Rozdział 7.


- Domen! – brunet odwrócił się słysząc swoje imię. W ułamku sekundy znalazł się w bardzo silnym uścisku blondwłosego Niemca.

- Dusisz mnie, Wellinger! – krzyknął Domen, śmiejąc się pod nosem.

- Przepraszam, miałem zachowywać się jak mężczyzna – zreflektował się Andreas, zbierając swoje torby z ziemi.

Prevc domyślił się, że Niemiec nie zdążył jeszcze ulokować się w swoim aktualnym pokoju, toteż bez słowa wziął od niego jedną torbę. Razem zaczęli szukać pokoju starszego, który jak się okazało był na drugim piętrze. Nim go znaleźli musieli trochę pobłądzić.

- O, jestem pierwszy – zdziwił się blondyn, kiedy zauważył, że pod pokojem nie ma jego współlokatora.

- Jak to? – zagadnął Domen. – Zostawiłeś Stephana bez klucza?

- Nie do końca – zaśmiał się blondyn, otwierając drzwi i wpuszczając do środka Słoweńca. – Zostawiłem bez klucza, ale Richarda. Trener stwierdził, że ja i Stephan zachowujemy się bardzo nieodpowiedzialnie, dlatego teraz Sev musi się z nim użerać, a Rich ze mną.

- Jesteście nienormalni – parsknął brunet, usadawiają się na łóżku, na które Wellinger rzucił swoje torby.

Pokój był wyjątkowo duży i jasny, co spodobało się nawet Słoweńcowi. Był przyzwyczajony do niedużych i raczej ciemniejszych pomieszczeń. Ale z okna pokoju Niemców rozciągał się wprost magiczny, górski widok, który bardzo urzekł Domena.

- Chyba ci się spodobał – zagadnął Andreas, a Prevc wciąż jeszcze zauroczony widokiem zdawał się nie do końca rozumieć stwierdzenie.

- Kto?

- Kto? Czyżbyś zamarzył się o kimś? Sądziłem, że to przez widok, ale teraz przynajmniej znam prawdę – rzucił Andreas, a Domen momentalnie przybił sobie piątkę z twarzą. Zdał sobie sprawę, jak głupio musiał zabrzmieć. Zażenowany sytuacją postanowił szybko uciec do swojego pokoju, zakopać się pod grubą kołdrą i wyjść dopiero wtedy kiedy będzie musiał. Nie wcześniej.

Jednak szybki Andreas, wyczuł jego plany i momentalnie zablokował młodszemu dostęp do drzwi wyjściowych, stając przed nim.

- No i czemu znowu chcesz uciec? – mruknął Andreas, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Do policzków Domena zaczęło napływać coraz więcej krwi. Czuł jak jego twarz parzy.

- Po prostu mnie przepuść – rzucił Prevc, nie patrząc na wyższego chłopaka.

- Ja tylko żartowałem – westchnął Andreas, opierając się bokiem o ścianę – Ale jeśli naprawdę ktoś ci się podoba, to nie ma w tym nic złego.

- Nikt mi się nie podoba – powiedział dobitnie chłopak, przykładając rękę do czoła. Wciąż było bardzo gorące.

- W takim razie nie było tematu – rzucił pewnie Niemiec, po czym pociągnął Słoweńca w głąb pokoju.

***

Andreas obserwował jak Domen drzemie na jego łóżku. Kilka kosmyków jego ciemnych włosów opadało na jego blade czoło, sprawiając, że wyglądał jeszcze dziecinniej. Blondyn nie mógł się powstrzymać od ciągłego zerkania znad książki na spokojnie śpiącego Słoweńca. Cieszył się, że Richard wciąż siedzi u Severina i Stephana, dzięki czemu nie wpadnie nagle do pokoju i nie obudzi nagle bruneta.

Andreas nie wiedział w którym dokładnie momencie odłożył książkę na stolik i zaczął otwarcie wpatrywać się w Prevca. Po jakimś czasie ten przez sen zaczął marszczyć brwi i mamrotać coś pod nosem. Chwilę potem Domen siedział na łóżku Niemca, nieco zdenerwowany, a jego czarne, potargane włosy odstawały na różne strony.

- Ciemno tu – mruknął Domen, przecierając oczy piąstkami. Pomieszczenie oświetlały jedynie dwie lampki, jedna stała na stole, a druga na szafce nocnej pomiędzy łóżkami.

- A, tak, już włączam światło – rzucił Andreas, wyłączając lampkę stojącą na stole.

- Która godzina? – zapytał Domen. – I przepraszam, że tak nagle zasnąłem. Powinieneś był mnie od razu obudzić.

- Nie przesadzaj – zaśmiał się Wellinger, zerkając na ekran swojego telefonu – Dwadzieścia po dwudziestej.

- Późno już – mruknął Domen, przeciągając się. Dopiero co obudzony, wciąż nie kontaktował w zupełności.

Andreas zwrócił uwagę na lampkę na szafce nocnej, która wciąż była włączona. Nie chcąc niepotrzebnie marnować energii, uklęknął na swoim łóżku, tuż przed nie w pełni przytomnym Słoweńcem i sięgnął za jego plecy, do wyłącznika urządzenia.

Zdezorientowany Domen znieruchomiał. Klatka piersiowa Wellingera, delikatnie musnęła jego własną.

Andreas nie był świadomy swojego czynu, dopóki nie odsunął się i nie zobaczył twarzy Prevca, która była calutka czerwona. Uśmiechnął się pod nosem.

- Pójdę już – wymruczał ciemnowłosy, schodząc z łóżka. – Dobranoc.

- Dobranoc – rzucił za nim Wellinger, już nie próbując go zatrzymać.

***

Młody Słoweniec gnał przez korytarz hotelu. Nie wiedział, czy bardziej był zły na swoje bardzo niskie miejsce, w ważny konkursie w Oberstdorfie, rozpoczynającym Turniej Czterech Skoczni, czy też jego wściekłość była bardziej spowodowana braćmi, którzy pakując swoje rzeczy do walizek i toreb, tak nagle zaczęli się kłócić. Kłócili się o głupi szlafrok Cene. Ciemnowłosy modlił się o to, aby w Ga-Pa ulokować się z kimkolwiek, byle nie z braćmi. Najlepiej z Jurijem.

Tymczasem znalazł się pod drzwiami przyjaciela i będąc pewnym, że Niemcy nie opuścili jeszcze hotelu, mocno zastukał w drzwi.

Gdyby nie był taki rozjuszony, na pewno zrobiłby to o wiele ciszej a w dodatku wahałby się co do tej czynności. Lecz jego aktualny stan nieco go zaślepił, przez co nie do końca zważał na swoje zachowanie.

Po chwili drzwi otworzył mu ciemnowłosy Niemiec.

- O, najmłodszy Prevc – zdziwił się Freitag, ale niemal od razu wpuścił młodszego do środka. – Idę sprawdzić, czy wszystkie dzieci się spakowały – powiedział w swoim ojczystym języku, na co Andreas skinął głową. Po chwili chłopcy zostali sami.

Domen ze złożonymi rękami na klatce piersiowej obserwował blondyna, a jego mina wskazywała na to, że w każdej chwili może zrobić coś, co nie byłoby raczej dla niego normą.

- Co się dz-

- Wszystko. Jestem wściekły – syknął brunet, lekko podnosząc swój głos, po czym skierował się w stronę ściany o którą oparł się plecami. – Ten konkurs to była porażka, a przecież tyle osób pokładało we mnie nadzieje!

- Od kiedy tak bardzo przejmujesz się innymi? – spytał Wellinger, przechylając głowę na bok.

- Nie wiem – fuknął młodszy, niebezpiecznie mrużąc oczy. – Sam liczyłem na wiele więcej. W dodatku wszystko wokół mnie teraz irytuje!

- Domen, spokojnie – powiedział Andreas, niezwykle stonowanym głosem. – Zamknij oczy i weź wdech.

Domen jedynie wywrócił oczami, jednak posłuchał starszego kolegi i wykonał jego polecenie.

- Teraz wydech.

Słoweniec przetrzymał chwilkę powietrzę w swoich płucach, a zaraz potem je wypuścił.

- I znów, wdech, przytrzymaj chwilę i wydech.

Spokojny głos Andreasa, jak i jego obecność działały na młodego chłopaka kojąco. Uspokajały go. Harmider który panował w jego umyśle, w magiczny sposób sam się układał.

Przestał myśleć o bezsensownej kłótni starszych braci, o tym, by znów dostać pokój w którym oni nie będą mu przeszkadzać. W tamtym momencie zapomniał również o nieudanym konkursie i wrócił do swojej starej determinacji i pewności, że przyszły konkurs będzie jego konkursem.

Andreas przypatrywał się chłopakowi. Widział jak z jego twarzy odchodzi złość, która ustępowała miejsce spokojowi.

Blondyn małymi krokami zaczął iść w kierunku Słoweńca. Kiedy znalazł się dokładnie przed nim, zapytał:

- Już lepiej?

Brunet westchnął, delikatnie potrząsając głową. Chciał otworzyć oczy i podziękować Wellingerowi za pomoc, lecz w tym samym momencie poczuł jego podbródek zostaje delikatnie uniesiony, a zaraz po tym miękkie, ciepłe usta leciutko napierają na jego własne.


~~

Okej, przysięgam że dodałam ten rozdział wczoraj, ale nie opublikował się, ahaXD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top