8

Pospiesznie chwyciłam za kubek kawy, chcąc szybko go opróżnić. Piłam szybko prawie się oblewając. W głowie odliczałam minuty zmarnowane na wyjście z pracy. Nie miałam ani chwili do stracenia.

W międzyczasie trafiałam jedną ręką do rękawa płaszcza po tym jak wcześniej naciągnęłam kaptur na głowę. Używałam trików, żeby jeszcze szybciej się ubrać. Nabrałam powietrza, gdy w końcu odsunęłam kubek od ust. Włożyłam drugą rękę do rękawa i poprawiłam płaszcz żeby wyglądał jak należy.

Złapałam za torebkę i szybko poszłam do szklanych drzwi. Wymieniłam krótkie spojrzenie z ochroniarzem zanim pognałam przed siebie. Musiałam być w mieszkaniu przed przyjazdem matki. Musiałam posprzątać cały bałagan, który narobił się przez dwa dni. W przeciwnym razie nigdy nie odda mi Koko pod pretekstem, że nie potrafię się nią zająć.

Ale to nie prawda!

Doskonale się nią zajmuje, tylko ona mi nie wierzy. Zawsze uważa, że ma rację i nigdy mnie nie słucha. Wybiegłam na długi korytarz i skręciłam do windy. Pomimo, że wciskałam dziesięć razy przycisk piętra, działała bardzo wolno. Niecierpliwiłam się.

Tupałam nogą czekając, aż będę mogła z niej wyjść. Zupełnie jakbym była w kolejce do toalety. Na szczęście nie miałam takiej potrzeby. Wybiegłam z miejsca mojej pracy, gdy tylko dostałam na to szansę.

Jasne niebo i świeże powietrze sprawiło, że na chwilę się zatrzymałam. Musiałam obmyśleć plan działania. Nie mogła przyjść za wcześnie, musiałam wymyślić jej jakieś zajęcie.

-Jesteś Lila? - usłyszałam męski głos.

Spojrzałam na nieznajomego mi człowieka. Jego czarne ubrania podkreślały jego kształty. Był całkiem dobrze zbudowany, ale nie wiedziałam po co mi przeszkadzał. Nie miałam czasu na pogawędki.

-Tak, to ja - potwierdziłam jego przypuszczenia - czego ode mnie chcesz? - szybko zapytałam.

-Musisz pójść ze mną - powiedział zdeterminowanym głosem.

Zmarszczyłam czoło na jego dziwne zachowanie. Z tyłu mojej głowy zapaliła się czerwona lampka, która kazała mi uciekać jak najdalej od typa.

-Wybacz, ale jedyne co muszę zrobić to wrócić do domu - podkreśliłam ostatnie słowa. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Jego postawa budziła we mnie niepokój. Starałam się na niego nie patrzeć

Postawiłam krok naprzód, bo chciałam odejść i się go pozbyć. Działał na wszystkie moje zmysły, ale w negatywny sposób. Byłam spięta. Wtedy poczułam jak złapał mnie za przedramię.

-Puszczaj, co ty sobie myślisz? - syknęłam. Chciałam się mu wyrwać, ale on zacisnął swoją rękę.

-Musisz pójść ze mną, nie stawiaj oporu - mówił stanowczym tonem.

Otworzyłam usta chcąc wołać o pomoc, ale od razu zatkał mi je ręką. Zaczął mnie ciągnąć w stronę ulicy, co mnie przestraszyło. Zza kilku drzew zauważyłam ciemny samochód z wczoraj.

Próbowałam się wyrwać, ale bez żadnego skutku. Wepchnął mnie do auta i zatrzasnął drzwi.

-Co ty robisz?! - rzuciłam się do drzwi po drugiej stronie szukając drogi ucieczki.

Złapałam za klamkę chcąc je otworzyć, ale były zamknięte. Usiadł obok mnie, a kolejny mężczyzna za kierownicą ruszył autem. Stukałam w okno, próbując zwrócić na siebie uwagę innych. Zaczęliśmy odjeżdżać od miejsca, które znałam.

-Dokąd mnie zabieracie? - jęknęłam niezadowolona jednocześnie odwracając się do nich. Rozglądałam się po czarnym wnętrzu samochodu.

Mężczyzna obok mnie siedział jak kamień. Sięgnęłam do torebki. Wciąż miałam tam telefon. Jednak gdy tylko go wyciągnęłam, został mi on zabrany. Spojrzałam na ciemnowłosego mężczyznę będąc wkurzona jego zachowaniem.

-Czemu mi to robicie?! - jęknęłam w żalu.

Nie widziałam żadnej reakcji z ich strony. Perfidnie mnie ignorowali popychając mnie do radykalnych środków. Byłam gotowa przetestować ich cierpliwość.

Wydawałam z siebie okrzyk i zaczęłam lamentować denerwując każdego z nich.

-Czemu życie tak bardzo mnie każe? - zawyłam głośno dramatycznym głosem.

Uderzyłam go w ramię żeby w końcu na mnie spojrzał i coś zrobił.

-Chciałam tylko wrócić do domu przed matką, teraz mnie zabije! - lamentowałam, gdy w moich oczach pojawiły się pojedyncze łzy. Czułam złość i smutek w jednym.

Mężczyzna spojrzał na mnie kątem oka. Wyglądał na zaniepokojonego.

-Nie chcę jeszcze umierać!

Szarpnęłam jego ramię chcąc zwrócić jego uwagę. Nie mógł mnie tak ignorować.

-Mam jeszcze marzenia do spełnienia!

Odtrącił moją rękę, czym jeszcze bardziej mnie wkurzył. Zacisnęłam zęby, ale dalej chciałam go po wkurzać.

-Nie przeżyłam dobrze swojej młodości, czemu tak szybko się skończy? - jęczałam przy nim.

Wyciskałam z oczu coraz więcej łez.

-Nie miałam nawet prawdziwego chłopaka. Chcę się zakochać jeszcze przed trzydziestką. Nie zabijajcie mnie!

Uwiązałam się jego ramienia. Jednocześnie dokładnie obmacywałam go palcami chcąc wywołać w nim ból.

-Moja matka mnie nienawidzi. Ukradła mi psa. Chcę go odzyskać! - krzyknęłam na przekór ciszy, którą chcieli osiągnąć.

-Zamknij się! - krzyknął mężczyzna z przodu, który był kierowcą.

Zacisnęłam zęby. Jego głos był irytujący.

-Nie!! To wszystko wasza wina! Nawet w ostatnich minutach życia nie mogę się pożalić! - mierzyłam ich wzrokiem.

Zauważyłam jak jego ręka sięgnęła do radia. Muzyka rozbrzmiała w środku.

-ALE JA WIEM CO SIĘ STANIE! - próbowałam przekrzyczeć muzykę - NAEMIN WAS ZNAJDZIE! BĘDZIE WŚCIEKŁA JEŚLI SIĘ DO NIEJ NIE ODEZWĘ. DOWIE SIĘ, ŻE TO WY I ZGINIECIE!

Położyłam głowę na ramieniu mężczyzny. Udawałam zdruzgotaną.

-TAK MAŁO JESTEM WARTA? WYSTAWCIE OKUP ZA MOJĄ DUSZĘ!

Powstrzymywałam się przed uśmiechem widząc, że moja stanowczość ich poruszyła.

-ZAMKNIJ SIĘ, DZISIAJ NIE UMRZESZ! - wściekły głos przedarł się przez całe auto i odbił się po moich uszach - JEDZIESZ NA SPOTKANIE Z WAŻNĄ OSOBĄ.

Zatrzymałam łzy i spojrzałam z zirytowaniem w lusterko.

-WIĘC CZEMU DO CHOLERY OD RAZU MI NIE POWIEDZIAŁEŚ? ZNISZCZYŁAM CAŁY MAKIJAŻ BO MYŚLAŁAM, ŻE ZARAZ UMRĘ! - dramatyzowałam.

Odsunęłam się od mężczyzny, któremu nie przeszkadzała moja postawa. Wyciągnęłam z torebki małe lusterko i cały zestaw przyborów bo robienia makijażu. Przyjrzałam się sobie.

-MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE MAM DZISIAJ WODOODPORNY MAKIJAŻ!

Widziałam jak przewrócił oczami. Ostrożnie wytarłam łzy. Wzięłam trochę pudru i zaczęłam nakładać go na twarz. W międzyczasie mężczyzna ściszył muzykę, dzięki czemu aż tak nie dudniło mi w uszach.

-Kim jest ta osoba? - zapytałam, gdy zrobiło się spokojnie. Czekałam na odpowiedź, ale jej nie dostawałam. Podniosłam wzrok znad lusterka - ZAPYTAŁAM O COŚ! - powtórzyłam.

-Zobaczysz gdy tam dotrzemy - tylko kierowca ze mną rozmawiał, ale był daleko ode mnie. Przysunęłam się do mężczyzny siedzącego obok mnie.

-A ty? Co możesz mi powiedzieć? To mężczyzna czy kobieta? Ile ma lat? - zaczęłam sprzątać swoje rzeczy. Na szczęście na drodze nie było żadnych dziur ani kolein, więc było spokojnie.

-Nie mogę powiedzieć - wyglądał na niewzruszonego, ale coś mi się wydawało, że wewnątrz siebie trochę się mnie bał.

-No dalej, przecież i tak zaraz się spotkamy. Zdradź mi chociaż rąbek tajemnicy - pochyliłam się nad jego uchem.

Obejrzał się na mnie z niepewną miną, ale szybko uciekł ode mnie spojrzeniem. Obawiał się na mnie patrzeć. Nie rozumiałam po co to ukrywał.

-To mężczyzna, tylko tyle mogę powiedzieć - przełknął ślinę i wlepił wzrok w siedzenie.

-Jest przystojny? - dotknęłam jego przedramienia. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej.

Przez mój gest znalazł się w panice, co mnie rozbawiło.

-Jesteśmy na miejscu - kierowca przerwał mi dobrą zabawę. Zatrzymał auto i odblokował drzwi - żadnych sztuczek - ostrzegł zanim wysiadł.

Spokojnie opuściłam pojazd i stanęłam na chodniku. Skrzywiłam się, gdy zobaczyłam jakąś starą dzielnicę. Największym budynkiem tutaj był blok przy którym się zatrzymaliśmy.

-Chodź do środka - wskazał ręką ten wredota.

Poszłam tam, chociaż nie miałam zbyt wielkiej ochoty. Weszliśmy do budynku, który wyglądał bardzo staro. Farba odpadała ze ścian, a schody wyglądały jakby były sprzed ostatnich dwóch dekad.

-Macie tu jakąś windę? - spojrzałam w górę. Schody nie miały swojego końca. Nie chciało mi się tak wysoko wspinać.

-Idziemy tutaj - zwrócił na mnie swoją uwagę. Wskazał na drzwi zaraz po mojej prawej stronie. Kompletnie ich nie zauważyłam.

Jeden podszedł do drzwi, drugi stał przy mnie. Zapukał w drzwi zanim je otworzył i kazał mi wejść.

-Idź i usiądź przy stole - poinstruował mnie zanim zostawił mnie na pastwę losu. Weszłam do środka, a drzwi od razu zamknęły się za mną.

Czułam się jak obiad wepchany do klatki, który jest przeznaczony dla dzikiego stwora.

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Było ono biednie urządzone. Przy wejściu stała szafka na buty i wieszaki wisiały na ścianie. Poszłam w głąb korytarza po starej podłodze. Był to stary budynek, więc nie mogłam oczekiwać luksusów. Nie byłam przyzwyczajona do przybywania w takich miejscach.

Weszłam do pokoju na wprost. Była to mała przytulna kuchnia. Zauważyłam też wcześniej wspomniany stół, ale nie było tu nikogo. Dwa kubki z ciepłą herbatą stały na ceracie w kwiatki. Mogłam to stwierdzić po parze, która unosiła się.

-Jest tu ktoś? - zapytałam zanim usiadłam na drewnianym krześle.

Cały wystrój tego miejsca zbił mnie z tropu, kto chciał się ze mną spotkać. Z tego co zrozumiałam miała to być zwykła rozmowa. Niepokoiłam się gdy wokół było tak cicho.

-Już przyszłaś - przemówił męskim ochrypniętym głosem.

Odwróciłam się na nieznany mi głos. Mężczyzna o siwych włosach zbliżył się do mnie. Mnóstwo zmarszczek na twarzy i ledwo zaróżowione usta. Był stary tak samo jak ten dom.

-Kim pan jest? - byłam zdziwiona widząc starca.

-Możesz mówić do mnie Hyunso - przysunął kubek z herbatą do mnie. Nic z tego nie rozumiałam - Mam nadzieję, że cię nie przestraszyli - usiadł obok mnie.

Jego spokojny głos uspokajał mnie.

-Trudno stwierdzić, że nie gdy nagle zaciągnęli mnie do samochodu dwaj gangsterzy - podniosłam brew - Czemu chciałeś się ze mną spotkać? Nie znam cię - chciałam dowiedzieć się jak najszybciej.

-Od czego zacząć - westchnął ciężko i przysunął cukiernicę bliżej nas - Poznałaś już Jimina, prawda? - spojrzał na mnie. Po jego głosie wydawało się, że wchodzi na trudny temat, ale nie wiedziałam dlaczego.

-Kilka razy na siebie wpadliśmy - przyznałam - ale nie mogę stwierdzić, że go znam - byłam pobudzona.

-W porządku, to nie szkodzi. Dobrze, że wiesz o kim chcę z tobą porozmawiać - pokiwał głową - Jimin to mój wnuk. Jestem jego jedyną rodziną.

Próbowałam połączyć ze sobą wątki, o których wspomniał ale nie sądziłam, że ta informacja była mi wyjątkowo potrzebna.

-Jimin wspominał mi, że ma brata - wyszłam z tym co zapamiętałam z naszej rozmowy.

-Tak, to prawda - potwierdził, chociaż wyglądał jakby hamował się przed powiedzeniem czegoś więcej - Lubisz go? - patrzył na mnie oczekując ode mnie potwierdzenia.

Zatrzymałam się na jego pytanie. Nie podobało mi się do czego to wszystko zmierzało. Wstałam od stołu.

-Nie potrzebuję swatki. Przepraszam, ale jeśli o tym chciał Pan porozmawiać to muszę już iść - odpowiedziałam na tyle miło na ile byłam wychowana.

Ruszyłam przed siebie nie zwlekając ani chwili dłużej. To była najdziwniejsza rozmowa mojego życia. Jednak poczułam jak złapał moją rękę. Zatrzymałam się i spojrzałam na jego pomarszczoną twarz.

-Nie, proszę wysłuchaj mnie. Nie chodzi tu o swatanie. Jimin naprawdę cię potrzebuje - mocno mnie trzymał, ale zabrałam rękę.

-Pan naprawdę myśli, że przekona mnie tekstem jak bardzo mnie potrzebuje? To odrażające - wkurzyłam się na jego zawziętość.

Poszłam w kierunku wyjścia. Słyszałam jak idzie za mną. Złapałam za klamkę, ale jego ręka pojawiła się na mojej. Od razu zabrałam swoją czując się niekomfortowo.

-On umiera - powiedział złamanym głosem - Proszę nie pozwól odejść mu w samotności - był zdesperowany.

Zatrzymałam się i spojrzałam na zapłakaną twarz. Nie rozumiałam co chciał mi przekazać.

-O czym Pan mówi? - zapytałam czując jak gula pojawia się w moim gardle. Jego słowa były jak błaganie o to żebym została.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top