1 rozdział

- Psssyyyt Lily...- szepnęła jedna dziewczynka do niej, gdy siedziały na zajęciach eliksirów, a rudowłosa konsekwentnie ignorowała Severusa, choć widziała, że on bardzo chce z nią pogadać. Jednak ona nadal była wściekła, tak łatwo jej nie przejdzie, co to, to nie! Nauczy się, żeby nie mówić takich rzeczy przyjaciółce. Ignorowała także dziwne spojrzenia osób na korytarzach i plotki przenoszone drogą szeptu między Domami.
Milczała z zaciętą miną, kiedy Gryfoni klepali ją po plecach i gratulowali skończonej przyjaźni z ,,tym oślizgłym Ślizgonem", jak i również nie rozmawiała o tym ze swoimi przyjaciółkami. Bo po co? Nie zrozumieją ją, tak jak nie rozumieli jej, gdy jeszcze chodziła wszędzie z Severusem.
Zdarzali się też tacy, którzy z idiotyczny uśmieszkami wołali za nimi: zakochana para. Przodowała w tym dobrze jej znana grupka. Uh, jak ona nienawidzi Huncwotów. Zrobili sobie grupkę, która dręczy innych i myślą, że od razu są tacy ,,cool"? Niedoczekanie!
- Tak? - dziewczyna zerknęła zaciekawiona na koleżankę z ławki, o co też może jej chodzić.
Maria nigdy nie panikowała bardziej niż wymagała tego sytuacja, a iż sytuacja NIGDY nie wymagała, żeby panikować, tak też i ona tego nie robiła.
Piegi na skórze ciemniejszej koleżanki rozbłysły. Widać było, że używała magii, by za ich pomocą przekazać trochę swoich emocji przyjaciółce. - James się cały czas na ciebie gapi. James Potter. Coś ty mu zrobiła?!
- Czemu sądzisz, iż to JA mu coś zrobiłam? - szepnęła lekko obrażona. Może i nie była najgrzeczniejszą uczennicą w Hogwardzie, ale do Jamesa jej wiele brakowało. Przecież to on nazywany został zamkowym huliganem.
Odwróciła się za siebie i znowu skierowała twarz w stronę Marii. Rzeczywiście, chłopak wpatrywał się w nią niczym sęp w zwierzynę, która jeszcze żyje, lecz długo nie pociągnie. Albo jak przysłowiowa sroka w gnat.
Lily nie chce być gnatem.
Lekko zadrżała. Co też wpadło do głowy tego idioty? Czyżby chciał rewanżu za plaskacza, jaki dostał od niej wczoraj? ...Zdecydowanie to nie to. Zacisnęła pięści opartych dłoni na stole.
Ich wywar jeszcze się nie zagotował, więc nie musiała na razie uważać, by nie wykipiał.
Mogła bezpiecznie myśleć.
Jeśli James chce wojny, to będzie ją miał. Lecz nie taką jak myśli.
Trudno wyprowadzić Lily z równowagi... lecz gdy to już się zrobi, to ma się wroga na całe życie.
Dziewczyna była pamiętliwa, oj tak... BARDZO.
Musi przygotować się to, jakie ochydztwa może planować Potter.
Co za odrażający człowiek!
Nie rozumiała tych wszystkich dziewczyn, które się w nim podkochiwały, a wręcz prawie mdlały gdy oddychały tym samym powietrzem co on. Nie było dnia, żeby ten bawidamek nie znalazł w swojej szafce, albo przy biurku listów miłosnych.
Na samą myśl o tym miała odruch wymiotny. Co za paranoja!
Co jest w nim takiego atrakcyjnego?! Bo to przysłowiowy bad boy? Taki cool i w ogóle?
- Nie do wiary, że ktoś na to leci w ogóle...  - westchnęła, masując zatoki.
- No? Co się między wami wydarzyło? Chyba nie chce się z tobą bić, nie? - miała nadzieję Maria. Bardzo lubiła Lily i nie chciała, by jej się coś stało.
Poza tym...
Ona
też
coś
do
niej
czuła.
- No doooobra...- przewróciła oczami Lily. - Uderzyłam go... plaskacza mu dałam w pysk. - mrukneła, niechętnie się przyznając, rudaska. - jesteś zadowolona?
- Oh! - Maria zakryła usta ręką. - Jamesowi? To pewnie przez Severusa, prawda? Twoje kłótnie z Potterem zawsze były o niego. Dlaczego tak go bronisz? Nie widzisz, że to Ślizgon? W dodatku rzeczywiście dość śliski, NAWET jak na Ślizgona.  - Maria zerknęła na Severusa, który coś kreślił w swoim podręczniku. - No i niszczy książki. - cmoknęła, kręcąc głową.
- Dziwny chłopak... ja rozumiem, że to twój przyjaciel i w ogóle... ale czy on jest warty twoich kłótni z Jamesem? - położyła jej dłoń na ramieniu. - Przemyśl to. Za Potterem stoi więcej ludzi...
A teraz zajmijmy się eliksirem, bo już się zaczyna gotować. - oznajmiła przyjaciółce.
- Jasne...tobie to łatwo. - westchnęła znowu, biorąc łyżkę oraz mieszając. - Urodziłaś się nie w rodzinie mugolskiej i od razu miałaś łatwiejszy start. Mnie zdradziła siostra. Eh, byłyśmy ze sobą tak blisko, póki nie objawiły się mi moce. Wtedy Petunia zaczęła się ode mnie odsuwać, przezywać mnie, obrażać... nie chciała się już ze mną bawić, znalazła sobie inne, normalne przyjaciółki. Wiesz jak mnie to bolało? Byłam tylko dzieckiem!
Nienawidziłam tej mocy, ile razy chciałam się jej pozbyć, byleby było między nami wszystko tak jak wcześniej.
I wtedy poznałam go. Chłopca, który podobnie jak ja posiadał ten.... dar? Przekleństwo? Nie wiem do tej pory jak to nazwać. Czasami mam wrażenie, że to bogosławieństwo, czasami że to klątwa... Ale on mi pomógł. Spowodował, iż znowu miałam do kogo się odzywać, z kim mogłam się bawić i kto mnie lubił za to, kim jestem, a nie tylko obgadywał za plecami do swoich koleżanek.
Sprawił, iż znowu siebie polubiłam, rozumiesz?
Tak, jestem niepełne krwi. I to chyba źle. - ścisnęła swoje ramię. - Dlaczego więc mam tą moc? Czasami myślę sobie: ,,hej! Łatwiej byłoby mi być mugolem!" Nawet jeśli oni nie są świadomi magii. Ale żyją szczęśliwie a przecież o to chodzi. Co mi z tej mocy, jeśli to ona jest powodem odrzucania mnie przez wszystkich.
Snape mnie obraził, Mario. I tak łatwo mu tego nie wybaczę. - wyjaśniła cicho. - Ale to nie oznacza, iż mam teraz ubóstwiać Jamesa, bo chciał stanąć w mojej obronie. To on pośrednio sprawił, że Sev mnie tak nazwał. To była jego wina! A teraz sądzi, że przybędzie niczym biały rycerz i mnie obroni?!
Dziękuję bardzo!
Nie potrzebuję obrony, a z pewnością nie od kogoś takiego jak on!
Pan James Potter to głupek oraz idiota.
Nie zamierzam mieć z nim do czynienia dzisiaj, a nawet za rok, czy kiedyś w ogóle.
Niech sobie rośnie w poczuciu własnej wartości... do momentu aż ktoś mu pokaże gdzie jego miejsce. - uśmiechnęła się.
To jest pomysł! Trzeba mu pokazać, gdzie jego miejsce! James zdecydowanie zasługuje, by być sprowadzony na ziemię. I to coś zrobię ja! Pokażę na co mnie stać.
Nie jestem biedną, delikatną dziewoją, którą trzeba chronić.
Ja się ochronię, nie potrzebuję NIKOGO przy sobie. - oznajmiła cicho. - Na co mi książę?! Ja nim jestem dla siebie.
- To miło...ale nie mieszaj już tak mocno, bo krople wypadły z kościółka i przeżarły stolik! -pisnęła blada jak śmierć Maria. Jej piegi też były białe.
- Ups...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top