35
Wysiadłyśmy z auta. Na miejscu stał kolejny peleton z nich, z których wyszło paręnaście, umięśnionych mężczyzn. Byli ubrani na czarno i mieli na oczach założone okulary, które dodatkowo sprawiały, że wyglądali na jeszcze groźniejszych. Zauważyłam tatuaże, ciągnące się wzdłuż ramion jak i gwiazdę, którą posiadał każdy z nich.
-To mafia? - szepnęła do mojego ucha.
Dałam jej znak żeby była cicho. Lepiej było udawać, że nie rozpoznaliśmy tego kim byli.
-Gdzie jest Hyunso? - zapytałam, bo nie było go z nimi.
-Nie chciał nas spowalniać - z tłumu wyszedł napakowany mężczyzna, którego już wiele razy spotkałam. On też musiał mnie zapamiętać.
-Okej.. więc jaki jest plan? Chcę pójść z wami - czułam się trochę niekomfortowo przez to, że każdy z nich był o wiele wyższy ode mnie.
-Nie mamy czasu, więc idziemy na całość. Wykurzymy go stamtąd - podniósł do góry ubranie dzięki czemu mogłam zobaczyć pasek. Miał tam przyczepioną broń.
-Chcecie go zabić? - byłam pod wrażeniem.
-Nie, tylko przestraszyć i złapać. Najważniejszy jest Jimin. Musimy go za wszelką cenę wyciągnąć. A to czy tamci zginął jest drugorzędną kwestią - wyciągnął broń - pójdziesz ze mną bo jesteś jedyną osobą, którą rozpoznaje - rozkazał mi.
-Ale on boi się broni. Wolałabym żebyś jej mu nie pokazywał - poprosiłam, przypominając sobie o tym. Jimin i tak już pewnie się bał, nie chciałam wywoływać u niego jeszcze więcej strachu. Nie wiedziałam co mu się stało ani w jakim był stanie.
-To tylko na chwilę, później ją schowam - uspokoił mnie.
Odwróciłam się do Naemin, która wszystko słyszała. Była trochę zaskoczona tym co się działo. Niezbyt spodziewała się takiego obrotu spraw i nie do końca do niej to jeszcze docierało. Nie dziwiłam się jej w ogóle. Sama czułam w sobie strasznie dużo adrenaliny i w pewien sposób nieobecność umysłu. Nie mogłam uwierzyć w to, że współpracujemy z tak niebezpiecznymi ludźmi.
-Zostań tu, proszę. Niedługo wrócimy - zwróciłam się do niej. Nie chciałam żeby coś jej się stało.
Nie była zbyt szczęśliwa z tego, że tam szłam, ale przytaknęła mi. Nie miała i tak innego wyjścia. Byłam zdeterminowana i nie zamierzałam zrezygnować.
-Uważajcie na siebie - posłała mi słaby uśmiech.
Wszyscy zaczęli iść w stronę budynku, więc poszłam za nimi. Zatrzymaliśmy się przed wejściem. Rozejrzałam się, ale nigdzie nikogo nie było widać. Była przerażająca cisza. Zastanawiałam się, czy Jihyun się tego spodziewał czy nie chciał po prostu w żaden sposób zabezpieczyć. Mógł też zabrać nogi za pas i nas przechytrzyć.
-My idziemy po Jimina, oni zajmą się Jihyunem. Wejdziemy za nimi - poinformował mnie.
Skinęłam głową czując jak wewnątrz mnie podnosi się adrenalina. Mężczyźni uderzyli w drzwi kilka razy, aż w końcu się otworzyły.
Po kolei weszli do środka, mocno trzymając w ręku broń.
-Jimin zawsze jest w swoim pokoju - szepnęłam zanim weszliśmy do środka.
Skradał się co mi nie wychodziło tak dobrze jak jemu, ale nadążałam za nim. Skinęłam głową w prawą stronę i zaprowadziłam do jego pokoju.
Drzwi były zamknięte. Ciągniecie za klamkę nie dawało żadnych efektów. Odsunęłam się, żeby mógł je rozwalić swoim muskularnym ciałem.
Zamek w drzwiach w końcu odpuścił, gdy uderzył go kilka razy. Od razu pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka.
Jimin stał cały i zdrowy naprzeciwko mnie. Być może był zaniepokojony nagłym wtargnięciem, ale to była błahostka przy tym co mogło się wydarzyć. Ucieszyłam się i od razu podbiegłam żeby go przytulić.
-Wszystko w porządku, prawda? Nic ci nie zrobił? - od razu zaczęłam pytać. Przytulił mnie równie mocno, co trochę mnie uspokoiło.
-Nic mi nie jest - powiedział delikatnym głosem. Jego ręka głaskała moje włosy.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam na gangstera.
-Schowaj broń - nakazałam mu i od razu to zrobił.
Wróciłam do jego twarzy nie mogąc nacieszyć się jego widokiem. Wyglądał na równie szczęśliwego co ja. Uśmiechaliśmy się głupio do siebie, jednocześnie nie mogąc powiedzieć nic sensownego.
-Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale ustaliłem, że spotkamy się wszyscy w ogrodzie. Możemy tam pójść? - chrząknął, spoglądając na nas wyczekująco.
Delikatnie chwyciłam jego rękę i razem wyszliśmy na zewnątrz. Mężczyźni po kolei zbierali się tutaj. Wśród nich zauważyłam kobietę, która zawsze otwierała mi drzwi. Podeszłam do niej, jednocześnie zostawiając go w tyle.
-Gdzie jest Jihyun? - zapytałam jej bo nigdzie go nie było.
-Nie—nie wiem - była wystraszona.
-Na pewno wiesz! Wiesz o wszystkim co tu się dzieje! - nie byliśmy bezpieczni dopóki on był na wolności. Mógł czaić się za każdym rogiem.
Kobieta przygryzła wargę i pochyliła głowę w dół okazując skruchę. Grała słabą, ale byłam pewna, że mogła nam dużo powiedzieć.
-Gdzie się ukrył? - byłam zła.
Jej oczy powiększyły się gdy jeden z gangsterów wyciągnął broń.
Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za ubranie. Odwróciłam się zauważając, że to Jimin.
Ale on nie patrzył się na mnie, tylko patrzył się przed siebie. Chwyciłam go za rękę widząc przed nami zgubę.
-Poddaj się! - wyszłam mu naprzeciw.
Wtedy podniósł broń i wycelował we mnie. Zatrzymałam się czując mocny ucisk Jimina na ręce.
-Ani kroku dalej - jego oczy przeskakiwały na każdego z nas po kolei. Było widać w nich panikę.
-Odłóż broń! - krzyknęłam kolejny raz. Zrobiłby sobie krzywdę albo nam.
Zostałam pociągnięta do tyłu przez Jimina. Jego ręce zamknęły się na mnie. Spojrzałam w górę i zauważyłam jego skupiony wzrok prosto na broni. Musiał widzieć ją już wiele razy.
-Myślisz, że możesz cokolwiek zmienić?! - jego głos przerażał mnie - Pojawiać się i znikać, kiedy zechcesz bez żadnych konsekwencji?! - krzyczał, przerażająco obniżonym głosem, jakby był nawiedzony przez samego diabła.
Jego druga ręka przeładowała broń.
-Nie możesz przestać się wszystkim interesować! Nie potrafisz odpuścić! - jego głos brzmiał jakby był rozdzierany o tarkę.
-Nie musisz tego robić! - wtargnęłam mu - Daj mu odejść!
-Nic nie rozumiesz!! - zaczął sapać, a ja postawiłam krok w tył, kompletnie opierając się o Jimina.
Był szalony.
-Ale on! - z jego oczu wyciekły łzy - On zginie, tak jak było zaplanowane!
Chwyciłam za jego ręce i je z siebie zdjęłam. Byłam gotowa do niego podbiec żeby go zatrzymać, ale nagle wybiegł Jimin.
-Nie bracie, nie możesz—!!!
BANG!
Podskoczyłam na nagły dźwięk strzału.
-NIE!!! - pobiegłam do niego.
Mężczyźni wyprzedzili mnie żeby zająć się Jihyunem. W mgnieniu oka obezwładnili go.
Jimin powoli opadł na ziemię.
Upadłam na kolana zaraz przy nim.
Jego ubranie było we krwi, które wydobywało się z rany postrzałowej. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zastygłam będąc w szoku.
-Jimin.. - zaszlochałam widząc jak na jego twarz wstępuje wyraz bólu.
Jakiś mężczyzna pojawił się obok nas.
-Musimy zabrać go do szpitala - w pośpiechu chwycił go pod ramionami, co sprawiło, że moje zmysły wróciły.
Zaraz po tym pojawił się drugi, który zajął się nogami. Poszłam za nimi do auta. Nie miałam czasu oglądać się za siebie.
Położyli go na tylnym siedzeniu. Usiadłam obok niego i położyłam jego głowę na moich kolanach. Wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. Moje oczy były już na tyle zaszklone, że obraz zaczął mi się rozmazywać.
-Masz, uciskaj tym ranę - podał mi jakiś materiał.
Przyłożyłam go do jego brzucha. Tracił mnóstwo krwi, której nie mogłam do końca zatrzymać. Nie mogłam przestać płakać. Nie mogłam nic zrobić, co powodowało jeszcze większy płacz. Mogłam tylko przyglądać się temu jak jego życie ucieka sprzed moich oczu, na to jak staje się coraz słabszy.
-Nic ci nie będzie - pocieszałam jego, a za razem i siebie.
Patrzył się na mnie swoimi rozmarzonymi oczami. Chciałam móc zrobić dla niego wszystko co możliwe żeby z tego wyszedł. Jednak nie mogłam zrobić nic więcej niż trzymać kawałek materiału i czekać, aż zrobi się cały czerwony.
-Ten ból.. jest tylko chwilowy. Zaraz minie.. - jego ubrania pokrywały się krwią.
Jego ręka powoli się podniosła. Dotknął tej mojej, która trzymała jego twarz. Nie chciałam, żeby to się tak skończyło. Chciałam, żeby zawsze trzymał mnie za rękę, żeby patrzył na mnie swoim rozmarzonym spojrzeniem pełnym miłości. Żeby zawsze mógł być przy mnie. To nie mógł być ostatni raz.
-Nie chcę umierać - wyszeptał, ledwo słyszalnym głosem.
Jego ciche wyznanie było jak strzała w moje serce.
-Ja też nie chcę - szepnęłam patrząc mu w oczy.
Powoli stawały się mniejsze. Nie potrafiłam odwrócić wzroku, choć patrzenie na niego w tym stanie sprawiało mi ból. Patrzyłam na niego, będąc świadomą tego, że może z tego nie wyjść.
-Chcę zrobić z tobą jeszcze tak wiele rzeczy - powiedział, niewyraźnie.
Pociągnęłam nosem. Jego głos był tak słaby, jakby był już na krańcu swoich sił.
-Na pewno je zrobisz - zapewniłam go, a przy okazji też i siebie. Nawet jak w środku, trzęsłam się cała.
W jego oku uformowała się łza, która swobodnie ściekła po jego policzku.
-Kocham...
Jego słowa się urwały, a oczy zamknęły. Jego ręka opadła w niewygodny sposób.
-Nie - szepnęłam choć bałam się, że mnie nie usłyszy - Obiecałeś mi, że zostaniesz. Nie możesz mi tego zrobić! - krzyknęłam przerażona.
Potrzasnęłam jego ręką, ale już zasnął. Moja głowa opadła na tą jego. Chciałam się z tym pogodzić. Ostatni raz go dotknąć, gdy wciąż był ciepły. Modliłam się w duchu o to, że wciąż była dla niego nadzieja, choć moją głowę zaprzątały same negatywne myśli i żal o to, że nie potrafiłam go ochronić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top