego głos.
Chłopak odwrócił się i zobaczył Flasha. Zacisnął zęby ze zdenerwowania i przenikliwym wzrokiem spoglądał na niego i jego dwójkę przyjaciół.
-Słuchaj Flash, nie mam ochoty się z tobą dziś użerać-odparł, starając się zachować spokój. Było już po dzwonku, a na korytarzu już nikogo nie było. Nastolatkowi nie uśmiechało się później tłumaczyć nauczycielce, dlaczego spóźnił się na fizykę.
-Co ty Parker? Nie chcesz się zabawić? - zaśmiał się - Hmmm... Niech policzę. Ile ja Cię już nie biłem?Ah tak! Ostatni raz był wczoraj, znów dzisiaj dostaniesz - uśmiechnął się kpiąco, podchodząc do brązowookiego.
Oprawca wymierzył brunetowi cios w szczękę. Od razu po tym można było usłyszeć śmiech jego kumpli.
Peter miał dość. Nie wiedział skąd zebrała się w nim taka ilość złości, ale miał dość tego, że codziennie wracał do domu z siniakami i bólem. Miał po prostu, to wszystko po dziurki w nosie.
Niewiele się zastanawiając Peter uderzył z pięści w twarz Flasha, a ten zdziwiony upadł na ziemię, spoglądając na bruneta wystraszonym wzrokiem.
Peter czuł się, jak w jakimś transie. Jakby właśnie wyładowywał na nastolatku swoją złość, smutek i żal sprzed ostatnich tygodni. Zdążył zauważyć, jak kumple Flasha uciekają w inną stronę, po czym sam usiadł na jego oprawcy i zaczął zadawać mu ciosy.
Cios w brzuch
Cios w szczękę
Cios w żebro
Cios nos
Cios w udo
Cios w klatkę piersiową
Peter zaprzestał dopiero uderzać, kiedy usłyszał stłumiony krzyk i płacz chłopaka. Jakby wyrwany z transu spojrzał się na Flasha, niedowierzając w to co zrobił. Jego twarz była cała we krwi i wyrażała czyste przerażenie.
Brunet spojrzał się na swoje dłonie widząc krew i szybko wstał od chłopaka, patrząc na niego przestraszonym wzrokiem.
Nie mógł uwierzyć w to, że stracił kontrolę i dał upust swoim emocjom.
Czuł się okropnie.
Czy Flash też za każdym razem się tak czuł?
Spoglądając na twarz jego oprawcy, który wciąż leżał nierówno oddychając, miał wrażenie, jakby widział siebie. Codziennie przecież tak kończył z krwią na twarzy i z kilkoma siniakami oraz zadrapaniami.
Ale mimo tego nie poczuł się dobrze, jakby właśnie się zemścił. Czuł się wręcz okropnie, źle, obrzydliwie. Sam sobą gardził.
Jego dłonie zaczęły się trząść, a oczy niespodziewanie szklić od łez, lecz nagle usłyszał donośny krzyk.
-Co ty mu zrobiłeś? - Parker spojrzał się na jednego z woźnych. Zapewnie miał zamiar sprzątać szkołę.
Starszy Pan pomógł wstać Flashowi, który oparł się o ścianę. Siwowłosy zapytał się szybko jego, co się stało, po czym powiedział mu, że zaraz do niego przyjdzie i pomoże mu pójść, do szkolnej pielęgniarki. Kiedy staruszek odszedł od Flasha, podszedł tym razem do Petera, szarpiąc go za ramię.
-Zaprowadzę Cię do dyrektora, Gówniarzu! Tak urządzić chłopaka! Co on Ci niby takiego zrobił? - zapytał szorstko, ciągnąć bruneta w stronę gabinetu dyrektora.
Co on takiego zrobił?
Peter miał ochotę zaśmiać się w twarz staruszkowi. Przez tyle czasu codziennie Flash go bił i poniżał, lecz nikt nigdy nie zwracał na to uwagi. Nawet jak wychodził ze szkoły z twarzą umazaną od krwi, nikt nawet nie zapytał, co się stało! Ale gdy on w końcu się postawił, to cała wina pójdzie na niego.
Po kilku minutach woźny wprowadził nastolatka do gabinetu dyrektora, od razu opowiadając mężczyźnie, co zaszło, po czym wyszedł przeklinając pod nosem. Peter został sam na sam z starszym, który miał zaciętą minę.
Łysy mężczyzna ubrany był w białą koszulę i granatowe spodnie, a na jego twarzy było widoczne niezadowolenie.
-Usiądź - odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Nastolatek posłusznie usiadł na miejscu przed biurkiem i spojrzał się na mężczyznę. Pan Morgan jest dyrektorem tej placówki, odkąd Peter do niej uczęszcza.
-Zdajesz sobie sprawę, że za takie zachowanie możesz być wyrzucony ze szkoły? - zapytał szorstko, wyrażając swoją złość - Po opowieści Pana Smitha sądzę, że Flash może mieć złamany nos, żebro oraz ma kilkanaście siniaków-żachnął.
Peter nie odpowiadał, lecz tylko tępo wbijał spojrzenie w dyrektora. Nie miał zamiaru odpowiadać na jego pytania lub spowiadać się z tego, co zrobił. Wiedział, że Pan Morgan zdaje sobie sprawę z tego, że piwnooki codziennie go bije i poniża. Ale nie reaguje na to, bo przecież jego szkoła jest sponsorowana przez ojca Flasha.
-Najpierw zadzwonię do twojego opiekuna, a później zastanowię się nad twoją karą - odparł, wyciągając telefon.
Peter miał ochotę krzyczeć. Obiecał sobie przecież, że nie będzie sprawiał problemów Panu Starkowi, a mężczyzna właśnie zaraz będzie musiał przyjechać do szkoły, w sprawie bójki.
Kiedy Pan Moran zadzwonił do Iron Mana, po około piętnastu minutach, mężczyzna pojawił się w gabinecie. Z zaciętą miną, spoglądał na dyrektora szkoły.
-Wyjdź Peter, chcę porozmawiać z twoim opiekunem na osobności - odparł nonszalancko mężczyzna, pokazując ręką na drewniane drzwi.
Chłopak posłusznie wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na krześle, które znajdowało się pod gabinetem i z niecierpliwością czekał.
Czuł się okropnie. Nie dość, że stracił nad sobą kontrolę, to w dodatku sprawił problemy Panu Starkowi. Było mu wstyd, że milioner widzi go w takim stanie. Co jeśli teraz geniusz będzie nim gardził? A co gorsze odda go do domu dziecka? Bo kto by chciał pod swoim dachem, niezrównoważonego nastolatka?
Po dwudziestu minutach oczekiwania, drzwi od gabinetu się otworzyły i z pomieszczenia wyszedł Pan Stark z niezadowoloną miną. Spojrzał się na Petera, a kiedy to zrobił jego spojrzenie oraz wyraz twarzy zmienił się na troskliwy i opiekuńczy.
-Chodź Peter, pojedziemy do domu - westchnął.
Nastolatek posłusznie poszedł za Iron Manem. Po kilku minutach, doszli do auta. Peter usiadł na miejscu pasażera, a mężczyzna na miejscu kierowcy.
Bohater odpalił auto i włączył autopilota, nie mając ochoty na kierowanie.
Chłopak niecierpliwie, spoglądał na Pana Starka.
-Wyrzucił mnie ze szkoły, prawda? - zapytał cicho, jakby bojąc się reakcji.
-Ten pajac chciał to zrobić - westchnął zły - ale pod moją namową dał Ci, tylko trzy tygodnie zawieszenia. Będziesz przez ten czas uczył się w domu - dopowiedział, spoglądając na nastolatka.
Szesnastolatkowi spadł kamień z serca. Zawieszenie było lepszą opcją, niż wydalenie ze szkoły.
-Ja... Nie chciałem tego zrobić - odparł po chwili brunet, patrząc się na swoje dłonie. Miał na nich zaschniętą krew chłopaka.
Między nimi nastała cisza.
-Ten chłopak... Flash, tak? To on cię codziennie bił, prawda? - powiedział po chwili ciszy.
Peter bardzo się zdziwił, skąd mężczyzna to wie?
-Nikt mnie nie bije - odparł od razu, zaprzeczając.
-Peter... Nie musisz kłamać. Wystarczyło podłapać kilka faktów, w dodatku nalegałem, aby Pan Morgan pokazał mi nagranie z kamer. Widoczne jest na nich, że to on zaczął bójkę. Mimo, to dyrektor wciąż upierał się na tym, że to Flash jest poszkodowany - spojrzał się na chłopaka - myślisz, że nie zauważyłem twoich siniaków i zadrapań? - dodał cicho.
Brunet nie wiedział co odpowiedzieć. Prawdę? To takie żałosne, że nawet nie przeciwstawiał się, kiedy go bili.
-Tak, Flash mnie bił - mruknął.
-Kiedy... Kiedy pewnego dnia jechałeś do mnie w odwiedziny i przyjechałem po Ciebie pod szkołę, wsiadłeś do auta cały zakrwawiony. Czy to też sprawka Flasha oraz jego kolegów? - zapytał po chwili, jakby sobie coś przypominając.
Peter pokiwał głową.
-Jeśli chcesz, możemy to zgłosić na policję. Przecież to niedozwolone, Peter. Nie chcę patrzeć jak wracasz do domu cały w siniakach-dodał trochę zdenerwowany.
-Nie trzeba, poradzę sobie - spojrzał się na milionera.
-Obiecujesz? - zapytał.
-Obiecuję - pokiwał głową.
-W razie czego pamiętaj, że jestem. Zawsze możesz zwrócić się do mnie z jakimś problemem - westchnął cicho.
~*~
Peter siedział spokojnie na łóżku, czytając nowy materiał z biologii, kiedy nagle usłyszał alarm. Wiedział co ten dźwięk oznaczał, Avengersów czeka jakaś misja. Nie raz słyszał ten dźwięk, wtedy bohaterowie szybko się ubierali i gnali na pomoc.
Do jego pokoju wpadł Pan Stark, z zmartwioną miną.
-Peter zostań w domu i nigdzie nie wychodź, idziemy na misję - powiedział.
-Jaką misję? - zapytał zaciekawiony.
-Tremendous sieje zło w mieście - westchnął - Muszę iść, Trzymaj się - odparł, wychodząc z pokoju, tym samym zamykając za sobą drzwi.
Brunet wiedział, kto to Tremendous. Właściwie to znał go z różnych opowieści. Mężczyzna ten, to jeden z najpotężniejszych magików i złoczyńców. Wiele lat temu chciał zniszczyć i przejąć ludzką populację manipulując nimi i wstrzykując im, jakieś nieznane substancje. Po dostaniu substancji człowiek taki, nie pamiętał nic sprzed kilku godzin, słyszał w głowie głosy, które nalegały do zrobienia czegoś złego lub po prostu do zabicia siebie. Osoba taka, cierpiała w mękach. Niestety lub stety Tremendousowi się nie udało. Substancja, jak się okazało przestawała działać po kilkunastu godzinach, czego on sam się nie spodziewał. W dodatku Avengersi skutecznie również powstrzymali go od wstrzykiwania tej substancji. Mimo tego mężczyzna zapowiedział zemstę mówiąc, że to nie koniec i kiedyś przyjdzie ze swoją armią oraz ulepszoną substancją.
Peter zaintrygowany ubrał szybko strój Spidermana i otworzył okno, wyskakując z niego. Chciał za wszelką cenę pomóc Avengersom.
Chłopak kierował się w sam środek chaosu.
Kiedy szesnastolatek dotarł do miejsca wydarzenia okazało się, że złoczyńca niszczy budynki na obrzeżach miasta, koło pustych magazynów. Avengersi już tam byli i próbowali z nim walczyć, lecz ten wciąż używał swoich czarów.
Spiderman kucnął na pobliskim budynku i spoglądał na Tremendousa. W pewnym momencie mężczyzna rzucił jakimś zaklęciem, a bohaterzy odlecieli w tył, na kilka metrów. Chłopak na początku chciał im pomóc, ale zaprzestał działań kiedy zobaczył, że powoli każdy z osobna się podnosi. Poza tym wciąż nikt nie znał jego tożsamości i nie chciał, aby poznali go chociażby po głosie. Zamiast tego doskoczył do złoczyńcy i niespodziewanie go oblepił siecią. Ten zaskoczony upadł na ziemię, lecz po chwili rozerwał sieć, jakimś dziwnym zaklęciem.
Złoczyńca wrogo spojrzał się na pajęczaka i zaatakował go, celując w niego palącymi się kulami ognia. Jednak Peter zgrabnie ich unikał robiąc różne akrobacje, czuł się jak w swoim żywiole. Kiedy Avengersi znów się zbliżyli Tremendous jakimś zaklęciem z powrotem odepchnął ich o kilkanaście metrów, sprawiając, że ponownie się przewrócili.
Parker nie dawał za wygraną. Spojrzał się na Pana Starka widząc, że ten podnosi się z ziemi. Westchnął z ulgą. Złoczyńca wykorzystując chwilę nieuwagi bruneta, wywołał wybuch koło Avengersów, a ci doznając kilka obrażeń upadali znów na ziemię. Po tym mężczyzna, wbiegł do pustego magazynu. Nastolatek pognał za nim, za wszelką cenę chcąc go pokonać.
Peter miał go już przyszpilić pajęczyną do ściany, kiedy nagle upadł czując uścisk na całym ciele. Zdziwiony patrzył, jak Tremendous kierując zaledwie dłonią, powalił go na ziemię. Szesnastolatek jednak nie mógł wstać, tak jakby jakaś niewidzialna siła go przed tym powstrzymywała.
Magik ukucnął przed Peterem i od razu ściągnął mu maskę. Na początku się zdziwił widząc nastolatka, lecz później na jego usta wkradł się uśmiech.
-To ty jesteś tym dzieciakiem Starka... - splunął na ziemię, gardząc mężczyzną.
Peter miał zaprzeczyć, ale nie mógł nic powiedzieć. Tak jakby ktoś trzymał go za szyję.
Tremendous przez chwilę myślał co może zrobić z chłopkiem, lecz po chwili uznał, że może go wdrążyć do swojego, planu od razu mszcząc się za te wszystkie rzeczy, jakie zrobił mu Iron Man.
Magik był zadowolony z siebie, że wpadł na ten pomysł. Wyciągnął z kieszeni jego kostiumu, małą strzykawkę z czarnym płynem.
-Mały, niewinny chłopak... - zacmokał, śmiejąc się.
Wstrzyknął szybko w szyję nastolatka swój wynalazek, mówiąc do tego cicho kluczowe zaklęcie i uśmiechnął się wrogo. Substancja wraz z zaklęciem pozwalała na kontrolowanie jego umysłu, ciała oraz sprawianie halucynacji i wiele innych rzeczy.
Peter poczuł ból na całym ciele, po czym zamknął na chwilę oczy, a kiedy znów je otworzył, mężczyzny nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top