15

-W końcu odebrałeś! - ucieszyłam się bo bardzo mi na tym zależało.

-Kto mówi? - mężczyzna miał bardzo zmęczony głos, ale zamierzałam wybudzić go z tej śpiączki.

-Już zapomniałeś o moim istnieniu, kujonie? - prychnęłam.

-Krejzolka Lila - odparł rozbawiony.

Uśmiechnęłam się na jego stwierdzenie. Był moim przyjacielem z lat szkolnych. Zawsze był zabawny chociaż się nie wysilał. Nie wiedziałam jak to robił, ale w każdej sytuacji potrafił mnie rozbawić. To był jego jeden z wielu atutów.

-Potrzebuję twojej pomocy - przeszłam do rzeczy. Nie miałam czasu na pogawędki bo byłam w pracy.

-Niczego innego bym się nie spodziewał - przekładał coś rękami - mów.

-Musisz przepisać mi leki na demencję - powiedziałam wprost.

-Jesteś chora? - był zdziwiony moją prośbą.

-Nie, to nie dla mnie tylko dla mojego chłopaka - powiedziałam bez zastanowienia, pewnym głosem.

Przygryzłam wargę na słowo chłopak. To brzmiało tak fajnie. Podobało mi się to sformułowanie. Chyba zacznę go częściej używać.

-W co ty się znowu wpakowałaś? - spytał się mnie z westchnięciem.

-W nic, wiem co robię - nie chciałam go zagłębiać w całą tajemnicę tego związku.

-Zawsze to mówisz i zawsze ktoś musi wyciągać cię z opresji. Gdzie jest Naemin? Wie o tym? - słyszałam jak nie był przekonany do mojego pomysłu, szczególnie gdy wspomniał o Naemin. To nie wróżyło nic dobrego.

-Oboje zachowujecie się tak samo. Pasowalibyście do siebie. Może stwórzcie parę i żyjcie na poprawianiu moich błędów. To świetnie wam wychodzi - powiedziałam z nadętym nosem - To co z tymi lekami, załatwisz to?

-Musisz mi dostarczyć jakąś dokumentację, albo bezpośrednio pacjenta żebym wiedział co przepisać. Najłatwiej będzie go zbadać - w końcu poddał się, wiedząc, że i tak bym to załatwiła, nawet bez jego pomocy.

Skinęłam głową chociaż tego nie widział.

-Większość dokumentów zapewne ma lekarz, który zwykle go leczy, ale niektóre kopie może mieć w domu. Poszukaj ich i mi je dostarcz - mówił profesjonalnie.

-Okej, dam ci znać gdy je zdobędę. Gdzie mam Ci je dostarczyć? - mruknęłam usatysfakcjonowana.

-To prywatna przychodnia na przedmieściach, wyślę Ci adres.

-Dorobiłeś się własnego gabinetu lekarskiego? - uśmiechnęłam się pod nosem.

-Możesz się nabijać ile chcesz, ale od czegoś trzeba zacząć - powiedział obrażonym głosem.

-Chciałam Ci pogratulować - zaśmiałam się - do zobaczenia.

Odetchnęłam z ulgą. To nie była moja sprawa co działo się w domu Jimina, ale wciąż coś sprawiało, że nie mogłam się powstrzymać. Może branie leków w tym stanie nie miało już żadnego znaczenia. Jednak chciałam mieć lżej na duszy. Nie chciałam mieć później poczucia winny, że nie zrobiłam czegoś co mogłam zrobić.

Nim mogłam zająć się czymś innym, zadzwonił telefon służbowy. Od razu podniosłam słuchawkę. To nie zdarzało się zbyt często.

-Szef chce cię u siebie widzieć - usłyszałam głos sekretarki.

Przełknęłam ślinę. Co jeśli ma to związek z wczorajszym zdarzeniem? To był przypadek.

-Wspominał dlaczego? - spytałam się trochę przestraszona.

-Nie, ale się pośpiesz. Jest zdenerwowany - odparła, rozłączając się.

Odłożyłam słuchawkę i wstałam. Nie może mnie wyrzucić bez żadnego powodu, prawda? Mam jakieś prawa. Przygryzłam wargę i poszłam w kierunku windy.

Wczoraj dobrze to przyjął. Może zgrywał tylko pozory? Niespokojnie gryzłam wargę do tego stopnia, że zaczęła krwawić.

-Kurwa - przeklęłam pod nosem bo strasznie piekło.

Gapiłam się na własne odbicie będąc już w windzie. Może jednak chodziło o coś innego? Chciałam być pozytywna. Nadal nikt nie awansował i odciągało się to powoli w czasie.

Właściwe mógłby mi pogratulować osiągnięć i nagrodzić. Nie byłabym o to zła.

Minęłam pokój sekretarki i zapukałam do tego jego. Przyłożyłam ucho do drzwi chcąc podsłuchać co się tam dzieje, ale były dobrze wykonane przez co byłam zmuszona od razu wejść do środka.

-Chciał mnie Pan widzieć - stanęłam na środku pomieszczenia.

Siedział z nogą założoną na nogę i stukał palcami o biurko. Gdy tylko się zbliżyłam wstał i spojrzał na mnie złowrogim spojrzeniem.

-CO TO JEST?! - wziął z biurka gazetę i rzucił nią o podłogę. Wylądowała tuż przy moich nogach.

Patrzyłam na niego przez moment. Próbowałam się domyślić co powinnam teraz zrobić. Nigdy nie widziałam żeby wściekał się na pracownika.

Pochyliłam się i podniosłam gazetkę. Gdy ją odwróciłam zauważyłam, że to była ta, którą mu wysłałam jakiś czas temu. Jimin był na jej okładce. Nieźle się nad nią napracowałam.

-Nie rozumiem co Panu w niej przeszkadza - odpowiedziałam mu cicho. Wiedziałam, że właśnie kopię dla siebie grób.

-CO ROBI TU JIMIN?! - spuściłam wzrok. Nie sądziłam, że to będzie wielkim problemem.

-Pomyślałam, że to ładne zdjęcie. Jimin nie miał nic przeciwko - tłumaczyłam się. Trochę się go bałam.

-CZEMU NIE ZAPYTAŁAŚ MNIE?! WYKORZYSTAŁAŚ JEGO CHOROBĘ DO WŁASNYCH CELÓW! - oskarżał mnie.

-Nikogo nie wykorzystałam. W tamtym czasie nie wiedziałam, że jesteście rodzeństwem - podniosłam lekko wzrok żeby spojrzeć w jakim jest stanie - Nie chciałam Panu zaszkodzić - wyjaśniłam panując nad moimi nerwami.

Oparł się o biurko. Sapał ze złości. Zupełnie jakby nie mógł wystać. Był cały czerwony.

-Mogę zrobić inną okładkę. Reszta materiału nie wspomina ani o Panu ani o Jiminie - zaproponowałam. W końcu nie chciałam żeby moja praca poszła na marne.

-Nie, zrobisz nowy artykuł i mi go przyniesiesz - przetarł ręką twarz żeby się uspokoić i usiadł na swoim fotelu - A teraz wyjdź - powiedział stanowczo.

-Przepraszam - szepnęłam zanim stamtąd wyszłam.

Wkurzona kopnęłam śmietnik, który stał niedaleko. W tym kraju mnóstwo ludzi nosiło to nazwisko. Skąd miałam o tym wiedzieć?

-Zrobisz nowy artykuł i mi go przyniesiesz - naśladowałam jego głos - A może zajmiesz się swoim bratem - wystawiłam język, byłam zirytowana.

Wtedy wpadło mi coś do głowy. Czy udziały w firmie nie powinny być podzielone między nich? Może Jimin też ma coś dla siebie?

Uśmiechnęłam się na tą myśl. Głupi Jihyun jeszcze dostanie za to co mi zrobił.

W podskokach wróciłam na swój dział. Gdy tylko weszłam zauważyłam, że coś było nie tak. Wszyscy odeszli od swoich stanowisk i zebrali się wokół tej piskliwej żmii.

Zakradłam się do środka i stanęłam za Naemin.

-Co się dzieje? - cicho zapytałam.

-Lin dostała awans - powiedziała wciąż nie odrywając oczu od zbiorowiska.

-A to picza - fuknęłam.

-Cicho - upomniała mnie.

Gdybym go dzisiaj nie wkurzyła to bym miała ten awans jak w banku. Jebane szczęście, opuściło mnie.

-Zapraszam was dzisiaj na opicie mojego sukcesu! - cieszyła się, a ja coraz bardziej miałam ochotę kogoś skrzywdzić.

Jednak gdy każda kolejna osoba mówiła, że ma inne plany, uśmiechnęłam się pod nosem. Nie zasługiwała ani na świętowanie ani awans.

-Okej, Okej to w takim razie jutro wieczorem - odparła szczęśliwym głosem.

-Pff wielka diva - powiedziałam pod nosem na co zostałam szturchnięta przez Naemin. Doskonale wiedziała jak jej nie lubię. Nawet zniszczenie jej pracy nic nie dało.

-Lila ty też przyjdź! - krzyknęła do mnie.

Od machałam jej ręką dla świętego spokoju. Naemin odwróciła się do mnie chcąc pogadać.

-Idziesz? - zapytała z nadzieją w głosie.

-Nie mam ochoty - burknęłam pod nosem.

-No weź, nie zostawiaj mnie samej - chwyciła moje ramię prosząc mnie o przysługę.

Sama nie wiedziałam. Nie chciałam tam iść przez Lin, ale co jeśli zabrałabym ze mną Jimina? Ten pomysł od razu mi się spodobał.

-No dobra - zgodziłam się nie zdradzając dla niej planu. Będzie miała niespodziankę.

Zrobię wszystko, żeby wyciągnąć go z domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top