36
Siedziałam we łzach na plastikowym krześle. Czekałam, aż ktoś mi coś powie bo nie było żadnych wiadomości już od kilku godzin. Moje ręce całe się trzęsły, a ja nie umiałam się na niczym skupić, a tym bardziej uspokoić.
Jedyną osobą, która coś wiedziała był Hyunso. Zajmował się wszystkim, gdy ja bezproduktywnie siedziałam załamana na krześle. Zniknął gdzieś wśród sal, nie miałam nawet siły żeby wstać i go poszukać.
Mogłam zapobiec wszystkiemu, wystarczyło żebym trochę szybciej pobiegła. Może wtedy kula trafiłaby mnie, a nie jego. Mogłam przecież go uratować. Miałam do siebie o to naprawdę ogromne wyrzuty sumienia.
Nie mogłam wyrzucić sobie z głowy tego widoku. Gdy tylko zamykałam na chwilę oczy, widziałam jak patrzył się na mnie. Znowu zalewałam się łzami. To było straszne.
-Napij się wody - Naemin podała mi plastikowy kubek i usiadła obok mnie.
Połknęłam wodę, ale wcale mi nie pomogła. Oddałam jej kubek.
-Nie płacz już, chcesz żeby zobaczył cię w takim stanie gdy się obudzi? - próbowała mnie jakoś pocieszyć.
-Nie wiem czy kiedykolwiek się obudzi. Nie wiem czy z tego wyjdzie - gdy to mówiłam na głos było jeszcze gorzej.
-Zdążyliście na czas. Uratują go - położyła rękę na moim ramieniu.
Mogłam mieć tylko nadzieję, że mówi prawdę.
Hyunso wyszedł zza pobliskich drzwi. Rzuciłam się w jego kierunku, szukając ratunku w obecnej sytuacji.
-Co z nim? - zatrzymałam go. Byłam zdesperowana żeby się czegoś dowiedzieć.
-Operacja się udała. Przewieźli go na salę. Teraz musimy czekać aż się obudzi - był w lepszym nastroju.
-Będę mogła go zobaczyć? - ucieszyłam się z dobrych wieści.
-Zapytam lekarza. Gdy się obudzi na pewno go zbada. Jest szansa na to, że ponownie utracił pamięć, ale prawdziwą diagnozę dostaniemy później. Najważniejsze jest to, że z tego wyjdzie - widać było po nim, że również czuje ulgę.
Przytaknęłam mu cicho.
-Zaraz wrócę i dam Ci znać czy możesz wejść - odszedł ode mnie.
Odwróciłam się do Naemin, która była zaciekawiona tym czego się dowiedziałam. Podbiegłam do niej i mocno uścisnęłam prawie ją przewracając.
-PRZEŻYŁ! - tupałam nogami podekscytowana - WYJDZIE Z TEGO! - piszczałam z radości.
Zaczęła skakać razem ze mną. Kręciłyśmy się w kółko ze szczęścia śmiejąc się wesoło.
-Lekarz powiedział, że możesz wejść - starzec stał za moimi plecami. Puściłam przyjaciółkę - Ale tylko na kilka minut - dodał.
-Dziękuję - zadowolona od razu poszłam do sali.
Weszłam do środka na paluszkach. Choć dobra wiadomość mnie rozweseliła, gdy tylko zobaczyłam go leżącego na łóżku, mój uśmiech zniknął.
Na pewno teraz nie czuł bólu, ale gdy się obudzi będzie zapewne cierpiał. Podeszłam do łóżka i usiadłam z boku. Przyglądałam się jego spokojnej twarzy.
Pewnie znowu o wszystkim zapomniał.
Sama nie wiedziałam czy to dobrze.
Był jak dmuchawiec.
Przez jeden podmuch wiatru tracił swe latawce i nie wiedział, że kiedykolwiek je miał. Podobnie było z jego pamięcią, ulatywała bezpowrotnie.
Chwyciłam jego dłoń, która była ciepła. Nawet w tym stanie, jego ręce nadal są ciepłe, uspokajało mnie to. Zbierałam ze sobą myśli. Nie wiedziałam co zrobić.
Wracał do zdrowia. To było najważniejsze. Wszystko było z nim dobrze niezależnie czy byłam przy nim czy nie. Wszystko wracało na swoje miejsce, a ja ciągle myślałam o tym, że też powinnam to zrobić.
-Wybaczysz mi jeśli zrobię coś głupiego? - spytałam się go, mając nadzieje, że mnie słyszy.
Mój głos zaczął się łamać, gdy tylko się odezwałam. Wiedziałam już wszystko czego potrzebowałam. Mogłam już stąd wyjść i wpuścić kogoś innego na moje miejsce, ale nie mogłam się ruszyć.
Gładziłam kciukiem jego dłoń. Moja ręka nie chciała go puścić.
-Wybaczysz - odpowiedziałam sobie - Nigdy się na mnie nie zezłościłeś, nawet jeśli się ciebie nie posłuchałam - moje kąciki ust lekko się uniosły.
Moje gardło zacisnęło się.
-Jeśli byłbyś ze mną naprawdę tylko przez miesiąc, nie zastanawiałabym się. Odeszłabym razem z tobą i zapomniała przez upływ czasu o tym, że istniałeś - wyszeptałam.
Wytarłam ściekającą łzę.
-Ale udało Ci się i tylko ja muszę teraz odejść. To lepsze od tego co miało się wydarzyć wcześniej. Musisz o mnie zapomnieć - kontynuowałam mimo, że z każdym kolejnym słowem, moje serce łamało się na małe kawałki.
Wzięłam oddech.
-Teraz będziesz mógł żyć na własną rękę i być szczęśliwym z kimś innym. Już mnie nie potrzebujesz - przygryzłam wargę, tłumiąc w sobie ból moich słów.
Usłyszałam otwieranie się drzwi. Puściłam jego rękę i starłam łzy.
-Powinna już Pani wyjść - odezwała się pielęgniarka.
Skinęłam głową i zawiesiłam na nim spojrzenie po raz ostatni.
Zasługiwał na szczęście, ale nie takie jakie ja mu oferowałam. Nie mogłam zapewnić mu to czego pragnął, gdy tak długo go okłamywałam.
Wstałam i po cichu wyszłam z sali. Naemin gawędziła w oddali z Hyunso.
Oparłam się o ścianę, nie chcąc im przeszkadzać. Co mogłam jeszcze zrobić? Powinnam stąd zniknąć zanim mnie zauważy.
Ale moje nogi nie chciały się ruszyć. Wszystko było tak trudne. Nikt nie mógł mi w tym pomóc. Nie wiedziałam czy inna opcja byłaby w porządku. Trzymałam się tego od czego się zaczęło, pokładając nadzieję w tym, że jest to najlepsze wyjście.
-Coś się stało? - nim spostrzegłam oboje do mnie podeszli.
Wyglądała na zaniepokojoną.
-Nie - zaprzeczyłam głową - nadal śpi - zapewniłam ją.
Skinęła głową i spojrzała na staruszka. Oboje dziwnie się na siebie patrzyli.
-Co to za spojrzenia? - zapytałam bo żadne z nich się nie odzywało.
-Bo widzisz.. - staruszek złożył ze sobą ręce - dostaliśmy dobrą wiadomość. Jihyun trafił za kratki na czas zbadania sprawy, ale szanse na to, że wyjdzie są bardzo małe. Zwłaszcza po dostarczeniu dowodów - wyjaśnił.
-Więc Jimin jest już bezpieczny? - spojrzałam na ich twarze, na których zarysowały się uśmiechy.
-Tak, już nic mu nie grozi - zapewnił mnie.
-To dobrze - odetchnęłam.
Nagle drzwi z sali otworzyły się z hukiem. Pielęgniarka wybiegła ze środka. Oderwałam się od ściany będąc pobudzoną.
Pobiegła w stronę gabinetu lekarza. W ciągu kilku sekund biegła z powrotem razem z nim.
-Co się dzieje? - zapytałam, ale nie była w stanie mi odpowiedzieć.
Drzwi zamknęły się zaraz za nimi. Zdenerwowana wpatrywałam się w nie, nie wiedząc co się stało.
-Zaraz się dowiem - Hyunso poszedł przed siebie, a ja spanikowana spojrzałam na Naemin.
-Co jeśli pobiegli go ratować? Co jeśli stało się coś złego? - zadałam jej pytania, na które żadna z nas nie znała odpowiedzi.
-Zaczekaj, zaraz się dowiemy. Nie wpadaj w panikę - chwyciła mnie za rękę żeby odciągnąć mnie od sali.
Ciągle bałam się, że stanie mu się coś złego. Siedziało mi to z tyłu głowy. Co jeśli przestał oddychać? Co jeśli słyszał to co mówiłam i poddał się? Co jeśli to moja wina?
-Zaraz ktoś stamtąd wyjdzie i powie nam co się stało - usadziła mnie na krześle.
Zauważyłam za jej plecami Hyunso przez co znowu chciałam wstać, ale mnie powstrzymała.
-Co powiedzieli? - od razu go zapytałam.
-Wszystko w porządku - odetchnął, a na jego twarzy zarysował się uśmiech - Jimin właśnie się obudził. Lekarz poszedł go zbadać.
-Naprawdę? - ulżyło mi.
-Gdy go zbadają będziemy mogli do niego wejść.
Skinęłam głową. Cieszyłam się, że wszystko w porządku. Naemin usiadła obok mnie, gdy starszy mężczyzna poszedł odebrać telefon.
-Jak długo będzie wracał do zdrowia? - chciałam wiedzieć ile obstawia - Co o tym myślisz?
-Nie wiem, ale na pewno kilka tygodni.
Kilka tygodni wystarczyło żeby przypomniał sobie o wszystkim albo znowu mnie polubił. Nie mogłam do tego dopuścić.
-Powinnam już się zbierać - chciałam wstać z krzesła, ale jej ręka powstrzymała mnie kolejny raz.
-Dokąd chcesz iść? Nie chcesz go zobaczyć? - zapytała, będąc zaskoczoną moją nagłą decyzją.
-I tak nic nie pamięta. Przynajmniej, gdy teraz go zostawię nie będzie cierpiał. Nie będzie wiedział, że w ogóle istniałam - wyjaśniłam, choć wszystko skręcało się we mnie, gdy tylko o tym myślałam. Musiałam z niego zrezygnować.
Zgięła brwi. Nie była szczęśliwa z tego co mówiłam.
-Co ty mówisz.. nie mamy pewności, że zapomniał. W czym tkwi problem? - nie odpuszczała.
-Zakochał się we mnie. Nie mogę z nim zostać jakby nic się nie stało. Byłam z nim tylko dla pieniędzy. Nie mogę powiedzieć mu tego, bo się załamie - mówiłam szybko, bo łatwiej przechodziło mi to przez gardło.
Wstałam z krzesła. Chciałam stąd wyjść zanim zmieniłabym zdanie.
-Lila.. - jęknęła i wstała tak jak ja.
-Poza tym i tak wyjedzie. Nie musi o mnie wiedzieć. Będzie mu łatwiej wszystko zostawić - dawałam jej kolejne argumenty. Chciałam, żeby przynajmniej jemu było łatwiej.
Rzuciłam jej ostatnie spojrzenie zanim poszłam w kierunku wyjścia.
-Zaczekaj, nie możesz tak po prostu odejść - złapała mnie za rękę i zatrzymała.
Spojrzałam na nią. Nie rozumiałam po co to robiła. Przecież nie lubiła tego układu. Wiedziała o tym, że go wykorzystywałam.
-Spotkaj się z nim, nawet jeśli wyjedzie. Później będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś - doradziła mi.
-Pożegnałam się z nim zeszłej nocy. Już nic więcej nie zrobię - oznajmiłam. Czym bardziej w to brnęła, tym bardziej zbierało mi się na płacz.
Chciałam zabrać rękę, ale uparła się i nie chciała mnie puścić.
-Nie wyjdziesz stąd dopóki się z nim nie zobaczysz - rozkazała.
-Naemin, nie denerwuj mnie - zaparłam się nogami, gdy zaczęła mnie ciągnąć.
-Nie po to siedziałyśmy tu cały dzień żebyś teraz sobie stąd poszła bez zamienienia z nim słowa - dopięła swojego i zaciągnęła mnie pod jego salę.
-Nie chcę tam wchodzić - jęknęłam.
-Chcesz, tylko się boisz.
-Nie chcę - wyrwałam ręce i odeszłam od drzwi. Nie chciałam żeby nas przypadkiem usłyszał.
Westchnęła i założyła ręce na biodra. Zirytowała się, ale nie mogła mi nic zrobić.
Znowu do mnie podeszła.
-Czemu chcesz siebie skrzywdzić? - zapytała z pretensją.
-On i tak odejdzie, co za różnica - odpowiedziałam tym samym tonem.
Moje gardło zacisnęło się. Przewróciła oczami i wskazała na plastikowe krzesło.
-Siadaj, zaczekamy aż będziesz gotowa tam wejść - powiedziała stanowczo.
Posłała mi ostre spojrzenie przy którym nie mogłam protestować. Usiadłam mając ochotę zwinąć się w kłębuszek i schować się przed światem.
Widziałam jak Hyunso wchodzi do jego sali. Był przeszczęśliwy. Byli w tym we dwóch, a ja byłam trzecim kołem, które przyczepiło się przypadkiem.
Wszystko miało wyglądać inaczej. Wciąż kończyło się tak samo źle. Nie było sposobu żebym mogła z nim zostać. Już od początku taka opcja nie istniała.
Jeśli kiedykolwiek dowiedziałby się o powodzie naszych spotkań, na pewno nie chciałby mnie znać. Nie chciałam dopuścić do takiego obrotu zdarzeń. Nie chciałam żeby istniała najmniejsza szansa na to żeby mnie znienawidził.
Skrzyżowałam ręce, a moja głowa dotknęła zimnej ściany. Zamknęłam oczy, chcąc żeby czas jak najszybciej minął. Nie było sensu tu siedzieć i czekać, ale byłam cierpliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top