t r z y d z i e ś c i p i ę ć

Wieczorem Niall przyszedł na kolację. To jak wyglądał przeraziło mnie. Był blady, jego oczy były podkrążone, a błękitne tęczówki pozbawione blasku. Miał na sobie czarną bluzkę z długimi rękawami. Niebieskie włosy były oklapnięte. 

- Niall - powiedziałem cicho, po kolacji, gdy razem zmywaliśmy. 

- Hm? - mruknął skupiając się na wycieraniu talerza, jakby to był jedyny cel w jego życiu.

- Spójrz na mnie - wyszeptałem, a on uparcie wbijał wzrok w swoje dłoń. Gdy odłożył talerz, złapałem go za rękę i obróciłem w swoją stronę. Wpatrywał się w mój tors, a ja nie mogłem tego wytrzymać. Brakowało mi jego pewności siebie, jego bezczelności - Powiedz mi co się stało, bo nie wmówisz mi, że nic. Nie jestem ślepy i nie jestem głupi - złapałem go za podbródek i zmusiłem do spojrzenia sobie w oczy.

- Przepraszam - zaskamlał, a po jego policzkach spłynęły łzy. Przytuliłem go mocno do siebie. Pieprzyć układ sam seks, bez pytania o problemy. Na pewno nie będę miał gdzieś jego problemów, jeżeli zaczyna płakać patrząc mi w oczy - Jestem beznadziejny..

- Co? Nie. Nawet tak nie mówi Niall - wymamrotałem w jego włosy.

- Ale taka prawda. Ściągam na siebie całe gówno tego świata.

Odsunąłem go od siebie, na co zmarszczył lekko brwi. Złapałem jego twarz w dłonie i spojrzałem mu w oczy.

- Nie jesteś beznadziejny. Na pewno taki nie jesteś. Jesteś wspaniały. Może trochę zarysowany w środku, trochę skrzywdzony, ale na pewno nie beznadziejny. Masz wielkie serce i widać to za każdym razem, gdy patrzysz na Claudię. Opiekujesz się nią, mimo iż nie musisz. Myślę, że ten cały punkowy wygląd i zachowanie, to twoja strategia obronna. Ale cholera, sprawiasz, że nie mogę spać w nocy, gdy leżysz obok mnie. Wpatruję się w ciebie i zastanawiam się o czym śnisz. Wpatruję się w ciebie i myślę o tym, jak piękny jesteś i cholera, co taki chłopak robi tuż obok mnie. Wywróciłeś mój świat do góry nogami, wiesz? Bo nie wiedziałem, że będę w stanie cokolwiek do kogokolwiek poczuć - powiedziałem. Niall wpatrywał się we mnie. 

- Nie czuj nic do mnie - wyszeptał - Nie rób tego. To będzie złe dla nas obu. Miłość jest słabością w moim świecie - powiedział, a ja poczułem jakby ból spowodowany jego słowami. 

- Pieprzę to - zmarszczyłem brwi - Pokochałem punka, który jest w gangu, a sam jestem policjantem Niall. Obronię cię jeżeli..

- Nie masz szans z resztą gangu. Szczególnie, że twój szef- 

Urwał otwierając szeroko oczy jakby zdał sobie sprawę, że powiedział coś, czego nie powinien.

- Muszę iść - wymamrotał.

- Co? Powiedziałem ci, że coś do ciebie czuję, a ty uciekasz?! - zawołałem zdejmując dłonie z jego twarzy i łapiąc go za rękę.

- Jestem dziwką! - krzyknął starając się wyrwać rękę z mojego uścisku, a gdy mu się nie udało, usiadł na podłodze przegrany. Otworzyłem szeroko oczy. McKenna nie kłamała - Spłacałem swój dług u szefa, puszczając się - zaszlochał żałośnie, a ja kucnąłem przy nim - Jestem odrażający. I nie chcę byś musiał mnie dotykać - wyszeptał, a ja objąłem go - Zostaw mnie..

Bez słowa wstałem i podniosłem Nialla. Przytuliłem go do siebie i zaprowadziłem do sypialni. Wciąż płakał cicho, gdy zdejmowałem z niego spodnie i bluzkę. Nałożyłem na niego moją czystą białą koszulkę i położyłem do łóżka. Wtulił się w poduszkę, przestał szlochać, ale jego policzki wciąż zdobiły łzy.

- Ja też cię kocham - wyszeptał na granicy snu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top