p i ę ć d z i e s i ą t t r z y
Od autorki: Zażaleń i skarg nie przyjmuję, listy z pogróżkami proszę kierować bezpośrednio do mnie, zapoznam się z nimi i oszacuję na jakie tortury się zgadzam.
Dokładnie cztery godziny i dwadzieścia osiem minut później, zatrzymałem samochód pod klubem w Liverpoolu. Za paskiem spodni, przykryty kurtką, miałem służbowy pistolet, który zapomniałem oddać Catherine.
Na niebie były ostatnie ślady słońca, gdy wchodziłem do klubu płacąc przy okazji. Rozejrzałem się po klubie pełnym ludzi i ruszyłem do baru. Podszedłem od strony barmana.
- Hej - zawołałem, a on postawił alkohol przed kobietą siedzącą niedaleko mnie i podszedł - Nie widziałeś może niebieskookiego, wytatuowanego chłopaka z niebieskimi.. To znaczy, gdy ostatni raz go widziałem miał niebieskie włosy..
- Teraz ma czerwone. Chodzi o Nialla? - spytał, a ja pokiwałem energicznie głową. Spojrzał na mnie dziwnie, jakby sobie coś przypomniał i posłał mi uśmiech, taki jak wcześniej, gdy zaczął mówić - Idź na piętro, na te balkony - wskazał punkt na górze - I powiedz, że szukasz Nialla Horana. Oni cię do niego zaprowadzą.
Kiwnąłem głową i zmarszczyłem brwi. Wolnym krokiem ruszyłem we wskazanym kierunku. Wpatrywałem się w osoby stojące na balkonach. Goście z drinkami i ochroniarze. Zacisnąłem usta i wszedłem po schodach. Od razu zatrzymał mnie jeden z ochroniarzy.
- Um, szukam Nialla Horana - powiedziałem, a on od razu uśmiechnął się lekko.
- Tędy - mruknął i zaczął mnie gdzieś prowadzić. Kilka pokoi, kilka korytarzy, aż zostałem wepchnięty do jednego z pomieszczeń. Moja dłoń automatycznie powędrowała do schowanej broni.
- Odradzam - usłyszałem i rozejrzałem się, by naprzeciwko siebie zobaczyć wychodzącego z cienia Breckina - Jesteś taki przewidywalny. Ale naprawdę lepiej dla ciebie, jeżeli broń zostanie w tym miejscu gdzie jest, a najlepiej trafi do mnie - powiedział przekrzywiając lekko głowę. Zmrużyłem oczy - Oh, czyli tak. Oddaj pistolet albo twoje oczko w głowie dostanie kulkę w głowę. A teraz zgaduj czy mówię o Niallu czy Claudii - zaśmiał się. Zbladłem i otworzyłem szerzej oczy - Bo są z nami dzisiaj oboje. Proszę wprowadzić gości specjalnych! - zawołał, a ja zacisnąłem usta - Nie, zaraz, ty jesteś gościem specjalnym Malik - zmarszczył brwi - W każdym razie.
Z lewej pojawił się ochroniarz prowadzący Nialla, a z prawej ten z Claudią. Wyjąłem broń i wycelowałem w Breckina.
- Nie. Waż. Się. Tknąć. Dziecka - wysyczałem patrząc mu w oczy, a on uśmiechnął się tylko.
- Dobrze wiesz, że uwielbiam tego szkraba, ale nie będę się wahał żeby rozkazać Thomasowi przestrzelić jej tą malutką główkę.
- Puść Claudię - powiedziałem.
- Połóż powoli broń na ziemi, popchnij w moją stronę.
Spojrzałem na siedmiolatkę, która stała przerażona bezruchu, wpatrując się we mnie załzawionymi oczami. Kucnąłem kładąc pistolet na podłodze.
- Grzeczny Malik - uśmiechnął Breckin i wtedy rozległ się huk wystrzeliwanego pistoletu, gdy drzwi wypadły z zawiasów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top