Rozdział 9.

Otworzyłam oczy i odwróciłam głowę na stronę łóżka, którą wcześniej zajmował Colin, a teraz była pusta. Przetarłam skronie dla całkowitego przebudzenia, przeciągnęłam się i zczołgałam się z łóżka. Nie zastanawiając się co mam na sobie otworzyłam drzwi i opuściłam pokój. Zeszłam powoli po drewnianych schodach i ujrzałam Colina pijącego kawę w samych bokserkach z Calvina Claina. Jego dokładnie zarysowane mięśnie brzucha mnie onieśmielały. Nie były zbyt mocno podkreślone ale też nie za mało - były w sam raz. Był bardzo przystojny ale nie patrzę tylko na wygląd. Jego charakter był w porządku ale jest zbyt grzeczny dla mnie. Jego uprzejmość dla osób postronnych jest dla mnie bezsensowne. Czyli w skrócie... Nigdy nie będziemy razem i tak, mówię to sobie od razu na początku naszej znajomości bo potem nie chce robić mu nadziei. A może to kolejny idiota udający nie idiote ? Hmmm... Zastanawiające.
- Witaj Abi, co tak stoisz ? Chodź, zrobiłem ci śniadanie. - w duchu przewróciłam oczami gdy to usłyszałam. Nienawidzę jak ktoś dotyka mojego jedzenia.
- Dzięki ale mam ręce - posłałam zbolały uśmiech chłopakowi i usiadłam na kanapie przy małym stoliku na kawę.
- No skoro masz ręce to nogi zapewne też, a więc przyjdź łaskawie po swój talerz. - powiedział z uśmiechem. Uniosłam się z kanapy. Wstając poczułam, że moja koszulka podwinęła się trochę u dołu i odsłoniła jedno biodro, na której miałam bliznę po oparzeniu. Rana była niewielka więc i pozostałości po niej również były mało widoczne.
- Coś poważnego ? - zapytał Colin patrząc na mój brzuch. Właśnie w tym momencie zorientowałam się, że stoję przed nim prawie naga bo tylko w koszulce i bieliźnie ale nie czułam się winna ponieważ on miał na sobie tylko bokserki.
- Podpalenie domu, powinieneś kojarzyć - uśmiechnęłam się do niego po czym wzięłam łyk soku pomarańczowego i chwyciłam swój talerz, ruszając w stronę kanapy.
- Dziś niestety nie jest niedziela - powiedział opierając się o blat. Zastanawiałam się o co chodzi. Odwróciłam się przodem do niego z miną "o co ci chodzi kurwiu ?". On spojrzał na dolną część mojego ciała. Szukałam wzrokiem coś związanego z niedzielą, gdy mój wzrok zatrzymał się nagle na moich majtkach. Zorientowałam się, że mam napisane na nich każdy dzień tygodnia. Nigdy nie zwracałam uwagi na ich napis.
- Spojrzałeś !? - zapytałam i zmierzyłam go wzrokiem zabójcy.
- Po co wprowadzać innych w błąd ? Tak ostro balujesz, że nie pamiętasz jaki jest dzień tygodnia ? - oddał mi wzrok zabójcy. Gościu to tylko majtki.
- Uważasz, że upijam się codziennie ? - zapytałam z podniesionym ciśnieniem.
- Sugeruje, że ciągle jesteś tak zajęta " korzystaniem ze swojego życia ", że zapominasz o życiu prywatnym. - Gdy to usłyszałam moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu.
- To jest moje życie prywatne. Nie mam zamiaru siedzieć w fotelu całymi dniami i czekać jak ktoś zapuka do drzwi i przerwie ciszę. To, jak żyje to nie twoja sprawa. Gówno cię to obchodzi, będę robić co chcę, nawet zakładać majtki z napisem " mam okres ", gdy tak naprawdę nie będę go miała, a tobie nadal nic do tego. - niemalże wykrzyczałam ostatnie słowa. Odłożyłam swój talerz i pobiegłam na górę. Szybko przebrałam się w swoje ubrania i zbiegłam na dół.
- Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć na temat mojego życia zanim wyjdę ? - spojrzałam na niego z dołu, pospiesznie zakładając buty.
- Naucz mnie żyć tak jak ty ... - odezwał się siedząc przy stole. Te słowa zaparły mi dech w piersiach. Jeszcze przed chwilą wyzywał mnie, że brak mi prywatności , a teraz on chce mieć to samo ?
- Dlaczego? - odwróciłam głowę w jego stronę.
- Mam niewiele czasu ... - przerwał - nie będę wiecznie młody - powiedział lekko zawiedziony. Czułam, że nie tylko o to chodziło ale nie chciałam naciskać.
- Jest niedługo impreza. Chcesz jechać z nami ? - zapytałam z lekkim niezadowoleniem. Chłopak wygląda na grzecznego, ułożonego człowieka. Chce stracić tą niewinność w oczach innych ?
- Twoi przyjaciele się zgodzą żebym jechał z wami ? - zapytał podekscytowany.
- Jeżeli ja ci to zaproponowałam to znaczy, że oni też się zgodzą. Nie sraj w gacie. - odpowiedziałam pocieszającym tonem.

******
Wchodząc do szpitala, w którym tymczasowo pracuje, od progu przywitała mnie zmartwiona i przerażona Sue. Wiedziałam, że stało się coś poważnego.
- Pani Clark źle się czuje ale już od godziny krzyczy, że chce się widzieć z tobą. - gdy skończyła mówić chwyciła mnie za nadgarstek i gwałtownie pociągnęła, nie pozwalając mi nawet zapytać co jest przyczyną złego stanu pani Clark. Wbiegliśmy do sali i ujrzałam siną staruszkę rzucającą się po łóżku szpitalnym. Gdy jej oczy ujrzały moją twarz jej stan diametralnie się zmienił. Zrobiła się spokojna co nie zmieniało faktu, że nadal miała problemy z każdym wdechem i wydechem. Usiadłam obok niej ujmując jej zimną dłoń. Pracownicy szpitala zauważając, że tylko ja potrafiłam uspokoić staruszkę, opuścili salę zostawiając nas same.
- Abi... - zaczęła cicho i z wielką trudnością - wiem, że jesteś dobrą, dojrzałą kobietą, czasami tylko się gubisz. Każdy twój czyn jest postrzegany przez innych za zło i wandalizm. Chcę żebyś wiedziała, że ja tak nie myślę. Wszystko co robisz jest dobre bo jest twoim wyborem. Nie pozwól by kierował twoim życiem ktoś inny niż ty. Nie patrz na konsekwencje swoich czynów, człowiek uczy się na swoich błędach. Korzystaj z życia, którym cię obdarzono. Ja pozwoliłam by duma i strach przed konsekwencjami wzięły górę nad moim życiem. Teraz żałuję. Ty wykorzystaj swoje życie jak najlepiej bo moje ... Właśnie się skończyło - po tych słowach jej dłoń przestała kurczowo zaciskać się na mojej. Zamknęła oczy i usłyszałam jej ostatni oddech. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Pomimo tego, że znałam ją jeden dzień, byłam wdzięczna, że pojawiła się w moim życiu.
Wolontariusze podbiegli do monitora, który wskazał cienką, długą linię.
- Abi... - powiedziała cicho Sue klepiąc mnie po plecach. Siąknęłam nosem , otarłam łzy z policzka i wstałam z krzesła. Wycierając nową dawkę spływających łez, opuściłam salę. Skierowałam się do łazienki. Wchodząc, szybko zatrzasnęłam drzwi za sobą. Oparłam się o nie i osunęłam się po nich w dół. Wychyliłam brodę do góry kładąc głowę na płaską, drewnianą powierzchnię. Teraz już nie płakałam tak jak wcześniej. Rozmyślałam co mogłaby mi jeszcze powiedzieć. Miała tak wiele do powiedzenia.

Gwałtownie podniosłam się z zimnej podłogi, słysząc pukanie do drzwi. Otarłam z policzków pojedyńcze łzy i chwyciłam za klamkę. Moim oczom ukazał się Colin.
- Co ty tu robisz ? Dzwonili do cieb... - nagle przerwał mi wtulając się we mnie. W normalnej sytuacji dostał by w pysk ale teraz właśnie tego potrzebowałam. Obięłam go rękami wokół karku, stanęłam lekko na palcach i zatopiłam twarz w jego szarej koszulce.
- Chodź, jedziemy do domu - zaproponował brunet, a ja od razu się zgodziłam. Teraz zmierzaliśmy długim korytarzem w stronę wyjścia.

_____________

Witajcie 💖 Ten rozdział pisałam na telefonie więc mile widziane poprawki w komentarzach.
Wybaczcie, że musicie tak długo czekać na kolejne rozdziały ale jakoś nie miałam czasu opublikować tego rozdziału.
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top