2 Rozdział
Wywar im wykipiał!
Ale porażka...i to jeszcze wszystko na oczach tej szui - Jamesa Pottera.
Jak Lily go nienawidzi! Przez niego przegapiła moment zagotowania się płynu w kociołku. To wszystko przez niego!
Zrobiła się cała czerwona jak wszystko wykipiało na ławkę a potem na podłogę.
Severus podbiegł, chcąc pomóc ratować sytuację.
Lily już prawie skłonna mu była wybaczyć...zerknęła w jego oczach, w których czaił się niepokój o przyjaciółkę.
Ale tylko prawie.
W jej głowie rozległy się słowa jakie wypowiedział za szkołą.
Rozbrzmiewały coraz głośniej.
Sama sobie poradzi z tym problemem.
Sev wyciągnął do niej rękę...a ona ją odrzuciła. Dosłownie, nie tylko w przenośni.
- Daruj sobie S n a p e. - wycedziła jego nazwisko. Zawsze mówiła mu po imieniu, odkąd się poznali. Chłopak wyglądał jakby dostał policzek. Spojrzał na nią, a jego twarz emanowała bólem. Potem odwrócił się i usiadł w ławce. Był tak czerwony jak Lily, albo i bardziej.
Dziewczyna usłyszała za sobą wiwaty. Cały jej dom szczęśliwy krzyczał: brawo! Odwal się Snape! Nasza dziewczyna! - a najgłośniej oczywiście grupka Pottera
- CISZA! - wrzasnęła Lily, odsuwając z trzaskiem krzesło. - MORDA!
- Właśnie chciałem ich uciszyć panno Lily. - powiedział nauczyciel, patrząc na nią. - Ale takich słów nie powinno używać się w sali. Będę musiał panią ukarać. Minus dziesięć punktów. - westchnął. - Nie interesują mnie wasze kłótnie i swary. Trzeba tu posprzątać. Dobrze że pani nie robiła wywaru żrącego. Bo byśmy już nie mieli podłogi. - podszedł i wyłączył palnik. Płyn przestał bulgotać. Jednocześnie też nie wylewał się już z kociołka.
- Accio mop! - powiedział mężczyzna, przyzywają środki czystości. - proszę. Posprzątaj to z koleżanką. Niestety nie mogę postawić wam dobrych stopni dzisiaj. Ale poprawa jest zawsze po lekcjach, więc śmiało przychodźcie.
- ...tak jest ..- wycedziła przez zęby Lily.
Słyszała już w głowie śmiech tego kretyna Jame...
Dźwięk bardzo podobny do jej własnego wywaru rozległ się po klasie.
- To nie ja...- wymamrotała.
- Nie ty. On. - odparła Maria, wskazując brodą w kierunku tylnich rzędów.
Tam, cały upaćkany fioletową mazią stał...
James!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top