29
Przepychaliśmy się pomiędzy wiwatującymi ludźmi. Trzymałam go za rękę bojąc się go zgubić. Nie wiedziałam dokąd idę. Szukałam miejsca, w którym moglibyśmy się zatrzymać. Było tu bardzo tłoczno.
-Może tam? - odwróciłam się do niego i wskazałam na miejsce na uboczu. Nie chciałam być w środku tłumu bo było tu bardzo gorąco.
Potwierdził głową, więc od razu się tam udaliśmy. Członkinie grupy zaczęły coś mówić. Koncert zaczął się razem z pierwszą energiczną piosenką. Ludzie zaczęli od razu podskakiwać i wiwatować. Wszystko się ożywiło. Jedni nagrywali, drudzy krzyczeli zapewne imiona sceniczne artystek, ale ja nie znałam żadnej z nich.
Stanęłam przed Jiminem, wciąż trzymając go za rękę. Nie chciałam żeby ktoś nas rozdzielił. Poza tym lubiłam być blisko niego. Słyszałam muzykę, która nie mogła pozostać w mojej głowie na dłużej.
Patrzyłam kątem oka na jego twarz, na której pojawił się uśmiech. Czułam jakby minęły wieki od ostatniego razu, gdy go widziałam. Smutek, który nie miał swojego końca. Był ze mną bezpieczny, przynajmniej próbowałam żeby był. Widziałam, że również to czuł. Nie miał niepokoju czy nieobecności namalowanej na twarzy. Emanowała ona dawno nie widzianą u niego radością i spokojem.
Chciałam żeby zawsze mógł się tak uśmiechać, tak szeroko i szczerze. Nie musiał się nikogo bać. Miałam nadzieję, że przy mnie tak się czuł. On też był moim bezpiecznym miejscem. Wiedziałam, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Może nie byłby w stanie mnie obronić, ale nie przeszkadzało mi to. Jego obecność dodawała mi wewnętrznej siły.
Zacisnęłam usta czując ból w sercu. Odwróciłam się do niego i przytuliłam. Było już po wszystkim, ale cały czas towarzyszyło mi uczucie tego, że za moment mogę go stracić. Odejdzie bez pożegnania albo ktoś zrobi mu coś złego. Nie mogłam się wyzbyć myśli, że mogłabym go stracić, nigdy więcej nie zobaczyć. To rozrywało mi serce na małe kawałeczki.
Bałam się nagłych wydarzeń. Tego, że nie będę w stanie nic zrobić. To, że wszystko co sobie wyobrażałam nagle upadnie jak domek z kart. Nadejdzie burza, która zatopi ten statek. On był moim statkiem, dzięki któremu jeszcze nie utonęłam. Powodem dla którego walczyłam z całym światem bo mnie nie rozumiał. Żaden sztorm nie był w stanie nas złamać i zatopić.
Westchnęłam ciężko. Moja głowa spokojnie spoczywała na jego torsie. Nasłuchiwałam bicia jego serca. Brzmiało tak kojąco. Rytmiczne uderzenia powodowało, że moje serce samoistnie zaczęło się synchronizować z tym jego.
Powinien umrzeć.
Powinnam się poddać.
Czułam jakby wszystko próbowało nas rozdzielić. Rady, które tylko potrafiły pogrążyć mnie jeszcze w większym smutku. Nigdy nie słuchałam innych. Słuchałam siebie. Tylko siebie bo nie sądziłam, żebym miała serce.
Nigdy dla nikogo nie zabiło tak szybko.
Dopóki nie pojawił się on. Taki nieporadny. Bezbronny. Jeszcze bardziej słabszy ode mnie. Kwiat, który nie mógł rozkwitnąć. Gdy już mu się udało to szybko więdnął. Nie było nikogo kto mógłby się nim zająć. Kto chciałby mu pomóc. Kto wyciągnąłby do niego pomocną dłoń i otulił nimi, dając ciepło. Czułam jakbym pojawiła się w ostatnim momencie. Byłam jego jedyną nadzieją.
Jeden miesiąc.
Umrze jeszcze w tym miesiącu.
Trzy tygodnie.
Dwa tygodnie.
Dwanaście dni.
Odliczałam je wszystkie czekając na koniec. W końcu wiedząc, że to nie musi być koniec. Nadal odliczałam. Dni, które możemy zyskać.
Trzy dni.
Moje serce przyspieszyło przypominając sobie o tym.
Zostały trzy dni.
Moje ręce stały się puste. Uciekł z mojego uścisku. Rozejrzałam się szukając go. Jego plecy oddalały się ode mnie.
Ruszyłam w tłum, próbując go dogonić. Opanował mnie strach. Czułam jakby ktoś nagle odebrał mi oddech. Przepychałam się pomiędzy ludźmi, słysząc za sobą niemiłe słowa. Nie były teraz najważniejsze, więc nie skupiałam się nawet na ich znaczeniu. Wyciągałam do niego rękę, choć był zbyt daleko.
Uderzyłam głową o twardy przedmiot. Zatrzymałam się na moment łapiąc się za głowę. Nie miałam pojęcia co to było, ale gdy się ocknęłam zorientowałam się, że straciłam go z oczu.
Spanikowana rozglądałam się po twarzach ludzi, szukając pomiędzy nimi niego.
Zgubiłam go.
Skręciłam w lewo i poszłam jedną drogą. Dzięki temu wydostałam się z tłumu. Szukałam go spojrzeniem, wciąż idąc na przód. Nie miałam pojęcia dokąd mógł pójść.
Przeszłam obok zebranego tłumu i trafiłam do miejsca, w którym były rozstawione różnego rodzaju sklepy. Nie patrzyłam na towary tylko szukałam znajomej twarzy.
Moje serce zatrzymało się na moment, gdy zauważyłam znajomą czuprynę kilka kroków dalej. Podeszłam do niego będąc niezauważoną. Dotknęłam jego ramienia, chcąc zwrócić jego uwagę. Od razu się odwrócił i na mnie spojrzał.
-Nie znikaj mi tak nagle z oczu - powiedziałam wkurzonym głosem.
Patrzył się na mnie w ciszy. W ustach trzymał czerwonego lizaka. Wyciągnął go z ust, gdy zauważył, że mu się przyglądam. Był w kształcie serca.
-Martwiłam się, że cię już nie znajdę - jęknęłam dając mojej złości uciec w niepamięć.
Czekałam na to, aż mi wytłumaczy dlaczego to zrobił. Jego ręka uniosła się i od razu trafiła do moich ust. Słodki lizak znajdował się teraz na moim języku i zabawiał podniebienie swoim smakiem.
Rzucił okiem na moją zaskoczoną minę. Obrócił się na pięcie i zaczął się ode mnie oddalać. Spanikowana wyjęłam lizaka z ust.
-DOKĄD IDZIESZ?! - krzyknęłam i pobiegłam za nim.
-Jest tu za głośno - usłyszałam jego głos przebijający się przez muzykę.
Dogoniłam go i poszłam tam dokąd chciał. Zeszliśmy po małych schodach na plażę. Moje buty od razu zapadły się w piasku.
-Zaczekaj! - krzyknęłam bo nie chciałam zostać w tyle.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie. Podniosłam nogę i zdjęłam z niej szpilkę. Drugiej też się pozbyłam. Nie sądziłam, że wpadnie na to, żeby pójść na plażę.
-Już - powiedziałam gdy byłam gotowa by iść dalej.
Trzymałam w jednej ręce buty, a w drugiej lizaka. Powoli go oblizywałam nie chcąc zmarnować tak słodkiego podarunku.
Włożył ręce do kieszeni spodni sprawiając, że wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie niż wcześniej. Zachowywał się inaczej. Nie wiedziałam co się z nim dzieje.
Szliśmy obok siebie. Zerkałam na jego twarz choć on ani razu nie spojrzał na mnie. Chciałam wiedzieć o czym myśli, ale jedyne co mi pozostało to patrzenie na to jak koszula opiewa każdy z jego mięśni. Sam ten widok sprawiał, że zrobiło mi się gorąco. Oblizałam usta chowając się za smakiem lizaka, który prawie już zniknął.
-Możemy tu usiąść? - zapytał delikatnym głosem.
Zatrzymaliśmy się kilka metrów od wody. Fale uderzały o piasek. Wiedziałam, że może się to skończyć katastrofą bo piasek dostanie się wszędzie. Jednak mimo to usiadłam.
-Coś się stało? - zapytałam będąc zaniepokojona jego zachowaniem.
Obsunęłam dół sukienki jak najniżej żeby zakryć jak największą część ud. Była teraz krótsza niż wcześniej. Cóż nie przewidziałam tego.
-Chciałem tylko pogadać.. - oznajmił głosem, który totalnie mnie hipnotyzował.
Jego spojrzenie spoczęło na mnie. Czułam jakby wyciągał moją duszę. Niespokojnie trzymałam sukienkę czekając, aż powie o czym.
-Kim dla mnie jesteś? - zmierzył mnie wzrokiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top