37
-Lila, zaraz będziemy musiały wyjść, bo skończy się pora odwiedzin. Idź do niego - popędzała mnie, bo zależało jej żebym zdążyła, ale ja nie zmieniłam mojej decyzji nawet po kilkunastu godzinach bezczynnego siedzenia.
-To nie ma sensu. Moja praca kończy się tutaj. Powinnam odejść dopóki jest szansa, że nie będzie mnie pamiętał. Jeśli tam wejdę to nie będę miała drogi odwrotu. Nie chce już więcej go ranić. I tak zbyt długo go okłamywałam - westchnęłam.
-Ale.. nie kochasz go? - spytała się mnie zaskoczona.
-Nie rozumiem co chcesz przez to powiedzieć - spojrzałam się na nią z uniesiona brwią.
-Wszystko co dla niego zrobiłaś, wasze zbliżenia i to jak bardzo cię obchodził. Nie odstępowałaś go na krok. Myślisz, że niczego nie zauważyłam? - powiedziała pewnym siebie głosem, krzyżując ręce na piersi.
Prychnęłam, bo był to paradoks naszej relacji. Nigdy nie próbowałam nazywać jej po imieniu, ani dociekać dlaczego wzbudzał we mnie tak głębokie uczucia. Gdybym tylko ją rozumiała, być może łatwiej byłoby mi zaakceptować tą miłość.
-To była moja praca i właśnie za to płacił mi Hyunso. Myślisz, że Jimin chciałby to usłyszeć? Byłby szczęśliwy gdyby się dowiedział? - przygryzłam wargę, czując jeszcze większe poczucie winy.
Była zła na mnie, ale mówiłam jej o wszystkim co siedziało w mojej głowie. Nie musiałam przed nią niczego ukrywać. Czym mówiłam coraz to gorsze rzeczy, tym bliżej byłam przekonania jej do mojej racji.
-I tylko z powodu pracy zaryzykowałaś swoje życie dla niego? - miała pretensje - Nie mogę uwierzyć w to, że nigdy nie wyznałaś mu swoich uczuć. Teraz boisz się, że odejdzie. Po prostu powiedz, że go kochasz. Zostanie jeśli go o to poprosisz - powiedziała widocznie poirytowana.
Przygryzłam wargę i odwróciłam wzrok. W moich oczach zebrały się łzy. Nie powinnam darzyć go żadnym uczuciem. Nie, kiedy wszystko było ustawione. Nie zasłużyłam na to by tak cudowna osoba jak on, mogła mnie kochać. Nie powinno tak być. On nie powinien nic do mnie poczuć, a ja powinnam od samego początku zablokować uczucia i traktować to jak tylko i wyłącznie pracę. Zrobiłam głupotę, za którą powinnam zapłacić.
-Boisz się, że nie będziesz potrafiła go zostawić? - spytała się mnie, uderzając w sedno sprawy.
-Przestań - jęknęłam bo nie mogłam wytrzymać tego co mówiła.
Szybko złapałam ręką łzę, która ściekała po moim policzku. Ta bezsilność i słabość, którą czułam powodowała, że jeszcze bardziej miałam tego wszystkiego dość. A jednak mimo wszystko nie potrafiłam od tak wstać i wyjść, by żyć sobie jakby nic się nie stało. Cholera nie umiałam tego zrobić. Utknęłam tu na dobre.
-Nie rozumiem. On kocha ciebie, a ty kochasz jego. Dlaczego nie chcesz z nim zostać? Potrzebuje cię - spoglądała na mnie, jakby czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia z mojej strony.
-Nie potrzebuje - starłam kolejną łzę.
-Kocha cię to oczywiste, że potrzebuje cię - prychnęła, krzyżując ręce - Przestań wmawiać sobie coś całkowicie innego - dodała.
Chwyciła moją rękę. Chciałam stąd po prostu wyjść. Jednak nie potrafiłam tego zrobić, a ona dobrze to widziała i wykorzystywała ten fakt.
-Czemu traktujesz to jak coś złego? Twoja miłość jest odwzajemniona - nie przestawała drążyć tego tematu.
Starła ręką moje łzy, ale wciąż mnie nie rozumiała. Nikt mnie nie rozumiał, a przez to też i ja przestawałam siebie rozumieć. Zaczynałam mieć mętlik w głowie.
-Chodź, zobacz się z nim żebym nie musiała już oglądać tego jak płaczesz. To kompletnie do ciebie nie pasuje. Wole, gdy jesteś uśmiechnięta i szczęśliwa. A sama dobrze wiesz, że to on ci to zapewnia, a bez niego nie będziesz mogła zaznać radości - odparła ciepłym głosem.
Pociągnęła mnie za rękę. Musiałam wstać. Nie miałam sił z nią walczyć i się przeciwstawiać. Otworzyła drzwi i wepchała mnie do środka. Gdy tylko chwyciłam za klamkę żeby się wycofać, zrozumiałam, że mnie tu zamknęła.
Obróciłam się za siebie. Zmierzyłam wzrokiem jego twarz. Wyglądało na to, że zasnął. Nie chciałam go obudzić. Jednak drzwi również były zamknięte. Nie miałam możliwości wyjścia, a przez okna nie skocze.
Powoli i niepewnym krokiem podeszłam do niego. Usiadłam na krześle, które było mniejsze od jego łóżka. Nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Nawet nie wiedziałam co powinnam zrobić, gdy się obudzi. Czułam się zestresowana, na samą myśl rozmowy. Byłam tchórzem, odciętym od drogi ucieczki.
Jak największy pech zauważyłam jak otwiera oczy. Wcale nie spał, tylko udawał. Spojrzał na mnie, a ja nie wiedziałam dokąd się schować. Moje ręce zaczęły się pocić, a wzrok wędrować wszędzie tylko nie na nim. Chciałam w tym momencie zniknąć albo stać się niewidzialna.
Zestresowałam się i zaczęłam wodzić oczami po całym pomieszczeniu. Sama nie wiedziałam od czego zacząć, ale nie mogłam go tak zignorować. Teraz było mi wstyd przez to, że chciałam odejść bez zamieniania z nim słowa.
Nie spuszczał ze mnie wzroku, ale się nie odzywał. Jego oczy, czułam jak skanują mnie, a to mi w niczym nie pomagało. Wręcz powodowało to jeszcze większe poczucie winny.
-Jestem.. - niepewnie zaczęłam. Zawsze zaczynałam od przedstawienia się.
-Lila - jego cichy głos przebił się przez mój.
-Pamiętasz.. - byłam zaskoczona.
-Tak.. - mówiliśmy jak najciszej.
-Jak się czujesz? - spytałam, gdyż to było najłatwiejsze co mogło mi przejść przez gardło.
-Dobrze - odparł krótko.
Skinęłam głową, a w środku zapadła na chwilę cisza.
-Zastanawiałem się czy przyjdziesz.. Myślałem już, że wymyśliłem sobie w głowie to, że istniejesz - słuchałam go z uwagą - Ale to były tylko myśli..
-Nie chciałam tu przychodzić - wyznałam chociaż mogło brzmieć to brutalnie - Pożegnaliśmy się ostatnim razem. Nie mogłabym zrobić tego ponownie. Nie wiem co mam teraz zrobić - przyznałam.
Byłam w rozsypce, a najgorsze było to, że był tego świadkiem. Nauczył się czytać ze mnie jak z otwartej książki.
-Nigdy ci nie powiedziałam co czuję. Po prostu wiem, że bardzo mnie kochasz i nie rozumiem dlaczego. Nigdy nie zasługiwałam na twoją miłość - powiedziałam cichym głosem.
Znowu się przed nim rozklejałam.
-Nie ma czegoś takiego. Nie możesz tego wycenić - czułam, że mówił to z głębi serca. Zawsze był ze mną szczery, w przeciwieństwie do mnie.
-Ale nie rozumiesz.. - byłam u kresu sił.
-To stek bzdur. Nie chcę tego rozumieć. Chcę tylko żebyś była szczęśliwa - wyciągnął do mnie rękę. Oddałam mu swoją dłoń, żeby mógł ją złapać. Splótł nasze palce w silnym uścisku pokazując mi jak bardzo mu zależy - I zostanę jeśli tylko tego chcesz.
Zakryłam usta ręką, żeby zatrzymać szloch. Sumienie gryzło mnie od środka.
Wybaczyłby mi wszystko, prawda?
-Nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś - powiedział spokojnym i tak ciepłym głosem, że nie mogłam dłuższej trzymać łez.
-Nie zrobiłam niczego - wyszlochałam.
-Zbliż się - podniosłam głowę i na niego spojrzałam.
Wstałam i usiadłam obok niego na łóżku.
-Bliżej, chcę Ci coś powiedzieć - poprosił.
Założyłam włosy za ucho i przychyliłam się do jego twarzy.
-Jeszcze bliżej - powiedział poważnym głosem.
Przygryzłam wargę bo byłam kilka centymetrów od jego nosa.
Jego ręka znalazła się na moich włosach. Przysunął moją głowę do jego szyi. Ułożyłam się na jego obojczyku.
Słyszałam jak oddychał. Zaraz po tym jego bicie serca, które przyspieszyło.
-Nie chcę żebyś się smuciła, żebyś płakała. Jeśli coś cię gryzie to mi powiedz. Jeśli coś cię dręczy, zapomnij o tym. Zrobię dla ciebie wszystko, jeśli czujesz to samo co ja. Już nie musisz się o nic martwić.
Pocałował moją skroń, a ja czułam, że się rozpływam.
-Kocham cię - szepnęłam - bardzo cię kocham.
Zacisnęłam powieki, z których wyciekły ostatnie łzy. Nigdy nie przypuszczałam, że to on stanie się moim szczęściem.
~*~
Jeszcze dzisiaj powinien pojawić się epilog.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top