24

-Dzięki za podwózkę - powiedziałam do mojego ulubionego kierowcy zanim wysiadłam.

Szybko przeszłam przez ulicę i znalazłam się na drodze prowadzącej do mojej pracy. Czułam się trochę samotnie bo wiedziałam, że Naemin nie pojawi się dzisiaj. Dostała trzy dni wolnego, które postanowiła wykorzystać na relaks. Dzisiaj byłam skazana na męczarnie zwane nudną.

Patrzyłam na płatki wiśni, które przykleiły się do podłoża. Nie był to zbyt entuzjastyczny widok. Zaraz wszystkie opadną i znowu będzie tu szaro i brzydko. Lubiłam gdy wokół było kolorowo, ale wiosna nie trwała wiecznie. Musiałam się przygotować na zniknięcie biało-różowych kwiatów.

Weszłam do dużego budynku i stanęłam w windzie. Czułam jak w jednej sekundzie na moje ramiona spada ciężar. To miejsce przypomniało mi o tym co się wczoraj wydarzyło. Nie podobało mi się to, że byłam jego podwładną. Jednak na chwilę obecną nie miałam innego rozwiązania. Musiałam to przeboleć.

Nie było nawet mowy o tym żebym mu uległa. Miałam w sobie trochę dumy, a on myślał o sobie zbyt wysoko. Poza tym jak mógł zrobić to swojemu bratu? Jak można być tak bez uczuciową osobą? Zastanawiało mnie, czy on kiedykolwiek patrzył na Jimina i na to co on czuje.

Przez jego sposób myślenia i działania  odczuwałam, że był o niego zazdrosny. Patrzył na niego z góry i zachowywał się po chamsku. Chciał mu wszystko odebrać, chociaż za wiele nie miał.

Westchnęłam gdy winda stanęła i z niej wysiadłam. Poszłam w kierunku szklanych drzwi, które mijałam każdego dnia.

Ominęłam wszystkich współpracowników bo nie byłam w nastroju na pogawędki. Po prostu od razu zaszyłam się w swoim kątku. Jednak gdy tylko do niego doszłam, zauważyłam, że brakowało tu moich rzeczy.

Na biurku był tylko komputer, dalej drukarka. Nie było żadnych moich notatek. Tablica była pusta. Nawet mój kubek z długopisami gdzieś zniknął.

Spojrzałam na kartkę, która leżała białą stroną do mnie. Podniosłam ją żeby przeczytać. To na pewno było moje stanowisko.

-Zwolnił mnie - powiedziałam do siebie i przygryzłam wargę.

Patrzyłam na kartkę papieru zastanawiając się co zrobić dalej. Układałam sobie w głowie plan. Nie byłam tym zaskoczona. Można powiedzieć, że tego oczekiwałam. Jednak coś we mnie wierzyło, że nie zniży się do tak niskiego poziomu.

A jednak był lamusem.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Zamlaskałam.

-Nie myśl, że to takie łatwe - powiedziałam pod nosem.

Ruszyłam w kierunku jego gabinetu. Wyraźnie mnie nie doceniał. Nie pójdę stąd dopóki nie powiem mu kilku słów. Niech go dręczą po nocach. To jakiś świr. Moja dobra wola milczenia się skończyła.

-Jihyun jest—

Chciałam zapytać sekretarki, ale weszła mi w zdanie.

-Nie pozwolił mi cię wpuszczać - oznajmiła na co ja przewróciłam oczami.

Co za tchórz. Boi się konfrontacji ze swoim pracownikiem. Zaśmiałam się pod nosem, unosząc z politowaniem kąciki ust.

-Tobie może dawać rozkazy, ale nie mi - warknęłam.

Nic mnie nie powstrzyma i nie mam zamiaru od tak sobie pójść. Popchnęłam ją, by mi się odsunęła od drzwi. Wtargnęłam do środka. Poszła w moje ślady próbując mnie zatrzymać.

Spojrzałam na niego, a on na mnie. Wiedział, że tu przyjdę. Wstał z wygodnego fotela zupełnie jakby to wymagało wielkiego wysiłku.

-Lila musisz wyjść - złapała mnie za rękę - Przepraszam, nie mogłam jej zatrzymać - odezwała się do niego.

-Zostaw nas samych - kazał jej wyjść.

Włożył ręce do kieszeni spodni i powolnym krokiem do mnie podszedł. Co za tupet.

-Co to jest? - wepchałam mu dokument przed nos żeby mógł mu się przyjrzeć.

-A co, nie umiesz czytać? - był wyraźnie z siebie zadowolony.

-To twój sposób na odegranie się? Bo cię odrzuciłam? - zabrałam kartkę sprzed jego nosa - Ile ty masz lat? - zapytałam retorycznie. Był pyskaty.

-Nie odrzuciłaś mnie. Po prostu nie zrozumiałaś stawki - przygryzł wargę - nie mamy o czym rozmawiać.

-Aż tak niską masz swoją wartość? - spytałam się go z widocznym rozbawieniem i kpiną.

Nie odpowiedział mi, ale mogłam zauważyć, jak na jego szyi pojawiły się żyłki, przez zdenerwowanie. Patrzyliśmy się na siebie intensywnie. Wiedział, że zalazł mi za skórę.

-Więc jaki był powód? - chciałam żeby się wytłumaczył. Jednak nie dawałam po sobie poznać, chęci mordu na nim.

Pokręcił głową, śmiejąc mi się w twarz.

-W tej kwestii kontaktuj się z moją sekretarką - chciał mnie spławić.

Zacisnęłam rękę w pięść. Był denerwujący.

-Nie będzie w stanie wyjaśnić mi twoich głupich decyzji - odparłam - Chyba, że ją zmusiłeś w taki sam sposób jak chciałeś ze mną zrobić - dodałam niewinnym głosem.

Postawił jeden krok do przodu, zmniejszając przestrzeń między nami. Pochylił głowę.

-Jeśli czegoś ode mnie chcesz jest tylko jedna droga - powiedział niskim głosem.

Proponuję mi łóżko?

Nie mogłam uwierzyć w jego pewność siebie.

-Ta droga jest zarezerwowana tylko dla jednej osoby i to na pewno nie ty - powiedziałam pewnym głosem.

Podniósł brew. Zbyt dobrze się bawił, a mnie to zaczynało irytować.

-Co jeśli go stracisz? - kącik jego ust podniósł się formując uśmieszek - Wtedy będziesz mnie błagała żebym choć spojrzał na ciebie - mówił przyciszonym, ale intensywnym głosem.

-Możesz o tym pomarzyć - posłałam mu ostre spojrzenie, zanim odwróciłam się na pięcie i poszłam w przeciwnym kierunku.

-Nie zgrywaj niedostępnej. Tylko dla mnie jesteś taka oschła. Inni ci nie przeszkadzali - usłyszałam za sobą.

Stanęłam przed wyjściem. On naprawdę myślał, że ma jakąś szanse. Obejrzałam się do tyłu.

-Nawet jakbyś był ostatnim facetem na ziemi to nigdy bym na ciebie nie spojrzała. Nie dorównujesz mu do pięt, a twoje zagrania są na poziome dziecka pięcioletniego. Możesz pozostać w swoich nierealnych marzeniach, bo ja nigdy ci się nie oddam - powiedziałam z determinacją.

Zagryzł swoja dolną wargę, nie spodziewając się takich słów w jego stronę. Naruszyłam jego ego i dobrze o tym wiedziałam, ale nawet przez chwilę nie miałam wyrzutów sumienia.

Co za żałosny widok.

-A i jeszcze coś - mruknęłam niewinnym głosem - Inni nie są takimi świniami jak ty - odparłam i stamtąd wyszłam.

Musiał oszaleć. Zaczął to robić dopiero po tym jak dowiedział się, że coś mnie łączy z Jiminem. Wcześniej nawet nie zwracał na mnie uwagi.

Podirytowana zeszłam do wyjścia. To był ostatni raz gdy postawiłam tu moją nogę. Teraz miałam inne, ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Udowodnię, że to on za wszystkim stoi. Zapłaci za wszystko. I nie spocznę póki nie zniszczę go i jego pieprzonego bogatego życia.

Wybrałam numer kierowcy.

-Gdzie jesteś? - nie chciałam tracić czasu. Byłam zbyt zdeterminowana.

-W tym samym miejscu co wcześniej. Jeszcze nie odjechałem - oznajmił.

-Zaraz tam będę - przyspieszyłam kroku i schowałam telefon.

Czułam w sobie energię, która popychała mnie na przód. Musiałam wyciągnąć stamtąd Jimina. Znaleźć jakiś sposób. Miałam nadzieję, że Hyunso coś wymyśli i jakoś mi pomoże.

Wsiadłam w pośpiechu do żółtej taksówki.

-Do przychodni - od razu wskazałam kierunek. Wyjrzałam przez okno wciąż czując w sobie złość.

-Nie miałaś być teraz w pracy? - był ciekawski.

-Wylali mnie - patrzyłam na przechodniów, których mijaliśmy.

-Co? - był zaskoczony - Tak od razu? Pracowałaś tam od dłuższego czasu..

-I tak się tam dusiłam - weszłam mu w zdanie - jedźmy szybciej.

Przyspieszył na moje słowa. Zauważył to, że nie byłam zbyt dobrym stanie. Wyczuł, że nie miałam ani ochoty ani nastroju na jakiekolwiek rozmowy. Zamilkł aż do końca podróży, a ja mogłam odetchnąć. Moje myśli i tak błądziły w innym kierunku.

W końcu byłam wolna.

Wysiadłam z auta gdy tylko się zatrzymało. Weszłam do budynku, w którym było kilka ludzi. Był teraz na swojej zmianie i miał pacjentów. Stanęłam z boku nie chcąc rzucać się w oczy.

Zaczekałam aż osoba, która była w środku gabinetu wyjdzie. Wtedy wepchałam się do środka. Zamknęłam za sobą drzwi żeby nikt za mną nie wszedł. Miałam gdzieś to, że jego pacjenci mogli czekać. To było ważniejsze od nich.

Siedział przy biurku w swoim białym fartuchu. Nie zauważył, że weszłam. Od razu do niego podeszłam.

-Musisz mi pomóc - usiadłam przed nim na co podniósł wzrok z nad jakiś dokumentów.

-Nie miałaś przyjść trochę później? - spojrzał na mnie w zaskoczeniu. 

Nie spodziewał się mnie o tak wczesnej godzinie. W dodatku wepchałam się w kolejkę. Odłożył wszystko na bok, skupiając swoja uwagę na mnie.

-Tak miało być, ale wszystko się zmieniło. Musisz coś zobaczyć - sięgnęłam ręką do torebki i wyciągnęłam chusteczkę.

Podałam mu ją do ręki. Rozwinął ją i zajrzał do tego co było w środku.

-Powiedz mi co to jest - siedziałam jak na szpilkach.

Wziął do ręki kilka liści. Dotykał je palcami, rozcierał. Co jakiś czas przykładał bliższej nosa, jednak szybko odsuwał, krzywiąc się na zapach. Przyglądałam się mu uważnie, gdy on myślał nad tym co trzyma.

-Skąd to masz? - spytał się mnie ze słyszaną nutą niepokoju.

-Znalazłam to w pokoju Jimina - wyjaśniłam szybko, co jakiś czas stukając paznokciami o biurko.

Przytaknął mi.

Nastała cisza na dobre kilka minut. Denerwowałam się  i coraz bardziej niepokoiłam. Miałam co do tego złe przeczucia.

-Podpalili je na noc - dodałam.

Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Był bardzo poważny, wręcz przestraszony.

-Więc wiesz co to jest? - spytałam się go ostrożnie.

Czułam jak coraz wolniej oddycham przez napiętą atmosferę.

-To trucizna.

Wytrzeszczyłam oczy. Panika narodziła się wewnątrz mnie. To były ułamki sekund gdy wstałam.

-Tak właściwie najlepiej byłoby dorzucić ją do pokarmu jeśli chcemy kogoś otruć, ale enzymy—

Wybiegłam nie oglądając się za siebie. Musiałam go uratować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top