2
-Wychodzę!!!!
Krzyczałam już kolejny raz. Chciałam jedynie żeby zwróciła na mnie uwagę, żeby tu przyszła i powiedziała "Miłego dnia".
-MAMO WYCHODZĘ!!
Nie odpowiadała mi. Oparłam się czołem o drzwi. Czy było to aż tak trudne? Nienawidziłam być ignorowana. To było naprawdę wkurzające.
-MAMO - powtórzyłam z załamaniem w głosie.
-Miłego dnia - powiedziała z kuchni. Bez zwracania na mnie uwagi i zadawania żadnych pytań.
Oderwałam głowę od drzwi i się uśmiechnęłam.
-Tobie też, kocham cię!! - otworzyłam z rozmachem drzwi i wyszłam zadowolona.
Zauważyłam faceta w windzie, akurat zatrzymała się na tym piętrze. Spojrzał na mnie z paniką wymalowaną na twarzy. Podniosłam głowę wyżej.
-Proszę Pana, proszę zatrzymać windę! - machnęłam do niego ręką.
Widziałam jak natarczywie klikał zamykanie drzwi, ale nadal były otwarte. Machając torebką na prawo i lewo wbiegłam do środka zdążając na czas.
-Dzięki - uśmiechnęłam się do niego, gdy on patrzył się na mnie dużymi oczami.
Przylgnęłam do lustrzanej ściany windy. Dotknęłam ją palcem. Po prostu widziałam jego wzrok na mnie. Odsunęłam suwak torebki i wyciągnęłam czerwoną szminkę. Wysunęłam jej wierzch i przyłożyłam do ust.
Gapił się na mnie perfidnie.
Nałożyłam kolor na usta i cmoknęłam kilka razy, żeby go podrażnić. Gwałtowanie odwróciłam się do niego i oparłam rękami o zimne lustro. Ugięłam nogi i przekrzywiłam głowę. Mierzyłam go wzrokiem trzepocząc przy tym rzęsami.
-Ładnie? - wystawiłam czubek języka.
Speszył się i uciekł oczami do drzwi. Mogłam przysiąść, że się zarumienił.
-Yhm.. Tak ładnie - mruknął zawstydzony, chrząkając na boku.
Drzwi otworzyły się, a on czym prędzej wyszedł. Zupełnie jakby zobaczył zjawę. Widziałam jak co chwilę oglądał się za siebie upewniając się czy przypadkiem za nim nie idę. Dokładnie to zrobiłam. Gdy to zobaczył, zaczął uciekać gubiąc za sobą czapkę, którą przypadkiem kopnęłam. Miałam niezły ubaw. Ludzie byli śmieszni, a ja uwielbiałam doprowadzać ich do szaleństwa.
Wsiadłam do taksówki, która już na mnie czekała i podałam banknoty dla kierowcy. Dobrze wiedział dokąd jadę w końcu zawsze podrzucał mnie do pracy. Spojrzałam w przednie lusterko zauważając tam czarne okulary na nosie starego brzuchacza.
-Przytyło ci się co? - oparłam się wygodnie rękami pomiędzy dwoma siedzeniami i pochyliłam głowę do przodu.
Wyjrzał przez boczne okno na moment i znowu wrócił do patrzenia na drogę.
-Kebaba jadłem, mam jeszcze jednego. Mogę Ci odsprzedać - uciekł od mojej zaczepki.
Pokręciłam głową i nadęłam usta. Wyglądał ohydnie. Nie miałam ochoty go ani dotykać, ani próbować.
-Jak zarobki? Idzie ten biznes? - pytałam, żeby zapełnić trochę czas i zmienić temat - może i ja zmienię profesje - rzuciłam sarkazmem z sympatii do niego.
-Dlaczego właśnie ty mówisz mi o zarobkach? - westchnął ciężko - syn chce motor na urodziny.
Zrobiłam dzióbek z ust. To była dość trudna sytuacja. Nie wyglądał na takiego, który by miał taki hajs w portfelu. Tak właściwie nigdy nadto nie interesowałam się jego życiem prywatnym, samo tak wyszło. Trochę szkoda mi się go zrobiło.
-Dasz radę - poklepałam go po ramieniu dodając mu otuchy. Za szybą zobaczyłam znajomą okolicę, poklepałam go jeszcze raz - o o o o zatrzymaj się tu!
Cofnęłam się do drzwi i chwyciłam za klamkę. Gdy tylko się zatrzymał wyskoczyłam na chodnik. Machnęłam mu ręka, żeby jechał i odetchnęłam. Świeże powietrze dobrze na mnie działało.
Zielone liście wciskały się w moje spojówki. Popatrzyłam czy nic nie jedzie i czym prędzej przebiegłam na drugą stronę ulicy. Moje obcasy zaczęły stukać po twardym betonie gdy szłam naprzód. Wyciągnęłam aparat z pokrowca powieszonego na szyi. Włączyłam go i zaczęłam szukać czegoś dobrego.
-Nie, jeszcze nie tutaj - powiedziałam do siebie widząc niezbyt ładne miejsce na zrobienie zdjęcia.
Czym dalej szłam tym dłużej stukałam. Tak właściwie nie wiedziałam co chciałam uchwycić. Zawsze gdy zabierałam ze sobą aparat szukałam pełnego kolorów miejsca lub czegoś ładnego. Lubiłam fotografować naturę.
Mały zbiornik wodny był okrążony ławkami. Zielone rośliny rosły na skraju wody. Ich światło było odcięte przez rozłożyste gałęzie dużego drzewa. W zbiorniku było kilka kaczek, które w spokoju pływały. Widok był naprawę piękny, ale ja chciałam uchwycić coś więcej, wycisnąć tyle ile się da z tego miejsca.
Zatrzymałam się i wycelowałam aparatem. Ręce poruszały się minimalnie, gdy moje ciało zastygło. Mój palec drgał, gdy ja nie chciałam żadnych wstrząsów na zdjęciu.
-Mam to - mruknęłam do siebie z satysfakcją.
Byłam zadowolona, że znalazłam coś dobrego, ale to nie było wszystko. To nie było tak dobre, chciałam uchwycić coś lepszego. Miałam o wiele większe oczekiwania. Westchnęłam zawiedziona, puszczając aparat i pozwalając mu zwisać na mojej szyi. Z grymasem na twarzy rozejrzałam się dookoła.
Postukałam obcasami dalej poszukując perfekcji. Do mojej głowy wpadł dziwny impuls. Zatrzymałam się i spojrzałam pod nogi. Był mały ślad na betonie po wczorajszej kawie.
-Och.. zapomniałam ją uprać - uderzyłam się po twarzy na myśl o zniszczonej koszuli - Czemu, czemu zapomniałam? - karciłam siebie.
Długie końcówki brązowych włosów uderzyły mnie po twarzy przez mocny wiatr. Palcami zaczęłam je wyciągać z ust.
-Blee - zakryłam usta ręką, żeby się nie porzygać.
Ale wtedy coś mnie olśniło. Anioł pojawił się przed moimi oczami.
-Nie ruszaj się - szepnęłam.
Na palcach zaczęłam skradać się do mojej ofiary. Stał pod pniem tej samej wiśni, która zakwitła jeszcze wczoraj. Podeszłam jak najbliżej, ale tak żeby go nie spłoszyć. Wycelowałam aparatem i zrobiłam zdjęcie, gdy nie patrzył.
-Ładnie - szepnęłam - ale możesz być ładniejszy - przygryzłam wargę, wciąż szukając w nim doskonałości.
Stanęłam trochę bardziej z boku i ustawiłam aparat pod lepszym kątem. Uklęknęłam delikatnie na jedno kolano, by zniżyć swoje ciało, tak by słońce padało pod lepszym kontem, a kwiaty pozwoliły mu się dostać do jego twarzy. Teraz mogłam uchwycić i jego i światło. Zrobiłam zdjęcie jedno, drugie i jeszcze kilka na zapas.
Aparat idealnie uchwycił jego boczny profil. Wzrok skierowany ku górze, jakby głęboko nad czymś się zastanawiał. Wyglądał jak muzyk, szukający pomiędzy chmurami swojej muzy, inspiracji i natchnienia.
Zadowolona zaczęłam oglądać arcydzieła, które powstały. To było to czego szukałam od samego początku!
-Boże jak można być tak pięknym? - westchnęłam ubolewając. Podniosłam wzrok jeszcze raz na blondyna.
Musiałam jeszcze z nim to omówić. Zamierzałam użyć najlepszych argumentów jakie miałam. Potrzebowałam tych zdjęć, bardzo. Były zbyt piękne żeby nie były wykorzystane.
Schowałam aparat i ruszyłam pewnym krokiem.
-Proszę Pana czy mogłabym—
Chłopak odwrócił się, a moje nogi pod jego spojrzeniem jak na zemstę splątały się.
-AAAA!
Wpadłam prosto na niego. Jednak miał silne ręce i mnie udźwignął. Moja twarz zbadała wszystkie jego mięśnie w ciągu sekundy. Chwyciłam się jego niebieskiej koszuli i wstałam na nogi. Boże jaki wstyd! Jak ja go teraz przekonam?
-Przepraszam, ja chciałam tylko zapytać o —
Znowu zamilkłam. Jego maślane oczy znowu się na mnie patrzyły. Wiatr kolejny raz zawiał mocniej i rozwiał nasze włosy. Płatki wiśni przeleciały obok nas, wijąc się po ciemnym betonie i w końcu natrafiając na zieloną trawę. Nie mogłam sobie tego lepiej wyobrazić. Czułam jakby moja nieistniejąca wróżka chrzestna użyła jakiejś magii i znowu skrzyżowała nasze drogi w tak pięknej chwili.
Puściłam jego koszulę, a zamiast tego złapałam za jego ręce. Najpierw umiejscowiłam jedną na moich plecach, a zaraz po tym drugą. Było idealnie. Obwiesiłam ramiona na jego szyi i uśmiechnęłam się jak mysz do sera.
-Pocałuj mnie - powiedziałam melodyjnym głosem, będąc zaczarowana tym momentem.
Patrzyłam w jego piękne oczy, które błyszczały jak diamenty. Brązowe Irysy, które mnie hipnotyzowały swoim odcieniem. Porcelanowa powłoka, tak krucha i łatwa do zbicia zagnieżdżona w jego oczach. Błyszcząca jak tafla wody na środku ogromnego oceanu. Odbijała kolory, które mieszały się z czekoladą i sprawiały, że moje usta zrobiły się mokre na samą myśl o tej słodkiej chwili.
Nie poruszał nimi nawet na milimetr, chcąc tak bardzo przejąć na własność każdy zakamarek mojego umysłu. Przyciągał mnie coraz bardziej do siebie przez sam swój wygląd. Otworzyłam usta, ciężko oddychając. Moje włosy opadły w dół, gdy podniosłam głowę wyżej i stanęłam na palcach. Czekałam na ten moment, coraz bardziej się denerwując gdy nie nadchodził.
-Jesteś nieśmiały? - spytałam się go, nawet nie zastanawiając się na tym co mówię. Zbyt bardzo chciałam spróbować jego ust.
Cisza sprawiała, że czułam iż powinnam przejąć inicjatywę. Sekundy mijały jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Uznałam, że to nie będzie nic złego jeśli będę robić to co będę chciała. Przybliżyłam się do niego jeszcze bardziej i powoli zmniejszałam odległość dzielącą nas.
Jego usta wydawały się być gotowe na przyjęcie pocałunku. Były takie pulchne i delikatne. Skupiłam swoją całą uwagę na nich. Ich intensywny malinowy kolor zachęcał do skosztowania ich i sprawdzenia czy mogą smakować jak dojrzałe, słodkie maliny. Skupiłam swoją całą uwagę na nich. Nie obchodziło mnie to co się dzieje dookoła mnie. Chciałam zdobyć to, co mi się tak bardzo podobało. Nikt nigdy mi nie odmawiał.
Jego oddech na mojej twarzy, sprawiał że nie mogłam się opanować. Był jak paliwo do mojej turbiny, zachęcające mnie do kontynuowania. Pachnął jak najlepszy lizak na świecie, którego chciałam skosztować za wszelką cenę, a jego różowe policzki były gotowe do schrupania.
-Lila? Co ty tutaj robisz!?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top