20

-Hyunso jest u siebie? - zapytałam napakowanego gangstera, który mnie tutaj zabrał. Stałam przed wysokim starym blokiem. Zależało mi na rozmowie.

-Jest z tyłu - Odparł, nawet na mnie nie patrząc.

Nie ruszył się ani na krok. Uniósł jedynie rękę i wskazał na wąskie przejście prowadzące gdzieś na tył budynku. Po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Przez jego ciemne okulary, nie byłam w stanie stwierdzić, że mężczyzna spogląda. Wzruszyłam ramionami. Nie to teraz było najważniejsze.

Poszłam tam czując niepokój. Nie lubiłam takich miejsc. Wszędzie było ciemno. Uliczka była bardzo wąska i przerażająca. Przypominała te typowe miejsca, gdzie w horrorach zawsze ktoś za ofiarą szedł, by w takim miejscu jak to zaatakować ją. Zadrżałam na to wyobrażenie. Zawsze moje myśli w najmniej odpowiednim momencie kierują mnie w złą stronę. Ale mimo tego nie miałam zamiaru zawracać i rezygnować. Nadal miałam mu dużo do powiedzenia. Zresztą, miałam być u niego co tydzień. Byłam pewna, że ucieszy się z dobrych wiadomości.

Zatrzymałam się na skraju budynku. Przede mną pojawiła się spora przestrzeń, której się nie spodziewałam. Nie było to nic wielkiego. Wylany beton, jakieś śmieci walały się wokół, a pod bokiem stała stara kanapa, która zapewne mokła przy każdym deszczu. Była strasznie zniszczona.

-Dzień dobry - zbliżyłam się do niego.

Stał do mnie tyłem, ale gdy tylko się odwrócił uśmiechnęłam się szeroko. Co nie zostało w żaden sposób odwzajemnione. Spoglądał na mnie, głaszcząc futrzanego towarzysza po grzbiecie.

-O mój Boże co za słodziak - pisnęłam na widok małego kociaka, który był na jego rękach - Mogę go potrzymać? - od razu zapytałam. To była najsłodsza rzecz jaką widziałam.

Wystawił do mnie ręce wraz z kociakiem. Wzięłam go od niego, w zamian wręczyłam mu teczkę. Spojrzał na nią będąc ciekawym co mu przyniosłam, ale ja nie mogłam odwrócić wzroku od malucha. Mężczyzna czekał na jakieś wyjaśnienia na to co mu wręczyłam. Ale ja tak delikatnie mówiąc olałam go, na rzecz słodziutkiego kotka.

-Kto jest najsłodszym kociakiem na ziemi? - zapytałam piskliwym głosem. Jego małe oczka sprawiały, że chciałam go tylko przytulać - Ty, oczywiście, że ty!

Trzymałam go mocno żeby mi nie uciekł. Jego sierść była mięciutka, a małe łapki miały już pazurki. Głaskałam go bez końca. Jego futerko było śnieżnobiałe, z małymi łatkami szarego. Było bardzo puszyste. Bystre oczka zwierzaka, spoglądały na mnie, gdy cicho mruczał na moich rękach.

-Co to jest? - spytał się jeszcze raz i otworzył to co mu przyniosłam.

-To dokumentacja zdrowotna Jimina - wyjaśniłam - Jest cała sfałszowana - dodałam bez ogródek.

Skinął głową i ją zamknął. Nawet nie zaglądał do środka. Jakby ufał, że wszystko co mu powiem to prawda.

-Skąd ją masz? - spytał się lekko uniesionym głosem.

-Potrzebowałam jej, więc zabrałam z willi - wzruszyłam ramionami.

Jednak przez jego przeszywający wzrok czułam, że powinnam wyjaśnić mu wszystko od początku, a nie tak od środka sprawy. Skoro jako jedyny się nim interesował i przejawiał troskę, to uważałam, że powinien wiedzieć co odkryłam. Miałam nadzieję, że może powie mi kogo mogła być to sprawka i coś z tym spróbuje zrobić. Przecież Jimin to jego rodzina. Uważałam, że powinien on wiedzieć o tym.

-Opowiesz mi wszystko, ale najpierw twoja zapłata - powiedział, nie dając mi odpowiedzieć mi na jego pytanie.

Skinął głową, a zza moich pleców wyszedł jeden z gangsterów. Podał kopertę najpierw dla staruszka. Otworzył ją i na szybko przeliczył czy kwota się zgadzała. Po czym wręczył ją w moje ręce. Dość szybko mi płacił.

Zabrałam ją bez wahania i schowałam do mojej małej, poręcznej torebki. Zawsze się przydaje.

-Teraz powiedz, co z nimi zrobiłaś i do czego były ci potrzebne - powiedział poważnym głosem.

Podrapałam kociaka po brzuchu. W odpowiedzi zaczął gryźć moje palce. Siłowałam się z nim, w międzyczasie układając w głowie to co chciałam mu przekazać.

-Jimin przez ten cały czas nie zażywał żadnych tabletek. Przypadkiem to odkryłam - zabrałam ręce od kociaka - Udało mi się zaciągnąć go do znajomego lekarza. Zbadał go, a badania wyszły kompletnie inaczej niż w jego dokumentacji - zaczęłam.

Widziałam jak jego oczy błysnęły. Zniecierpliwiony czekał aż zdradzę mu resztę. Ja również czułam ekscytacje. Byłam ciekawa co mężczyzna zrobi, gdy wszystko mu powiem.

-Jimin nie jest chory na demencje, tylko ma amnezje, ale z tego da się wyjść. Będzie on żył - przygryzłam wargę.

Z jego oczu wytrysnęła fala łez. Zakrył usta w niedowierzaniu, a jego wzrok przeskakiwał na prawo i lewo. Wyglądał jakby usłyszał najpiękniejszą piosenkę, poruszającą jego serce. Jego oczy wyrażały niedowierzanie i nadzieję. Błyszczały tak jak oczy Jimina.

-Mówisz prawdę? - był zadziwiony ale zarazem i podekscytowany - Mój wnuk wyzdrowieje?

Skinęłam głową na co on uśmiechnął się szeroko.

-Dołóż jeszcze dwa pliki! - krzyknął do gangstera, który od razu poszedł po pieniądze.

HA ja to wiem jak robić interesy. W takim tempie to będę milionerką.

-Powiedział, że nie jest pewny co wywołało w nim ten stan, ale może być to jakieś drastyczne wydarzenie tak samo jak może to być wina urazu głowy, który ma od lat. Nic nie wiem na ten temat, a Jimin wątpię by mi powiedział - oczekiwałam, że mógł coś wiedzieć i mi o tym powie. W końcu oboje wymienialiśmy się sekretami.

-Wiem skąd ma ten uraz głowy, ale to niemożliwe żeby to on był powodem jego stanu. To się stało gdy był dzieckiem - trochę się zdenerwował na to wspomnienie. Otarł ręką mokrą twarz.

Dwa pliki banknotów pojawiły się przede mną. Spojrzałam na mięśniaka. Nie miałam już wolnego miejsca. Przytuliłam ostatni raz kociaka i odłożyłam go na ziemię. Uciekł z zadartym ogonem w przeciwnym kierunku. Po czym ułożył się na skrawku swojego wyścielonego miejsca.

Wzięłam dwa pliki banknotów. Schowałam je do torebki, nie licząc nawet ile tam jest pieniędzy.

-Do głowy przychodzi mi tylko myśl o tym, że ktoś może go krzywdzić. Dlatego ciągle zapomina - westchnęłam - ale nie znalazłam żadnych śladów. Jest czysty. Nie ma ani jednego siniaka.

-Przyjrzę się temu - brzmiał na zdeterminowanego - A ty informuj mnie jeśli dowiesz się czegoś więcej. Jestem Ci bardzo wdzięczny - spojrzał mi w oczy. Mogłam wyczytać z nich, że był bardzo poruszony, ale jednocześnie trochę wkurzony.

-Jest jeszcze coś - odwróciłam wzrok bo czułam jakby wysysał mi duszę - Jimin znalazł pistolet w biurze Jihyuna.

-Jego biurze? - powtórzył za mną - I co z nim się stało? Zabrałaś go? - jego głos zadrżał w przerażeniu, że jego wnuk mógł sobie coś przez to zrobić.

Zaprzeczyłam głową. Nie miałabym odwagi żeby to zrobić.

-Odłożyłam go na miejsce - przyznałam.

-Nie dobrze, lepiej było go wziąć - przejął się - Musisz zachować teraz większą ostrożność i mieć oko na Jimina. Nie zostawiaj go samego. Ja zajmę się resztą - ostrzegł mnie pewnym, ale i poirytowanym głosem.

Potwierdziłam głową. Atmosfera zrobiła intensywna, a po mojej ręce przeszedł prąd. Po samej jego reakcji, wiedziałam, że jest w niebezpieczeństwie. Każdy mi powtarzał to samo. Ale mnie to tylko bardziej utwierdzało, że Jimin mnie naprawdę potrzebuje.

-A co z wami? - westchnął rozluźniając się - wyznał Ci swoje uczucia? Dogadujecie się?

Skinęłam nieśmiało głową.

Dogadywaliśmy się, nawet lepiej niż dobrze.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top