Rozdział 6.
- Abi ! - usłyszałam przejęty głos mojej mamy. Potrząsnęłam głową by wrócić myślami do życia codziennego ale nie zapomniałam o Jeffie. Mama z przejęciem przytuliła mnie. Położyłam głowę na jej ramieniu i ujrzałam tatę, który stał wpatrzony w nas. W jego oczach widoczne było zdenerwowanie. Ręce miał skrzyżowane na piersiach. Tata zawsze denerwował się po każdym moim pobycie w areszcie. Ciągle powtarzał, że nie będę wiecznie dzieckiem i kiedyś ukażą mnie jak dorosłą osobę. Doskonale to wiem, a on ciągle swoje.
- Jak się czujesz skarbie? - zapytała moja rodzicielka poprawiając mi kosmyk włosów, który opadł mi na czoło. Zawsze się o mnie martwiła bardziej niż tata. Przynajmniej tak mi się wydawało. Może dlatego, że nie wie jak zachowuje się na co dzień? Bo w końcu całymi dniami przesiaduje w biurze, a gdy wraca do domu jest już bardzo późno i jest zmęczona. Wolne od pracy, którą kocha nad życie, ma tylko w weekendy. Tata natomiast pracuje od rana do południa. W zimę zawsze zawozi mnie do szkoły, choć mam nie daleko. Latem tylko czasami przyjeżdża po mnie gdy kończę lekcje.
- Jak zawsze mamo - posłałam jej nieszczery uśmiech. W mojej głowie miałam natłok myśli. Musiałam znaleźć resztę osób, które uczestniczyły w napadzie na bank i wydostać stąd Jeffa.
Zamykając za sobą drzwi komisariatu ostatni raz spojrzałam za siebie i ruszyłam w stronę samochodu, w którym siedzieli już moi rodzice. Po chwili znalazłam się już w środku, a pojazd wydał z siebie dźwięk odpalającego się silnika i nagle ruszył z miejsca.
Jadąc przez to miasto, zawsze przypominam sobie jak spędziłam tu całe moje dzieciństwo. Jak w wieku 7 lat pierwszy raz uciekłam z domu i kryłam się pomiędzy wielkimi drzewami, których liście zwisały jak długie firany. Widząc bawiące się dzieciaki na ulicach, widzę siebie. Co prawda, nie rysują klas przez całą szerokość ulicy i nie rzucają kamyka gdy auto zaczyna zmierzać w ich stronę, ale mają technikę zabawy, nieco bezpieczniejszą od mojej. - Moje wspomnienia nagle zostały przerwane, gdy ujrzałam chłopaka bez koszulki, myjącego samochód. Zmarszczyłam brwi gdy zaczęłam przypominać sobie twarz, którą już wcześniej spotkałam. Po dłuższym przypatrywaniu się chłopakowi, gdy tata zwolnił z powodu dzwoniącego telefonu, teraz już byłam pewna, że umięśniony brunet to chłopak, który był jedynym świadkiem gdy podpalaliśmy dom pana Hoggina. Szybko spojrzałam na numer domu, by go zapamiętać. Sama nie wiem dlaczego, ale ten człowiek interesował mnie w sposób męczący- cały czas.Ciekawiło mnie kim był i dlaczego wcześniej go nie widziałam choć znam prawie każdą osobę, która tu mieszka.
*****
- Abigail Watersoon - powiedziała kobieta ubrana na czarno, a na szyi miała ogromny łańcuch. Uśmiechałam się za każdym razem gdy na niego patrzałam bo przypominałam sobie jak Caleb mówił, że każdy ziomek z tego miasta dałby sobie rękę uciąć za taki łańcuch, a na dodatek mówił to takim śmiesznym tonem. Zabawne było to, że zawsze siedziałam tutaj z nim. Zazwyczaj przychodził odebrać ze mną należną mi ilość godzin do odpracowania, nawet gdy on nie miał dostać żadnej. Dziś go tu nie było. - ... 250 godzin w domu opieki - usłyszałam kawałek zdania wypowiedzianego przez sędzie. Dom opieki ? Nie lubię starych ludzi. - Pracę zaczniesz od dziś, po godzinie 17. - powiedziała ubrana na czarno kobieta. Nie byłam zaskoczona ale myśl, że będę musiała spędzić 250 godzin z galaretowymi i obwisłymi kawałami mięsa przyprawiała mnie o dreszcze.
*****
Założyłam czarne jeansy i wielką czarną bluzę z kapturem. Włożyłam słuchawki do uszu i ruszyłam pieszo w stronę dworca autobusowego. Nucąc urywki piosenki zespołu BORNS, usłyszałam krzyk. Wyjęłam słuchawki i pośpiesznie odwróciłam się z myślą, że to moja mama goni mnie z czymś, czego prawdopodobnie zapomniałam. Przełożyłam dłoń nad oczy by umożliwić sobie widoczności i zmniejszyć jasność zachodzącego słońca bijącego mi prosto w twarz. Gdy osoba była wystarczająco blisko bym mogła normalnie ją widzieć, moim oczom ukazał się poszukiwany przeze mnie chłopak. Zdjęłam kaptur z głowy, a on zaczął mówić.
- Gdzie się wybierasz ? - zapytał wprost chłopak, którego najmniej powinno to obchodzić.
- Dlaczego się okłamujesz, myśląc, że odpowiem ci prawdą? - powiedziałam, odgarniając włosy, które zdążyły opaść mi na twarz. Chłopak uśmiechnął się do mnie nieśmiało po czym wskazał palcem w jakiś punkt za nami.
- Widzisz to auto ? - przeniosłam wzrok na ciemne Range Rover - Jest gotowe zawieść cię tam, gdzie zechcesz pod warunkiem, że powiesz mi gdzie. - odparł pewny siebie. Chłopak wydawał się być bardziej przystojny z bliska, niż z jakiejkolwiek odległości. Miał ciemne oczy i zjawiskowy uśmiech. Jego jeansy delikatnie osuwały się w dół, gdy wkładał ręce do przednich kieszeni, ukazując idealnie wyrzeźbione dolne partie brzucha. Był przystojny ale nie polecę na to .. Przewróciłam oczami w myślach.
- Widzisz te nogi ? - pokazałam palcem na moje nogi. - Są gotowe poprowadzić mnie gdzie tylko zechcę pod warunkiem, że uniosę jedną z nich w górę, odłożę i powtórzę tę czynność na każdą nogę ile razy chcę. - powiedziałam uśmiechając się promiennie.
- Abi, nie daj się prosić - na te słowa od razu skrzyżowałam ręce na piersiach i zapytałam.
- Skąd znasz moje imię ?
- Słyszę je ciągle w twoim ogrodzie, gdy przyjaciele rzucają kamieniami w okno twojego pokoju żeby zawołać cię do okna. - gdy to powiedział, kolejny raz zdziwiłam się. Otwierałam już usta by zapytać skąd o tym wie lecz wyprzedził mnie i zaczął mówić.
- Jestem twoim sąsiadem od początku wakacji. - odpowiedział na moje pytanie, tak jakby czytał mi w myślach. Jakoś cicho się wprowadził. Żadnych mebli ze sobą, żadnego przywitania z resztą sąsiadów. hmmm.
- Wiesz co, spieszy mi się, muszę lecieć, do zobaczenia. - odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę przeciwną do chłopaka. Założyłam kaptur i nie odwracając się szłam dalej. Widocznie odpuścił sobie tą podwózkę. Świetnie, nie lubię poznawać nikogo nowego. Nagle usłyszałam trąbienie za mną. Przeliczyłam się. - powiedziałam w myślach.
- Zapraszam - powiedział powoli odsuwając szybę. Zaśmiałam się gardłowo gdy spojrzałam na zegarek, 17:07, czyli autobus już mi uciekł. Podeszłam od strony pasażera, otworzyłam drzwi i wsiadłam do ciemnego, zadbanego auta. - Dom starców - powiedziała odgarniając włosy i usiadłam wygodniej. On uśmiechnął się z satysfakcją i wprawił auto w ruch.
_____________
Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać na kolejny rozdział ale niestety miałam chwilowy brak weny i stąd troszkę nudnawy rozdział ale obiecuję, że następny będzie o wiele lepszy.
Rozdziały będą czasami się opóźniać z powodu ich długości. Mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało ^^ buziaki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top