Rozdział 1.

- Caleb, rzuć zapałki!- wysoki brunet uśmiechnął się szeroko i rzucił zapałki w moją stronę.
- Wszystko oblane ? - zapytałam, patrząc prawdopodobnie ostatni raz na dom naszego kochanego dyrektora. Przyszliśmy tu zaledwie kilkanaście minut temu. Nasza paczka znana jest z różnych odpałów. Niech was nie zmyli słowo " odpał ", ponieważ zazwyczaj takie słowa zasiewają w głowach myśl o malutkich przekrętach gimbusów z naszego miasta, którzy chcą upodobnić się do nas. Wybicie okna u sąsiada jeszcze nam nie dorównuje. Przed nimi jeszcze długa droga.
- Butelki puste, więc pewnie tak- powiedziała Scarlet pokazując palcem na butelki po benzynie. Nasza cała dziesiątka, pod wpływem alkoholu stanęła w niewielkiej odległości od domu, który zaraz miał stanąć w płomieniach. Ostatni raz spojrzałam na moich przyjaciół z wielkim zadowoleniem, trzymając w ręce rozpalającą się całą paczkę zapałek.
- TRZY ! - zaczęłam odliczać, patrząc na malutki ogień, parzący mnie delikatnie w prawą dłoń.
- DWA ! - w takich momentach nie czuje się nawet największego bólu, lecz emocje i adrenalinę, które biorą górę nad człowiekiem.
- JEDEN! - w jednej chwili upuszczając już większe źródło ognia na największy obszar oblany benzyną, poczułam straszne ciepło na prawym biodrze. Od razu to zignorowałam. Nie zastanawiając się dłużej, szybko odbiegnęłam od rozpalającego się domu. Po chwili mogliśmy obserwować największe ognisko, jakie mogliśmy w życiu zobaczyć, ponieważ dom Pana dyrektora był olbrzymi. Satysfakcja, że stworzyliśmy to sami była nie do opisania. Czekaliśmy jeszcze parę minut, obserwując to cudowne dla nas zjawisko.
- Gliny ! - wszyscy spojrzeliśmy w punkt, który wskazywał Dominic. Z głośnym śmiechem zaczęliśmy uciekać w przeciwną stronę nadjeżdżającego radiowozu. Biegnąc, z mojej kieszeni luźnej bluzy wypadła paczka papierosów. Odwróciłam się za nią.
- Abi ! Kupisz nową, chodź ! - krzyknęła Scarlet, która zauważyła, że spojrzałam na przedmiot leżący nieco dalej ode mnie. Uniosłam wzrok, obracając się by zostawić papierosy za sobą, zauważyłam z daleka chłopaka, siedzącego na schodach przed prawdopodobnie swoim domem. Tylko on widział wszystko od początku, cały proces tworzenia naszego "ogniska".
- Abigail ! Uciekaj ! - krzyk było słychać już z oddali. Nie czekając ani chwili dłużej, odwróciłam głowę i zaczęłam biec za przyjaciółmi, którzy byli już daleko przede mną.

*****
Otworzyłam oczy po nocy pełnej wrażeń. Moje wspomnienia nie towarzyszyły mi długo, gdyż zostały przerwane przez okropny ból głowy. Przeciągając się, odczuwałam każdą część ciała, która była owinięta wokół palca mojego dobrego przyjaciela o imieniu KAC. Sięgnęłam ręką w stronę małej szafki nocnej by po chwili objąć dłonią mój telefon. 14:28 - cholera - zaklnęłam w myślach. Zwinnym ruchem ręki, odwinęłam kołdrę na bok i wstałam pospiesznie z łóżka. Stanęłam przed małym lustrem, które znajdowało się na szafce. Podpaliłaś dom ... - powiedziałam w myślach, po czym uśmiechnęłam się szeroko do skacowanej Abigail w lustrze.
A teraz wspominasz to z uśmiechem - z twarzy zniknął mój radosny uśmieszek. Jestem dziwna. - parsknęłam śmiechem i przewróciłam oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top