Rozdział 3.

Kilka minut po północy szliśmy już w stronę banku, który był naszym celem dzisiejszych zabaw i śmiechu. Serce biło mi jak głupie, żebra kleiły się do płuc, a w oczach wszystkich było widać strach, a zarazem adrenalinę i podniecenie. Spoglądaliśmy na siebie i lustrowaliśmy się z góry na dół. Wszyscy ubrani w czarne kominiarki z wyciętymi dziurami na oczy i usta, z kijami bejzbolowymi w ręku i z uśmiechami na twarzach. Wszyscy byli z siebie zadowoleni, a patrząc na każdego z nich z perspektywy osób postronnych, można było stwierdzić, że są zwykłymi dzieciakami, które siedzą skitrani w domach pilnując tylko czubków własnych nosów. Ale nie o to chodzi w życiu. Wiek przemija, nic nie dzieje się drugi raz. Młodym nie jest się wiecznie. W świecie zmieniającym się naprawdę szybko, jedną strategią, która jest skazana na porażkę jest niepodejmowanie ryzyka. Świadomość, która nas przytłacza i powstrzymuje to to, że przejmujemy się tym, co myślą inni. My, jako jedna wielka, zgrana rodzina, postanowiliśmy złamać kilka zasad, które nas ograniczały, by wykorzystać życie do ostatniej kropli potu. Żeby życie mogło czuć się jak dziwka - wykorzystane do końca i zostawione z satysfakcją, że zrobiłeś to, co chciałeś, że wyczerpałeś wszystkie możliwości aby czuć się spełniony. Żeby mieć świadomość, że nigdy nic cię nie ominęło.
- Póki jesteśmy młodzi ! - wykrzyczał Caleb, dając nam znak, że to już czas. Wszyscy szybko zareagowaliśmy. W jednej sekundzie rozległ się okropny hałas ; krzyk, zbijane szkło, piski, śmiechy, alarm. Wszystko odbyło się, jak zwykle, w ekspresowym tempie. Zebraliśmy pieniądze, które były w miejscach, znalezionych w miarę naszych możliwości. Nasza piątka - Caleb, Nathan, Steve, ja i Hazel - wybiegliśmy z budynku oznajmiając całej reszcie, która została na zewnątrz by pilnować wejścia - Lucas, Victoria, Scarlet, Christopher i Dominic.  - że zabraliśmy co się dało. Teraz uciekaliśmy wszyscy w stronę Mirakulum ( tak nazwaliśmy ten stary, opuszczony budynek, w którym się spotykaliśmy). Nie szczędziliśmy sił w nogach, ponieważ przed nami pobicie naszego rekordu - zdążyliśmy przed przyjazdem policji. Nagle usłyszałam klakson samochodu. Odwróciłam się za siebie by od razu ujrzeć oślepiające światła rozpędzonego samochodu, które zmierzało idealnie na Nathana, który biegł samym środkiem drogi.
- Nathan, uważaj !! - wydobyłam z siebie najgłośniejszy krzyk w historii mojego życia. Nathan odwrócił się ale było już za późno, auto wbiło swoją przednią część w plecy Nathana, wyrzucając go w górę z ogromną siłą. Gdy auto przyśpieszyło by uciec z miejsca zdarzenia, Nathan leżał na trawniku, obok ulicy. Wszyscy z ogromnym przejęciem i przekleństwami na ustach, szybko podbiegliśmy do niego bez zastanowienia. Serce mi zamarlo, gdy zauważyłam zakrwawionego Nathana, leżącego niczym nieżywy. Dominic zaczął udzielać mu pierwszej pomocy, bo tylko on potrafił zrobić to właściwie. Szybko chwyciłam za telefon i zadzwoniłam po karetkę.
- Będą za 10 minut - powiedziałam, gdy skończyłam rozmowę. Wszyscy zostaliśmy z Nathanem do przyjazdu karetki, a tym samym... Policji.
----------
* Mirakulum - tak, to słowo z bajki. Uwielbiam to słowo i stwierdziłam, że nada się na nazwę tego cudownego miejsca spotkań głównych bohaterów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top